Liceum w Resku zorganizowało szkolny biwak. Młodzież miała poznawać przyrodę. Wyjazd szybko wymknął się spod kontroli. Nauczycielka piła z młodzieżą alkohol. Jej mąż natomiast zwabił dwie uczennice do samochodu, pod pozorem wycieczki na polowanie. Pojechali razem do domu, co tłumaczył koniecznością zabrania telefonu komórkowego. - Weszłyśmy normalnie do domu. Kto by się spodziewał. Siedział na tapczanie w majtkach i koszulce – wspomina jedna z dziewczyn. Obie twierdzą, że zostały zgwałcone. Uczennice o zdarzeniu opowiedziały rodzicom. Ci skierowali sprawę do prokuratury. Hubertowi H. przedstawiono zarzut dwukrotnego zgwałcenia. Miesiąc spędził w areszcie. Sprawę jednak umorzono. - Nie oznacza to, że gwałtu nie było. Nie ulega wątpliwości, że doszło do współżycia między podejrzanym a dwoma pokrzywdzonymi. Zabrakło jednak dowodów, żeby skierować akt oskarżenia. O umorzeniu postępowania zdecydowało to, że pokrzywdzone złożyły zupełnie odmienne zeznania - powiedziała Klaudia Karpińska-Gęsikiewicz z Prokuratury Rejonowej w Łobzie. Z taką decyzją nie chcą pogodzić się rodzice dziewczynek. - Winny chodzi z głową podniesioną, a te niewinne są wytykane palcami. Mają cierpieć za swoją naiwność? Chcemy sprawiedliwości, żeby naszym córkom uwierzono i mogły porządnie zasnąć – mówi ojciec Moniki i mama Ani. Hubert H. nie zaprzecza, że współżył z uczennicami. Twierdzi jednak, że wszystko odbyło się za ich zgodą. - To nie był gwałt. Nigdy nikogo nie skrzywdziłem. Można powiedzieć, że to miał być seks. Jedna z tych dziewczyn Monika, była prowokująca. Zaczęła nawet rozbierać swoją koleżankę. Zachowałem się jak typowy facet – mówi mąż nauczycielki. Nauczycielka, która opiekowała się młodzieżą podczas biwaku, już nie pracuje w szkole. Oprócz tego, że piła z uczniami alkohol, ma zarzut nakłaniania ich do składania fałszywych zeznań w prokuraturze. - Chłopców, którzy brali udział w biwaku, nakłaniała, aby w prokuraturze zaprzeczyli, iż na biwaku był spożywany alkohol. Nie przyznała się do popełnienia tego czynu – dodaje prokurator.