Do szpitala im. dr Józefa Dietla w Krynicy – Zdroju 67-letnia Stanisława Raczek trafiła cztery miesiące temu, na zabieg usunięcia kamieni z woreczka żółciowego. Operacja przebiegła bez problemu, kobieta odzyskała przytomność. Kiedy kilka godzin później chciała pójść do toalety, straciła równowagę i upadła na ziemię, uderzając głową o posadzkę. Kiedy córki pacjentki przyjechały do szpitala w odwiedziny, były zaskoczone nagłym pogorszeniem stanu zdrowia matki. - Mama leżała na łóżku dziwnie poskręcana – mówi Małgorzata Hycla, córka chorej. – Chciałam ją lepiej ułożyć, ale ona powiedziała – nie ruszaj mnie, bo strasznie boli mnie głowa. Z tyłu głowy miała guza wielkości kurzego jajka. Kobieta wymiotowała, traciła przytomność, skarżyła się na ból głowy. Jednak nie zrobiono jej nawet zdjęcia rentgenowskiego. Neurolog badająca panią Stanisławę kilka godzin po upadku napisała w karcie choroby pacjenta, że kobieta odczuwa nudności, ból głowy i traci momentami przytomność. Jednak, mimo że wiedziała, iż kobieta jest potłuczona, nie zleciła podstawowych badań. Lekarze przepisali jej leki przeciwwymiotne i przeciwbólowe. - Otrzymała należytą pomoc – mówi dr Tadeusz Frączek, ordynator Oddziału Chirurgii Ogólnej i Urazowo Ortopedycznej Szpitala im. dr Józefa Dietla w Krynicy – Zdroju. – Była konsultowana przez anestezjologa, internistów, neurologa. W takiej sytuacji nie wykonuje się badania tomografem. W nocy stan pani Stanisławy gwałtownie się pogorszył. - To był horror – mówi Małgorzata Hycla, córka chorej. – Wiem to od kobiety, która leżała na sali. Mama jakby zwariowała – zrywała plastry, kroplówki, cewnik, rwała włosy. Mimo to, lekarze po prostu przywiązali kobietę do łóżka pasami i zostawili. Dopiero następnego dnia rano zrobiono jej rentgen. Na stanowcze nalegania rodziny, zdecydowano w południe o przewiezieniu pani Stanisławy do Tarnowa na badanie tomograficzne. W tarnowskim szpitalu świętego Łukasza, natychmiast po badaniu przystąpiono do operacji. - Została przyjęta w bardzo ciężkim stanie – mówi prof. Andrzej Maciejczak, ordynator Oddziału Neurochirurgicznego Szpitala Wojewódzkiego im. św. Łukasza w Tarnowie. – Otarła się o śmierć. Gdybym widział chorą, która miała uraz głowy i kilka godzin potem była senna, spowolniała, zrobiłbym tomografię. To, że kobieta przeżyła, to cud. Dziś jest sparaliżowana, nie potrafi sama jeść, mówić, chodzić, nie rozpoznaje osób. Rehabilitują i opiekują się nią specjaliści ze szpitala w Limanowej. Natomiast lekarze z Krynicy-Zdroju swoje – jak je nazywają – niedopatrzenie, tłumaczą błędnym zdiagnozowaniem objawów. Według nich ból głowy był efektem wysokiego ciśnienia u pacjentki, natomiast wymioty miały być skutkiem narkozy, mimo że wiedzieli o urazie kobiety. - W momencie, gdy jest uraz głowy, trzeba brać pod uwagę najgorsze, czyli krwiak podtwardówkowy – i tak było w tym przypadku – mówi dr Krzysztof Kiciński, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. Ludwika Rydygiera w Krakowie. – Niestety, popełniono błąd. Poszkodowana kobieta nigdy nie wróci do pełnej sprawności, zarówno psychicznej jak i fizycznej. Rehabilitacja będzie trwała do końca życia. Mimo to żaden z pracowników szpitala w Krynicy do tej pory nie przeprosił rodziny pani Stanisławy za to, co się stało. Córki pani Stanisławy złożyły w prokuraturze doniesienie o popełnieniu przestępstwa przez pracowników krynickiego szpitala. Przeczytaj także:Zamarzł pod płotemNie stanowię zagrożeniaNiedbalstwo lekarzy doprowadziło do śmierci dzieckaCzy to dziecko musiało umrzeć?Chirurg-rzeźnik operuje jak potrafiŚmierć kobiety ---strona---