Anna Frątczak samotnie wychowuje trzy córki. Z powodu choroby nie może pracować. Od ponad dziesięciu lat jest na rencie. Przez błąd urzędników musi walczyć o pieniądze na życie.
Wyrzeczenia
- Zawsze próbowałam żyć tak, by od nikogo nic nie prosić. Zawsze sobie tłumaczyłam, że jesteśmy biedniejsi i że to może tak musi być. Wyobrażając sobie swoje życie, myślałam, że będę pracować, czegoś się w życiu dorobię, założę rodzinę. Takie miałam marzenia. Udało się tyle, że mam dzieci. Nic więcej -opowiada Anna Frątczak.
Kobieta od lat korzysta z pomocy socjalnej, ale świadczenia rodzinne i pieniądze z funduszu alimentacyjnego pozwalają jej jedynie na skromne życie i zmuszają do wielu wyrzeczeń. - Ubrań sobie nie kupuję. Korzystam z ogłoszeń typu "oddam za darmo" - mówi.
Błąd urzędników
W połowie 2014 roku sytuacja materialna samotnej matki nagle się pogorszyła - lekarze orzecznicy uznali, że jej stan zdrowia pozwala na podjęcie pracy i ZUS wstrzymał wypłatę renty. Na życie pozostały tylko pieniądze ze świadczeń na dzieci. W tej sytuacji pani Anna odwołała się od decyzji orzeczników.
- W tym czasie często pożyczałam pieniądze od sąsiadki. Chodziłam do lombardów. Było tak ciężko, że złoto sprzedawałam już za parę złotych. Brakowało nam nawet na jedzenie. I to trwało około 17 miesięcy - opowiada. Wreszcie sąd wezwał lekarzy sądowych, którzy stwierdzili, że kobieta jednak nie może pracować.
- Dopiero wtedy przywrócili mi rentę - opowiada pani Anna.
Nagromadzone przez kilkanaście miesięcy środki zostały wypłacone jednorazowo. To spowodowało że pani Anna straciła świadczenia z pomocy społecznej. Powód? Urzędnicy popełnili błąd i zasądzoną kwotę potraktowali jako dochód z ostatnich trzech miesięcy, a nie z kilkunastu, których dotyczyło odszkodowanie.
- To jest osoba, która często potrzebuje wsparcia, ale umie walczyć o swoje prawa. Jest przykładem mamy, która nigdy się nie poddaje. Zawsze próbuje odwoływać się od rzeczy, co do których się nie zgadza - mówi Ireneusz Woźniak, dyrektor szkoły, do której chodzą dzieci pani Anny.
Odwołanie
Pani Anna postanowiła szukać sprawiedliwości w samorządowym kolegium odwoławczym, które podważyło decyzję toruńskich urzędników.
- SKO uznało, że w zły sposób policzony jest dochód tej pani. Organ pierwszej instancji skupił się tylko na tym, że w pewnym miesiącu ta pani dostała ten dochód. Całość podzielił przez ilość miesięcy, ile wyszło do danego roku. I wówczas wyszło, że warunki są niespełnione. My wychodzimy z założenia, że ten dochód trzeba inaczej policzyć. Dlatego naszym zdaniem ona spełnia warunki, by te świadczenia jej przyznać - wyjaśnia Katarzyna Mirecka z SKO w Toruniu.
Dlaczego mimo takiej opinii kolegium odwoławczego urzędnicy w dalszym ciągu odmawiają kobiecie wypłaty pieniędzy? Joanna Poremska z toruńskiego Centrum Świadczeń tłumaczy, że... nie mieli takiego obowiązku.
- Opinia Samorządowego Kolegium Odwoławczego nie jest wiążąca do wypłaty świadczeń - mówi Joanna Poremska, Toruńskie Centrum Świadczeń Rodzinie.
Pani Anna napisała kolejne odwołanie do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Jeżeli i tym razem kolegium podważy decyzję miejskich urzędników, to wówczas będzie mogło nakazać im wypłatę świadczeń samotnej matce.