Życie Zuzanny Kuran, mamy niepełnosprawnej Kai i jednocześnie nauczycielki zajmującej się dziećmi z głębokim upośledzeniem, zmieniło się z początkiem nowego roku szkolnego. Decyzją dyrektorki szkoły, pani Zuzanna została skierowana do domowego nauczania dwójki uczennic mieszkających w najdalszych krańcach powiatu. Droga do pracy – pokonywana przez nauczycielkę autobusem i pieszo – zajmuje jej codziennie wiele godzin.
- Wstaję o godz. 5, przygotowuję córkę, przygotowuję jedzenie. Zawożę córkę do mojej mamy. Tam zostawiam samochód, bo córka często ma wizyty albo rehabilitację. O godz. 6:50 mam autobus, jadę do Kolonii-Włocin, tam wysiadam i ruszam w drogę do uczennicy. Po drodze zrywam jabłka, zbieram też różne rzeczy, które przydają się do zająć np. kasztany czy żołędzie. Jest wesoło, chociaż czasami wesoło przez łzy – przyznaje pani Zuzanna.
Jeszcze bardziej kłopotliwa jest droga do kolejnego dziecka.
- Niestety, nie ma tam autobusu. Biorę więc torby i ruszam drogą jakieś 8 km – opowiada kobieta. I dodaje: - Po tych zajęciach też nie mam autobusu. Wychodzę z lekcji i 4 km idę do przystanku. Na przystanku często muszę czekać, bo nie zawsze zdążę na autobus.
Zuzanna Kuran jest jedyną nauczycielką specjalnego ośrodka szkolno-wychowawczego w Sieradzu, której dzień pracy trwa ponad 10 godzin.
- Wracam około godz. 17. Muszę odebrać córkę, później zawieźć ją na dodatkowe zajęcia. Często, jak wracamy do domu, to padamy, nie mamy już siły – opowiada.
Dyrektor
Pani Zuzanna pracuje w sieradzkim ośrodku od dawna, ale jej problemy zaczęły się kilka lat temu, wraz z objęciem stanowiska przez nową dyrektor placówki.
- Wraz z grupą nauczycieli pracujących z najmłodszymi dziećmi zostałam zwolniona z ośrodka. Stało się tak, dlatego, że byłyśmy niewygodne. Dlatego, że uświadamialiśmy rodziny, jakie mają prawa. Pokazywaliśmy im, jakie mają możliwości pozyskania dodatkowych zajęć, tego ile osób powinno być w klasie, jakie są przepisy. Wiadomo, że nasze dzieci w ośrodku są zaburzone i potrzebują indywidualnego podejścia – tłumaczy Kuran.
- W 2019 roku otrzymaliśmy z rodzicami informację, że w szkole szykują się oszczędności. Wówczas z grupą rodziców i nauczycieli postanowiliśmy walczyć o to, żeby tak nie było. W tej grupie była również pani Zuzanna. I na pewno było to niemile widziane, że nauczyciel angażuje się i wspiera rodziców. Ale przede wszystkim ona też walczyła o dobro swojego dziecka – mówi Agnieszka Wróbel, członek rady rodziców Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Sieradzu.
Kiedy zwolnione nauczycielki postanowiły w sądzie walczyć o swoje prawa, szkoła ustąpiła i podpisała ugodę. Pani Zuzanna wróciła do pracy, ale konflikt z nową dyrektorką nie zakończył się.
- Co jakiś czas nauczycielom kończy się ocena pracy. Wypełniałam swoje obowiązki naprawdę rzetelnie, natomiast pani dyrektor oceniła mnie bardzo nisko, to była ocena – „poprawnie”. Nie zgodziłam się z tą oceną. Odwołałam się do kuratorium. Na komisji, gdzie byłam egzaminowana przez osoby z różnych środowisk, dostałam najwyższą ocenę – opowiada Zuzanna Kuran. I dodaje: - W tym roku czara się przelała. Dzień w dzień jest tak samo – zaczynam o 6:50 i trwa to do 17, a nawet 19. Droga do pracy zajmuje mi dużo więcej czasu niż praca.
- Według nas jest to dyskryminacja. Jest to chęć ukarania niepokornej nauczycielki, która działa bardzo prężenie w sprawie osób niepełnosprawnych – mówi Anna Kowalczyk ze Związku Nauczycielstwa Polskiego. I dodaje: - Pani Kuran wielokrotnie informowała panią dyrektor, że w drodze do uczniów ma problemy, że nie ma autobusu, a pracodawca nie wyraził woli jakiejkolwiek rozmowy. Nie odpowiada też na pisma do niej kierowane.
W obronie nauczycielki stanęli nie tylko związkowcy, ale też rodzice dzieci, które wcześniej i teraz uczy pani Zuzanna.
- Prosiłam dyrekcję szkoły, żeby przywrócono panią Zuzię do mojego Mateusza. Dzwoniłam trzy razy do szkoły, bez efektu – mówi Anna Przybylak.
Pani Zuzanna mogłaby dojeżdżać do uczniów prywatnym autem, ale samochód codziennie w czasie jej pracy służy do przewozu na rehabilitację niepełnosprawnej Kai, córki kobiety.
Próbowaliśmy porozmawiać z dyrektor szkoły, ale kiedy pojawiliśmy się na miejscu, była nieobecna. Rozmawiać nie chciała też wicedyrektor.
W tej sytuacji, na rozmowę umówiliśmy się w starostwie, które zarządza szkołą.
- Całą sprawę znam z doniesień medialnych i różnych interpelacji, które wpłynęły do nas do starostwa – stwierdza Józef Jura, naczelnik wydziału oświaty Starostwa Powiatowego w Sieradzu. I dodaje:- Oczekujemy od pani dyrektor na wyczerpujące wyjaśnienia. Poza tym uważam, że jest w kraju taka instytucja jak sąd pracy.
Dziennikarz przypomniał, że już raz pani Zuzanna wygrała.
- Ale jeżeli jest to nowa sprawa, to należy spotkać się w sądzie. Za organizację pracy w szkole odpowiada dyrektor i to dyrektor powinien dojść do porozumienia z panią Kuran. A jeśli nie potrafi, to nie wiem, trzeba będzie wkroczyć - stwierdza.
Po naszej wizycie w sieradzkiej szkole, jej dyrektorka przesłała do naszej redakcji oświadczenie.
Zapewnia w nim m.in. o swojej dobrej woli i zaprzecza jakoby celowo „narażała nauczycielkę na uciążliwość dojazdów do uczniów”. Jednocześnie twierdzi, że w szkole nie ma innych nauczycieli o kwalifikacjach pani Kuran, którzy mieliby lepsze warunki dojazdu do oddalonych od Sieradza miejscowości. Z kolei Starostwo Powiatowe w Sieradzu wciąż nie zajęło stanowiska w tej sprawie.