Mimo że pan Bogusław jest podopiecznym ośrodka pomocy społecznej, pomoc ze strony pracownicy socjalnej jest niewystarczająca. Ciepłe posiłki dla pana mężczyzny przygotowują sąsiadki.
- Przychodzę codziennie, nawet dwa, trzy razy dziennie. Ostatni raz około godziny 22 – mówi Wioletta Kulczyńska. I opowiada: Nie raz widzę, że jest nawet nieprzewinięty albo rozebrany, nie ma koszulki. Jest też głodny, bo zjada, to, co przynoszę chętnie i ze smakiem. Opieka, jak przynosiła mu coś, to bochenek chleba i serek.
To nie wystarcza, ponieważ pan Bogusław przekonuje, że nie jest w stanie sobie nic samodzielnie przygotować.
Śmierć żony
Trzy tygodnie temu żona pana Bogusława popełniła samobójstwo. Jak twierdzą sąsiedzi, kobieta miała nie radzić sobie z opieką nad mężem.
- Przerosło ją to. Ani nie mogła nigdzie uzyskać mieszkania, ani żadnej opieki z pomocy społecznej. Mówiła, że jej ciężko. To była drobna, niska kobiecina i ciężko było jej podnieść chorego męża, przewinąć go czy oklepać – wskazuje Małgorzata Kulczyńska.
- Już dwa lata temu prosiła o pomoc. Chodziła do OPS-u i prosiła jedynie o pielęgniarkę, która przychodziłaby i pomagała, chociaż w myciu męża – dodaje Adrianna Jasik.
Gdy po śmierci żony pan Bogusław został sam, zaniepokojeni sąsiedzi wezwali pogotowie. Mężczyzna na krótki czas trafił do szpitala.
- Jak przyjechało pogotowie, to nie chciało go zabrać, potem powiedzieli, że nie będą go tam trzymać. Jak został przywieziony, to został rzucony. Po prostu leżał na podłodze – mówi Beata Szymańska.
Na dowód sąsiadki pokazują zdjęcia mężczyzny leżącego na podłodze.
- Mieli telefon do jego córki i nikt nie powiadomił, że ojciec wraca do domu – zaznacza pani Wioletta.
Dlaczego załoga karetki pozostawiła pana Bogusława bez opieki? Jak poinformowała nas firma transportu medycznego, ratownicy byli przekonani, że pacjentem zajmie się rodzina.
Córka
Widząc tragiczne warunki mieszkaniowe pana Bogusława, po powrocie mężczyzny ze szpitala sąsiedzi przenieśli go do pustego mieszkania socjalnego w tej samej kamienicy. O sytuacji ojca poinformowali także córkę.
- Opiekunka nie daje mu w ogóle jedzenia. Nawet go nie przewinęła. Nie jestem w stanie być z nim cały czas, a zostawili go już tydzień – ubolewa Karolina.
Młoda kobieta od dawna nie utrzymywała kontaktu z rodzicami. Wyprowadziła się z domu ze względu na ciężkie warunki mieszkaniowe, a także alkoholizm rodziców.
- Żyłam tam do 21 roku życia. Musiałam się myć w miskach. We trójkę mieszkaliśmy w jednym pokoju. Z mamą spaliśmy w jednym łóżku. Nie mogłam przyprowadzić do tego mieszkania nawet żadnej koleżanki. Całe życie wstydziłam się, jak mieszkam – mówi Karolina.
- Teraz cała odpowiedzialność spadła na mnie, a jestem sama. Nie mam nikogo – mówi córka pana Bogusława.
Z jej relacji wynika, że jej ojciec nie wie o śmierci żony.
- Boję się mu powiedzieć, boję się, że coś mu się stanie. Chciałabym, żeby poszedł do ZOL-u i tam mu chcę powiedzieć, bo tam będzie miał opiekę. Jak dotychczas pytał o mamę, to mówiliśmy, że jest w szpitalu – przyznaje.
Pomoc społeczna
O trudnej sytuacji rodziny oraz o decyzjach ośrodka pomocy społecznej chcieliśmy porozmawiać z dyrekcją placówki. Niestety odmówiono nam spotkania przed kamerą. Nie doczekaliśmy się także wyjaśnień oraz odpowiedzi na pytania – dlaczego w przeszłości pani Alicja nie uzyskała wsparcia ze strony MOPS-u, a także, dlaczego panu Bogusławowi pilnie nie zapewniono opieki.
- Nie wiem, co będzie z tatą, bo nie jestem w stanie opiekować się nim 24 h na dobę, nie mając pracy i dochodów na życie – mówi Karolina.
Sprawa skierowania mężczyzny do zakładu opieki leczniczej bez jego zgody utknęła w sądzie. Z kolei ośrodek pomocy społecznej nie wnioskował o pilne zabezpieczenie sytuacji pacjenta. Pan Bogusław nadal pozostawał bez stałej opieki.
Nie mogąc przejść obojętnie obok sytuacji pana Bogusława, znaleźliśmy dla niego bezpieczne miejsce.
Do czasu podjęcia decyzji przez sąd mężczyzna pozostanie podopiecznym stołecznego schroniska Betlejem.
- Jest to osoba bardzo schorowana, wymagająca całodobowej opieki. Nie wejścia i wyjścia opiekunki, tylko tego, żeby na przykład przy upałach co godzina ktoś mu podał szklankę z piciem, bo inaczej się odwodni, albo umrze z pragnienia w XXI wieku – mówi Renata Trzeszczak ze schroniska. I dodaje: - Będzie mógł u nas zostać, ale to nie jest rozwiązanie dla tego pana, bo on powinien natychmiast być w placówce, która da mu całodobową opiekę. My jesteśmy schroniskiem, ale przede wszystkim ludźmi i na pewno nie zostawimy go w biedzie. Zrobimy, co tylko możemy do czasu aż uzyska swoje miejsce.