Kuligi są jednym z żelaznych punktów zimowych pobytów w Wiśle. Podczas przerwy świąteczno-noworocznej i w czasie ferii często chętnych na kuligi jest tak wielu, że zwierzęta wożą turystów przez wiele godzin.
Woźnica nawet nie zszedł z wozu
18 lutego, w tracie jednego z przejazdów saniami doszło do wypadku. Było już późno, około godz. 24.
- To była impreza dla pięćdziesięciu osób. Na wszystkich czekały trzy wozy, miało być ich więcej. Kulig jechał bardzo szybko, nagle koń się przewrócił, po prostu padł – opowiedział nam jeden ze świadków zdarzenia.
Część turystów ruszyła z pomocą. Tymczasem, z relacji świadków wynika, że woźnica nawet nie zszedł z wozu. Powiedział, że koń odpoczywa i nic złego mu się nie dzieje.
- Widać było, że koń ma oczy zamglone, język wywalony na bok. Mówiłem, żeby go porozpinać z chomąta, bo może coś go dusi – opowiada uczestnik kuligu.
Świadkowie uważają, że koń padł z wycieńczenia.
- Nie wyglądał na chorego, ani wychudzonego. Najpewniej padł z wycieńczenia, tego dnia było bardzo dużo turystów. Musiał być mocno eksploatowany - uważa świadek, z, którym rozmawialiśmy.
Szybka diagnoza weterynarza
Koń miał 10 lat. Przed śmiercią zwierzę miało pracować w Dolinie Białej Wisełki 12 godzin. Wezwany na miejsce lekarz weterynarii, w kilka minut wskazał przyczynę zgonu, a ciało konia zostało zutylizowane.
- Weterynarz, który przybył na miejsce, po ciemku, bez badania wypisał akt zgonu i pojechał. Całość trwała może dziesięć minut. Jako przyczynę zgonu konia wpisał niewydolność krążeniową. Według opinii innych weterynarzy, z którymi rozmawiałam takiej przyczyny nie można stwierdzić bez sekcji zwłok – przekonuje Katarzyna Brandys z fundacji „Lepszy świat” w Cieszynie.
Okoliczności śmierci konia oraz działanie lekarza weterynarii sprawdza teraz Powiatowy Inspektor Weterynarii.
- Przyczyn takiego zgonu mogło być wiele. Tylko sekcja zwłok mogłaby wykazać konkretną. Żałuję, że do tej sekcji nie doszło – przyznaje lek. wet. Bogusław Kubica z Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Cieszynie.
To nie turystyka, to przemysł
Właściciel konia nie chciał rozmawiać przed kamerą z naszą reporterką. Twierdzi, że zwierzę kupił w listopadzie, specjalnie na kuligi. Choć potwierdza, że w tamtym dniu turystów było bardzo dużo, jego zdaniem koń nie mógł być przemęczony. Tego dnia pracował dopiero od południa, miał jedynie pięć kursów z turystami i przed ostatnim zjazdem odpoczywał dwie godziny.
Zdaniem mieszkańca Wisły, który w obawie przed zemstą sąsiadów wypowiada się anonimowo, sytuacja tamtejszych koni wygląda inaczej.
- To nie jest pierwszy koń, który tutaj padł. Konie padały po pracy, w drodze do domu. Zdarza się też tak, że wozacy wracają do domu, wstawiają konia do stajni, wracają rano, a koń jest nieżywy – opowiada mieszkaniec Wisły.
Podobne sygnały i informacje o nieprawidłowościach podczas kuligów w Wiśle trafiły już do obrońców praw zwierząt. Fundacje VIVA! i „Lepszy świat” złożyły do prokuratury zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa znęcania się nad zwierzętami.
- Mam nadzieję, że śmierć tego konia nie pójdzie na marne i uda nam się poprawić los zwierząt, które tutaj pracują – mówi Anna Plaszczyk z Międzynarodowego Ruchu na Rzecz Zwierząt Viva!
Jakie przepisy regulują pracę koni?
Żadne przepisy nie regulują, ile osób maksymalnie może wejść na wóz. Nie jest też określone, ile zwierzęta muszą odpoczywać między kolejnymi kursami. Trasa kuligów przebiega częściowo przez teren nadleśnictwa.
- Te konie zawsze są zadbane, nie jest tak, jak podajecie, że te zwierzęta są głodzone, czy zamęczane – zapewnia Andrzej Kudełka z Nadleśnictwa Wisła.
Po śmierci konia i naszych interwencjach przedstawiciele nadleśnictwa, powiatowy lekarz weterynarii, burmistrz Wisły oraz wozacy i właściciele firm organizujących kuligi ustalili wstępny regulamin przewozów.
Teraz na saniach ważących do 300 kg nie będzie mogło jechać więcej niż 12 pasażerów, konie nie będą mogły pracować dłużej niż 8 godzin w zaprzęgu, a po każdej godzinie ciągnięcia wozów będą musiały odpoczywać kilkanaście minut. Wozacy będą musieli przedstawiać zaświadczenia od weterynarzy, że konie mogą pracować w zaprzęgu i będą musieli prowadzić szczegółowe karty pracy. Dokument czeka jeszcze na akceptację burmistrza i nadleśnictwa.