Jarosławowi Raszewskiemu porsche skradziono ponad rok temu Mężczyzna nie zgłaszał kradzieży policji – nie wierzył w jej skuteczność. Auto już nigdy do niego nie wróciło. Jednocześnie gdańscy policjanci znaleźli porzucone w lesie porsche. Po numerach rejestracyjnych dotarli do pierwszego właściciela samochodu – to właśnie ten mężczyzna kilka lat wcześniej sprzedał Raszewskiemu auto. Pierwszy właściciel podał nazwisko kupca, ale przekręcił je na Raczewski. Policjanci nie mogli znaleźć Raczewskiego-Raszewskiego i odstawili auto na policyjny parking. Po sześciu miesiącach policja oddała samochód Straży Miejskiej, a ta z kolei sprzedała go za pośrednictwem urzędu skarbowego na licytacji. Porsche kupił już trzeci właściciel. Ponieważ miał jakieś wątpliwości techniczne postanowił skontaktować się z poprzednim właścicielem czyli… Raszewskim – tym samym, którego policja nie mogła namierzyć przez pół roku. Jak go znalazł? Poszedł do Urzędu Skarbowego i tam na podstawie umowy kupna-sprzedaży bez problemu odnalazł Raszewskiego. W całej sprawie dziwi sposób postępowania policjanta, który miał odszukać Raszewskiego. Sprawdził w policyjnych kartotekach, ale tam znalazł tylko nazwisko poprzedniego właściciela. Nie zadał sobie trudu, by odszukać właściciela przez urząd skarbowy, albo urząd gminy sprawdzając numery rejestracyjne. Funkcjonariusza policji nie ukarano, bo sprawa się przedawniła. To z kolei spowodowało, że Jarosław Raszewski nie może dostać odszkodowania za stracony samochód.