- Masz śliczne włoski, moje kochanie - mówi mama Sandry, Wanda Bitau, czesząc córkę. - Sandra miała na ich punkcie obsesję. Zawsze musiała mieć perfekcyjnie zrobione włosy - opowiada jej przyjaciółka, Oktawia Guss.
"Zawsze mieliśmy o czym rozmawiać"
Sandra wychowywała się w Chełmnie. Miała 16 lat i rozpoczęła właśnie naukę w szkole zawodowej na kierunku fryzjerstwo. Wolny czas spędzała z Grzesiem.
- Zawsze mieliśmy o czym rozmawiać: temat za tematem. Dużo razem spacerowaliśmy, poznawaliśmy razem różne miejsca. Ona bardzo kochała zwierzęta. Kiedyś w mieście spotkaliśmy kota, który miauczał z głodu. Sandra od razu kupiła dwie puszki i dała mu jeść. Była niesamowita. Zakochałem się. Miała to coś. Ma to coś! Cały czas - mówi Grzegorz.
Myśleli, że jest szczęśliwa
Rodzinie i przyjaciołom Sandry wydawało się, że dziewczyna ma dobre życie, że jest szczęśliwa. - Miała dobrą relację z rodzeństwem, miała swój pokój, ukochanego kota, przyjaciółki. Ale gdzieś widocznie ją przerosła jakaś sytuacja… - mówi matka dziewczyny. Do dziś się zastanawia, co doprowadziło jej córkę do załamania… - Miałam ciężką sytuację, bo trójkę dzieci, duże koszty... Musiałam pracować na więcej, niż jeden etat. Być może za mało byłam w domu? Za mało dawałam jej czasu?
Jest też inna hipoteza. - Zwierzała się, że jest koleżanka, która z niej szydzi i namawia innych, by się od Sandry odsuwali. To dla niej było bardzo bolesne. Do tych sytuacji najczęściej dochodziło na praktykach. Dzieciaki rozmawiały, a jej mówiły: "Ty sobie idź, jesteś beznadziejna, do niczego się nie nadajesz" - opowiada mama dziewczyny.
Siostra Sandry, Aneta Bitau opiekowała się siostrą, od kiedy skończyła 13 lat. - Przyprowadzałam ją z przedszkola, dla niej nauczyłam się gotować... W poniedziałek jeszcze z nią rozmawiałam. A we wtorek... widziałam, jak ją wynoszą... - płacze kobieta.
Próba samobójcza
Do tragedii doszło w domu. Sandra powiesiła się. Przeżyła tylko dzięki natychmiastowej pomocy Oktawii. - Ona wisiała na klamce, była cała zakrwawiona... Zrobiłam jej oddychania usta-usta. W pewnym momencie, zaczęła charczeć i pomyślałam, że jest już dobrze - opowiada nam dziewczyna.
Po samobójczej próbie Sandra przez dwa miesiące leżała na oddziale intensywnej terapii w Toruniu. Stamtąd przewieziono ją do specjalistycznej Kliniki Budzik w Warszawie. Tam przez ostatnie 13 miesięcy dziewczyna poddawana była intensywnym zabiegom rehabilitacyjnym. - Jej uraz nastąpił w wyniku niedotlenienia i był rozległy. Zmiany są spore i z tym wiążemy fakt, że pomimo tak długiego pobytu i intensywnej rehabilitacji, Sandra wyszła z kliniki w stanie śpiączki - mówi dyrektor zarządzający Kliniką Budzik, Andrzej Lach.
Wróciła do domu
Dziewczyna wróciła już do domu. Jej stan jest stabilny, ale uraz spowodował utratę wzroku i porażenie kończyn. Sandra wymaga specjalistycznego sprzętu rehabilitacyjnego oraz oczyszczającego drogi oddechowe, a także zestawów do odżywiana dojelitowego. Przed jej powrotem do domu, mieszkanie w Chełmnie zostało dostosowane do poruszania się wózkiem.
- Nie możemy się cofać do tego, co było. Życie jest tu i teraz. Trzeba myśleć, jak pomóc Sandrze - mówi jej mama. Teraz głównym problemem są pieniądze. - Sandra nie otrzymała żadnego odszkodowania, ponieważ firmy ubezpieczeniowe niestety za próby samobójcze nie wypłacają odszkodowań. My nie mamy pieniędzy ani sprzętu. Jedyną możliwością dla Sandry jest dar od dobrych ludzi. Będę walczyć o nią, nigdy nie przestanę wierzyć, że będzie dobrze. Ale bez pieniędzy na rehabilitację nie mamy szans - mówi Wanda Bitau.
Wsparcie
Rodzina otrzymała wsparcie ze strony szkoły Sandry, w której organizowano charytatywne koncerty. Na remont mieszkania matka dziewczyny wzięła pożyczkę. Pieniądze na specjalistyczny sprzęt zbiera w Fundacji "Zdążyć z pomocą". Jednak najwięcej wydatków pochłonie rehabilitacja dziewczyny. Minimum, jakie trzeba przeznaczyć na ten cel, to tysiąc złotych miesięcznie. - Sandra się obudzi i nam wynagrodzi to, co dla niej robimy. Jestem tego pewna! - nie traci nadziei Aneta Bitau.
Matka Sandry zrezygnowała z pracy, by zapewnić opiekę córce. Pani Wanda wykorzystała wszelkie możliwości rehabilitacji córki w domu w ramach NFZ oraz szkoły specjalnej, której nauczyciele będą od marca przychodzić codziennie do dziewczyny. - Zobaczymy, jaki jest plan Pana Boga. Jeśli będzie miała się wybudzić, a to jest moje największe marzenie, to tak będzie! - mówi pani Wanda.
Choć Sandra zmieniła szkołę, uczniowie i nauczyciele poprzedniej placówki planują organizować kolejne akcje charytatywne na rzecz dziewczyny.