Pani Józefa mieszkała z mężem w domu pomocy społecznej w Jordanowie przez 18 lat. Zajmowali jednopokojowe mieszkanie w bloku, który zamieszkują osoby sprawne intelektualnie. - Ogródek to było życie moich rodziców. Są porzeczki, śliwki. Przez tyle lat wszystko mama pielęgnowała. Nowa dyrektorka postawiła tutaj płot. I odgrodziła mamie dojście do ogródka. Mama chodziła tutaj, bo w tym bloku mieszkała. Miała 5, 10 metrów do ogródka. Dyrektorka powiedziała mamie, że może sobie chodzić dookoła i nie dała klucza, a tam furtka jest z drugiej strony bloku. To trwało kilka dni. I to właśnie stało się na tym nowym płocie. Mama własnoręcznie to pisała: „Ja Józefa odchodzę stąd przez dyrektorkę, za jej kłamstwa, co cały czas nam kłamie i za wariatów nas ma. Wszystkich namówiła, że Beatka ma klucze, a ona powiedziała, że nie ma”. Mama była tak zdesperowana, że w dniu tragedii biła się w głowę i mówiła: jak ja mam żyć, jak ja nawet swojego ogródka nie mogę uprawiać. Mam żal, bo wystarczyła odrobina dobrej woli ze strony dyrektorki, by dała klucz, a ona to lekceważyła, zwodziła mamę i doszło do tragedii – mówi Henryk Wójcik. - Śmierć nastąpiła w wyniku powieszenia. Przeprowadzona sekcja zwłok wykazała, że obyło się to bez udziału osób trzecich. Jednakże prokuratura rejonowa w Świebodzinie prowadziła postepowanie w sprawie doprowadzeni Józefy W. do targnięcia się na własne życie. Po długim przesłuchiwaniu świadków, prokurator uznał, że to była decyzja tej pani podjęta samodzielnie. W takim przypadku nie mamy do czynienia z przestępstwem, dlatego postępowanie zostało umorzone – wyjaśnił Grzegorz Szklarz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze. Po śmierci pensjonariuszki, pracownicy Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie ze Świebodzina przeprowadzili kontrolę. Wynik to brak uchybień ze strony pracowników i dyrekcji. Mimo pełnienia funkcji publicznej, dyrektorka DPS-u przed nagraniem nie zgodziła się na upublicznienie wizerunku. - Jeśli chodzi o tę sprawę, to nie jest to sytuacja przyjemna dla nikogo. I zarówna ja, jak i cały personel, przyjęliśmy to z wielkim niepokojem i ubolewaniem. Nie będę się wypowiadać, jeśli chodzi o świętej pamięci tę mieszkankę. Nie było żadnych kłopotów, jeśli chodzi o te relacje. Te relacje były pozytywne, mamy w aktach w dokumentacji socjalnej podziękowania pisemne od tej pani za cały 2012 rok dla dyrektora i całego personelu. Sprawy tej pani, nawet drobne problemy, które zgłaszała były na bieżąco realizowane. Pani miała zapewnienie i przyrzeczenie, żeby wpuszczać i wypuszczać ją dla jej dobra do tego ogrodu. Ja tutaj czuwam nad bezpieczeństwem mieszkańców. Ta pani miała zapewnienie, że będziemy jej umożliwiać krótsza drogę do ogrodu. Była już po rozmowach i umówienia się nawet na to- twierdzi dyrektorka Domu Pomocy Społecznej w Jordanowie. Do Domu Pomocy Społecznej w Jordanowie prowadzą dwie furtki dla pieszych i brama dla samochodów. Mieszkańcy mogą wychodzić na zewnątrz po wcześniejszym zgłoszeniu tego pracownikom, którzy odblokowują zamek w furtce. Dodatkowe trzecie wejście mieści się najbliżej domu tragicznie zmarłej mieszkanki i o klucz do tej furtki prosiła dyrekcję. Pani Maria Lehman jest specjalistą psychologiem, która działa na rzecz osób starszych w różnych organizacjach pozarządowych. Jej zdaniem, problem mieszkańców większości domów pomocy społecznej to ograniczony wpływ na własne życie. - To jest kwestia umiejętnego zarządzania i umiejętnych relacji z tym starszymi osobami. Tu samo nasuwa się rozwiązanie, że pani Józefa powinna być dysponentem klucza. Jeśli dotychczas ona funkcjonowała prawidłowo, czuła się tam zadomowiona. Rozumiem, że ona musiał gdzieś dalej iść szukać klucza, była petentem prosząc o ten klucz. Może nie wzięto pod uwagę specyfiki funkcjonowania tej pani, zabrakło empatii. Ta pani straciła sens życia. To, że mogła ogródek uprawiać, to była jej aktywność, która przedłużała jej życia, postawienie tamy nawet w postaci klucza, ten sens życia jej odbierało – mówi Maria Lehman, psycholog. Dom pomocy społecznej w Jordanowie jest pod nadzorem starostwa powiatowego w Świebodzinie. Starosta jest zadowolony ze sposobu zarządzania tą placówką. - Wszyscy, którzy mieszkają w takich domkach, są ogrodzeni. Tam jest samorząd mieszkańców. Raz na kwartał są spotkania. I tam wszystkie kwestie sporne są załatwiane – tłumaczy Jakub Jarecki, wicestarosta powiatu świebodzińskiego Gdy po miesiącu dziennikarze Uwagi! wrócili do Jordanowa, wygodne dla mieszkańców wyjście nadal było zamknięte.