Podwładni komendanta Straży Miejskiej w Łodzi poinformowali władze miasta o licznych nadużyciach komendanta, m.in. o tuszowaniu afer, wykorzystywaniu strażników do prac remontowych i nepotyzmie w straży miejskiej. - Najpoważniejszym zarzutem jest nieinformowanie prokuratury o popełnionych przestępstwach – mówi Marcin Zaborowski, strażnik miejski z Łodzi. – Do tego nagminnie łamany regulamin pracy, ubliżanie pracownikom, stosowanie mobbingu. - Komendant raz w tygodniu jeździ samochodem służbowym na tenisa – mówi Witold Sokołowski, przewodniczący Związku Zawodowego Funkcjonariuszy i Pracowników Straży Miejskich i Gminnych w Łodzi. – I wszyscy o tym wiedzą. - A my chodzimy na piechotę w rejonach, które są wielkości małych miast – dodaje inny strażnik. Strażnicy złożyli zawiadomienie do prokuratury na swojego szefa. Poinformowali także prasę o innych nagannych praktykach komendanta. - Komendant sam pisał donosy podszywając się pod mieszkańców naszego miasta – mówi Tomasz Jabłoński, dziennikarz Expressu Ilustrowanego. – W tych donosach potępiał na przykład pracę policji wychwalając jednocześnie strażników miejskich. Obok policji jedną z osób pomówionych przez komendanta jest radny Witold Skrzydlewski. - Komendant podpisał się jako Stefania i napisał, że z kwiaciarni mojej mamy pod jakimś cmentarzem komunalnym pracownica wyrzucała śmieci do nie naszego śmietnika, tylko do śmietnika komunalnego – mówi Witold Skrzydlewski. - Na temat donosów rozmawialiśmy z biegłym sądowym, grafologiem, który potwierdził, że jest to pisane tą samą ręką – mówi Tomasz Jabłoński. W tej sytuacji komendantowi nie pozostało nic innego jak przyznać się do kompromitujących faktów. Komendant tłumaczy jednak, że donosy pisał w imieniu osób, które zgłaszały się do niego po pomoc w rozwiązaniu swoich spraw. Kolejne przykłady kompromitującego się zachowania komendanta ujawnił jego były zastępca, który po konflikcie z szefem pół roku temu musiał odejść z pracy. - Komendant Seliga wychodząc do radia na program prosił nas o kierowanie telefonów do radia z pytaniami, które sam zasugerował – wspomina Jan Trzewikowski, były zastępca komendanta Straży Miejskiej w Łodzi. – Wykonywaliśmy te telefony jako mieszkańcy miasta. Strażnicy miejscy wielokrotnie mówili nam o przypadkach fałszowania statystyk straży miejskiej. - Tworzone są wydumane statystyki, gdzie każda posesja, którą kontroluje strażnik jest zaliczana jako interwencja – mówi jeden ze strażników. - Miesięcznie i rocznie wykonujemy pracę tytaniczną, przynajmniej tak to wynika ze statystyk. - Niemożliwym jest, żeby te liczby były faktyczne – mówi inny strażnik. – To jest przemnażane dla potrzeb urzędu, mediów. Informacje o niewłaściwym działaniu komendanta potwierdza także były szef związku zawodowego straży miejskiej w Łodzi, dwukrotnie zwalniany dyscyplinarnie, jak twierdzi, za krytykę zwierzchników - Było bardzo dużo osób, którym wycofywano wnioski do kolegiów – mówi Bogusław Pogodziński, były przewodniczący Związku Zawodowego Funkcjonariuszy i Pracowników Straży Miejskich i Gminnych w Łodzi. – Zdarzało się, że była założona blokada i dana osoba nie przyznała się, że jest pracownikiem Urzędu Miasta, więc był kierowany wniosek, później po interwencji komendanta wniosek był wycofywany. Jest to potwierdzone przez NIK, która stwierdziła 47 takich przypadków. Jeszcze większym skandalem było wykorzystywanie strażników przez wice komendanta straży miejskiej do remontu własnego domu. Gdy sprawa trafiła do mediów pracę stracił i wice komendant i bezpośredni przełożony wykorzystywanych strażników. - To nieuzasadnione zwolnienie – mówi Paweł Bajer, były przełożony wykorzystywanych strażników. – Ja poinformowałem komendanta o całej sprawie, a on nie podjął żadnych działań. Komendant wyrzucił mnie, żeby wybielić własną osobę moim kosztem. - Nie widzę dalszej możliwości kierowania strażą miejską przez tego komendanta – mówi Maciej Grupski, przewodniczący Rady Miejskiej w Łodzi. – Komendant musi odejść.---strona---