Było sobotnie popołudnie. Rodzice Wiktorii wspólnie ze znajomym pili alkohol. Gdy trunków zabrakło, wyszli do sklepu. Dziewczynkę zostawili pod opieką pijanego, 54-letniego mężczyzny. Krzyk nietrzeźwego opiekuna usłyszał wujek siedmiomiesięcznej Wiktorii. - Stał pijany przed domem. Krzyczał. Mała już leżała i nie żyła - wspomina pan Janusz. Kiedy przyjechało pogotowie, dziecko już nie żyło. Pół godziny później wrócili rodzice. - Nawet nie wiedzieli, co się stało. Nie kontaktowali. Matka wzięła tą małą i mówiła, że ona żyje. Nosiła ją nagą. Chyba była w szoku – mówi pan Janusz. Policja aresztowała rodziców i mężczyznę, który został z dzieckiem. Wszyscy byli pijani. - Dopiero, gdy alkohol z nich wyparował, do ich świadomości dotarło, że dziecko nie żyje – wyjaśnia Jacek Bujarski z Komendy Miejskiej Policji w Słupsku. Rodzicom przedstawiono zarzut narażenia życia, mężczyźnie zabójstwa. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci dziecka, były liczne obrażenia czaszki i mózgu. Dziewczynka miała też złamaną rękę i żebro. - Albo upadek, albo uderzenia o jakiś twardy przedmiot – o podłogę lub ścianę. On miał ponad trzy promile podczas zatrzymania, więc nic nie pamięta. Matka mówiła, że nie zauważyła, by opiekun był w stanie nietrzeźwym – mówi Maria Pawłyna z Prokuratury Rejonowej w Słupsku. Dlaczego 34- letnia matka Wiktorii była tak nieodpowiedzialna? Czy również ona nie radziła sobie z alkoholem? - Dziecko było czyste, dbała o nie. Tylko czasami piwko wypiła - twierdzi Teresa Radzikowska, mieszkanka Grapic. Zobacz także:Utopione dzieckoZamordowane dzieckoZagłodzone dziecko