Krzysztof L. jest trenerem siatkówki od ponad dwudziestu lat. - Pod jego kierunkiem dziewczyny osiągały coraz większe sukcesy. Pięły się w tej drabinie na coraz wyższy poziom – mówi pani Renata, matka Marysi. Ale nie wszystko było w porządku. - Idę na treningi i wiem, że za chwilę poniży mnie jak szmatę, zjedzie jak psa. Powie, że jestem nikim, że wszystko, co robię jest złe, nawet to, że żyję. Mam dość, chcę zasnąć i nigdy się nie obudzić – tak w pamiętniku napisała 15-letnia Daria, siatkarka. Daria ujawniła pamiętnik, kiedy koleżanka powiedziała jej, że była molestowana przez Krzysztofa L. Do tego czasu rodzice siatkarek niczego złego nie zauważali. Ślepo wierzyli, że ,,Lewy’’, jak nazywają trenera siatkarki, zrobi z ich córek gwiazdy sportu. - Potrafił wycałować ręce od dołu do góry rodzicom, mówić o wynikach sportowych, chwalić dzieci, być uśmiechniętym – wspomina pani Teresa, matka Pauliny. - Wszyscy rodzice powtarzają, że wiedzieli, że miał rygorystyczne metody, że był wymagającym trenerem. A chcieliśmy, żeby nasze dzieci osiągały sukces – mówi jedna z matek. - Nikt się nie skarżył na niego. Nawet, jak coś złego robił, nawet jak robił trening japoński. Trening japoński polegał na tym, że za karę w nocy budził nas. Najpierw musiałyśmy biegać, później były ciężkie ćwiczenia. Nie mogłyśmy ani umyć się, ani napić, ani załatwić – opowiada Marysia. - To był człowiek, który za wszelką cenę chciał osiągnąć sukces. A myśmy mu w tym pomagali, bo nikt z nas przeciwko temu nie oponował – dodaje jeden z rodziców. Krzysztof L. prowadził drużyny w Poznaniu, w Złotowie i w Pile. I choć odnosił sukcesy, jego zwierzchnicy nie mają o nim najlepszej opinii. - Robił różne intrygi. Próbował nastawiać zespół przeciwko zarządowi. Tego typu rzeczy spowodowały, że nie chcieliśmy z nim współpracować – mówi Radosław Ciemięga, wiceprezes Farmutilu Piła. - Cały czas mówił o pieniądzach, że jak będą pieniądze, to będą wyniki – dodaje Jan Grenda, wiceprezes Energetyka Poznań. Molestowana dziewczyna nie zgodziła się na rozmowę. Napisała do redakcji list o swoich uczuciach. - Nadal czuję lęk, stres i zmartwienie. Jestem zniechęcona do sportu, roztrzęsiona i sfrustrowana, że dałam tak sobą manipulować. Nie szanowałam własnej osoby. Chcę wam wszystkim uświadomić, jaki był ten człowiek, jak nieuczciwie postępował, ranił i krzywdził – napisała Paulina. - Ok. g. 1 w nocy trener do nas przyszedł. Okazało się, że trochę wypił. To było po nim widać. Rozmawiał z nami do 4.30 nad ranem. Widziałam, że przytulał dziewczyny, leżał u nich na łóżku i tam obejmował za biodro - opowiada Daria, autorka pamiętnika. - Usiadł na łóżku. Pożyczył od mojej koleżanki klapki, a drugą całował po rękach, czole i policzkach – dodaje Marysia. Krzysztof L. został aresztowany. Grozi mu nawet dwanaście lat więzienia. - Krzysztof L. jest osobą podejrzaną. Stawiane są mu zarzuty popełnienia przestępstw: nadużycie stosunku zależności, doprowadzenia osoby do poddania się innej czynności seksualnej, znęcanie się oraz zarzut pedofilii. Psycholog oceniając wiarygodność zeznań wydał opinię pozytywną. Określił, że ich zeznania są wiarygodne, spójne, logiczne – mówi Magdalena Mazur – Prus, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Prokuratura sprawdza, czy trener już wcześniej molestował swoje siatkarki. Młode siatkarki zawiodła też szkoła. Kiedy wiosną aresztowano Krzysztofa L. okazało się, że już w styczniu autorka pamiętnika swoje przeżycia przytoczyła w pracy klasowej pod tytułem ,,Znęcanie się psychiczne trenera nad zawodniczkami’’. Polonistka nie zareagowała. - Być może było takich prac więcej i polonistka potraktowała to jako fikcję – wyjaśnia Anna Krystkowiak z Kuratorium Oświaty w Poznaniu. Maria, Daria i Paulina zostały wykluczone z zespołu, bo większość ich koleżanek nie wierzy w winę trenera. Także większość rodziców siatkarek nie chce myśleć, że zarzuty wobec Krzysztofa L. mogą być prawdziwe. - Córka ani razu nie potwierdziła tych zarzutów, które się pojawiły. To jest niemożliwe, żeby przez pięć lat, trenując regularnie, jeżdżąc na wszystkie obozy nie spotkała się takimi zarzutami - mówi Paweł Nawrocki, ojciec siatkarki. Wykluczone dziewczyny zostały same. Czują się podwójnie skrzywdzone. Nie rozumieją, dlaczego koleżanki ukarały je za powiedzenie prawdy. - Zrobiła dobry uczynek. Żadne dziecko nie zostanie już skrzywdzone, ale wielu ludzi tego nie rozumie, że poświęciła siebie – mówi Teresa, matka Pauliny. O winie Krzysztofa L. rozstrzygnie wkrótce sąd. Trzy siatkarki, które złożyły na niego doniesienie, są pod opieką psychologa. Nie mogą grać w siatkówkę, bo nie dość, że zostały wykluczone z zespołu, to jeszcze klub nie chce wydać ich kart zawodniczych żądając za nie pieniędzy. Dla Darii i Pauliny to kolejna kara, bo taka sytuacja może spowodować w ich przypadku konieczność zmiany szkoły.