Śmierć pensjonariusza

TVN UWAGA! 135515
W październiku zeszłego roku z domu pomocy społecznej w Kutnie uciekł jeden z pensjonariuszy. Szukano go przez pięć miesięcy. W końcu kilka tygodni temu jego ciało odnaleźli myśliwi. Leżało w rowie melioracyjnym 300 metrów od bramy ośrodka. To już drugie podobnie zdarzenie dotyczące tego domu pomocy. Dlaczego już po pierwszym przypadku nie wyciągnięto właściwych wniosków?

- Zadzwoniła pani z ośrodka i powiedziała, że brat zaginął. Zaczęliśmy rozlepiać plakaty, pojechaliśmy do ośrodka, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Powiedziano mi, że po prostu wyszedł i go nie ma. Tam nie było żadnego problemu, żeby wejść. Brama była uszkodzona. Przez pierwszy miesiąc byliśmy tam praktycznie codziennie. I tam zawsze była brama otwarta, nawet wieczorami – mówi Anna Łuczak, siostra nieżyjącego Piotra. Brat pani Anny, Piotr, był upośledzony umysłowo. Cierpiał także na epilepsję. Na początku października wyszedł z ośrodka. Był zimny, jesienny wieczór. Opiekunowie nie zauważyli jego zniknięcia. - Był człowiekiem, który przemieszcza się w różne miejsca. Pewnie w tym momencie miał pragnienie wyjścia. Po krótkiej chwili zauważono jego nieobecność i zostały wszczęte wszystkie procedury. Akcja poszukiwawcza była natychmiastowa – twierdzi Izabela Zielonka, Dom Pomocy Społecznej w Kutnie. Rozpoczęły się poszukiwania. Policja, rodzina i pracownicy ośrodka, próbowali ustalić dokąd mógł oddalić się mężczyzna. - Brama w tym czasie była zamknięta. Przeanalizowaliśmy to. Musiał albo wyjść przeskakując przez płot, albo… Przez dziury raczej nie, bo są połatane. Furtka jest zamknięta i zawsze była. Natomiast brama do g.15 była otwarta i zawsze przed nią stoi pracownik i jej pilnuje – mówi Radosław Pawlak, dyrektor Domu Pomocy Społecznej w Kutnie. - Było kilka śladów, które my podjęliśmy i sprawdzaliśmy. Między innymi prowadziliśmy poszukiwania ogólnopolskie. Byliśmy w bardzo dobrym kontakcie z rodziną zaginionego. Niejednokrotnie informowała nas o ewentualnych miejscach pobytu – mówi Paweł Witczak, Komenda Powiatowa Policji w Kutnie. Poszukiwania trwały pięć miesięcy. Niestety, nie przyniosły rezultatu. Ciało mężczyzny zostało znalezione przez myśliwych w rowie melioracyjnym, zaledwie 300 metrów od ośrodka. Jak i kiedy zginął mężczyzna? Czy zamarzł, czy zmarł z wycieńczenia? - To miejsce, gdzie znaleziono zwłoki, było kilkukrotnie sprawdzane przez psy. Pytanie jest, kiedy doszło do zgonu mężczyzny i czy to nie było później, kiedy te czynności zostały wykonane – zastanawia się Paweł Witczak, Komenda Powiatowa Policji w Kutnie. Jak to możliwe, że nikt wcześniej nie zauważył leżących tak blisko ośrodka zwłok? Sprawę bada prokuratura. Śledczy czekają na wyniki sekcji zwłok i szczegółową opinię biegłych. - Biegły wykluczył udział osób trzecich, mamy do czynienia ze śmiercią naturalną tego mężczyzny – mówi Sławomir Erwiński, Prokuratura Rejonowa w Kutnie. Mimo że Piotr Łazienka był ubezwłasnowolniony, już wcześniej zdarzało się, że sam wychodził z ośrodka. - Była sytuacja, że znaleziono go 12 kilometrów za ośrodkiem, przypadkiem. Zaginięcie nie było wtedy zgłoszone na policję. Wiadomo, że nie przeszedł 12 kilometrów w ciągu jednej godziny – przypomina Anna Łuczak, siostra nieżyjącego Piotra. W kutnowskim domu pomocy społecznej mieszka 140 podopiecznych. Wśród osób upośledzonych umysłowo, mieszkańcami są też osoby chore psychicznie. Śmierć Piotra Łazienki jest kolejnym przypadkiem tragicznej w skutki ucieczki mieszkańca tej placówki. Dwa lata temu, na torach kolejowych znaleziono ciało chorującego na Alzheimera pensjonariusza domu. - Brat był tam dwa tygodnie i zginął. Dowiedziałam się o tym o g.22 z minutami. Pojechałam do opieki, a one mi się pytają, czy ja jeszcze nic nie wiem? Już nie żył. Ręce załamały. Takie jest moje zdanie, że one nawet nie widziały, o której wyszedł. Gdyby powiadomiły o g.17, że go nie ma, to cała rodzina by go szukała. Do tej pory mam żal, że go oddałam i zginął – mówi Elżbieta Krysztofiak, siostra nieżyjącego pacjenta. Sprawę śmierci brata pani Elżbiety umorzono. Prokurator zalecił jednak poprawę bezpieczeństwa mieszkańców placówki - zamykanie bramy po godzinie 15 i załatanie dziur w ogrodzeniu. - Prokuratura doszła do wniosku, że nie można nikomu postawić zarzutów – wyjaśnia Sławomir Erwiński, Prokuratura Rejonowa w Kutnie. Dyrekcja ośrodka nie poczuwa się do winy. Jeszcze bardziej niepokojąca jest obojętność urzędników kontrolujących placówkę. - Nie sądzę, żeby to było zaniedbanie, takie przypadki się zdarzają – stwierdza Ewa Wypych, Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie.

podziel się:

Pozostałe wiadomości