Śmierć Polaka: przesłuchania policjantów

TVN UWAGA! 135923
Kanadyjska prokuratura umorzyła postępowanie przeciwko policjantom, którzy śmiertelnie porazili paralizatorem Roberta Dziekańskiego. Uznała, że działali zgodnie z prawem. Przesłuchania przed komisją dają cień szansy na wznowienie postępowania.

Kanadyjscy policjanci, którzy w październiku 2007 r. na lotnisku w Vancouver porazili prądem z paraliztora Roberta Dziekańskiego, zeznają przed komisją. Przesłuchania są publiczne i obszernie relacjonowane przez kanadyjskie media. Zdecydowana większość zainteresowanych sprawą Kanadyjczyków, tak jak ponad dwa lata temu była wstrząśnięta śmiercią Polaka, tak dziś jest oburzona zeznaniami policjantów. Twierdzą oni, że Dziekański był agresywny i musieli zastosować wobec niego przemoc. Mówią tak, mimo że koronny dowód - amatorski film nagrany na komórkę przez świadka zdarzenia - pokazuje co innego. Dziekański był zdenerwowany, zachowywał się głośno, policjanci nie mogli się z nim porozumieć, bo nie znał żadnego obcego języka. Ale nie był niebezpieczny. W czasie publicznych przesłuchań policjantów wyszły na jaw nowe, szokujące fakty. Kiedy Robert Dziekański zsiniał i leżał nieprzytomny, policjanci nie udzielili mu pomocy. Konał skuty w kajdankach. Policjanci nie rozpoczęli reanimacji siniejącego, tracącego przytomność Roberta Dziekańskiego. Nawet nie zdjęli mu kajdanek. - System to kryje, mimo że są świadkowie – ja i inne osoby, a także są dowody, takie jak to wyraźne nagranie - mówi Sima Ashrafinia, świadek tragedii na lotnisku. - Proszę sobie wyobrazić, co dzieje się, gdy nie ma świadków i nagrań. To mnie przeraża. Czy to jest Kanada, którą wybrałam jako uchodźca? Czy powinnam tutaj wychowywać swoje dzieci? Nie sądzę. Z daleka to wygląda jak niebo, ale czy żyję w niebie? - Szczerze mówiąc jestem rozczarowany - komentuje przesłuchania Don Rrosenbloom, adwokat polskiego rządu w sprawie. - Spodziewałem się, że policjanci będą bardziej bezpośredni i otwarci podczas przesłuchań. Ale nie byli. Obrali inną taktykę. Uważam, że jest to godne pożałowania. To wstyd dla nas, Kanadyjczyków, że nasi policjanci nie byli do końca szczerzy w zeznaniach dotyczących wydarzeń tamtej nocy. Po tragedii w Vancouver prokuratura w Gliwicach wszczęła postępowanie mające wyjaśnić przyczynę śmierci Roberta Dziekańskiego. Niestety, mimo dwustronnej umowy o pomocy prawnej między Polską a Kanadą tamtejsi prokuratorzy do tej pory nie przesłali do Polski akt z postępowania. W najbliższym czasie część postępowania przeniesie się do Polski. Zostaną tu przesłuchani znajomi Roberta Dziekańskiego.

podziel się:

Pozostałe wiadomości