14-letni Dominik popełnił samobójstwo dwa lata temu.
- Wszystko jest tak, jak było wtedy. Nic nie ruszałam – mówi Anna Aleksandrowicz i pokazuje nam pokój syna. – Dla mnie to musi tak wyglądać, jakby wyszedł i za chwilę wróci. Inaczej nie umiem żyć.
Dominik był jedynym synem pani Anny. W maju 2015 roku znalazła go wiszącego na sznurówkach w drzwiach pokoju.
- Jestem świadoma, że nie żyje. Ale głębsza myśl, że nie wejdzie do domu, że nie powie „mamo” – przeraża mnie – mówi.
Pani Anna próbowała korzystać z pomocy psychologa.
- Jeden i drugi psycholog mówił mi, że muszę zacząć od nowa. Jak można zacząć od nowa, gdy sensem życia i całym życiem było dziecko – pyta mama Dominika.
"Bał się iść do szkoły"
Kobieta wychowywała go samotnie najlepiej jak umiała. Przeszedł kilka operacji na rozszczep wargi i podniebienia. W podstawówce uczył się dobrze, opuścił się w gimnazjum. Dokuczały mi dzieci. Był dręczony i poniżany. Na kilka dni przed śmiercią szukał w internecie sposobów na samobójstwo.
Dominik zostawił kartkę, a na niej nazwiska kolegów. Pogrupował je na wrogów i przyjaciół. Zostawił też list do mamy. Przepraszał za to, co zrobił i napisał, że ją kocha. Ale kłopoty z rówieśnikami to nie był jedyny problem nastolatka.
- Zadaję sobie to pytanie, dlaczego tak się stało. Jako matka wiem, że duży wpływ na Dominika, miało zachowanie nauczycielki oraz szykanowanie przez kolegów. Moja ostatnia rozmowa z Dominikiem, to było skarżenie się na panią z chemii. On bał się iść do szkoły – opowiada Anna Aleksandrowicz.
"Zachowanie nauczycielki mogło mieć wpływ na decyzję Dominika"
O to czy i kto jest winny śmierci Dominika, reporterka zapytała rzecznik prasową Prokuratury Okręgowej w Płocku.
- Jest za wcześnie żeby formułować kategoryczne pytania. Z całą pewnością wpływ na tę decyzję mieli jego koledzy. Również, wystąpienie do sądu z aktem oskarżenia przeciwko nauczycielce wskazuje, że w naszej ocenie jej zachowanie mogło mieć wpływ na podjęcie przez Dominika decyzji. Natomiast ostateczne decyzje i rozstrzygnięcia zapadną po zakończeniu sprawy – mówi Iwona Śmigielska-Kowalska.
Rok temu prokuratura skierowała do sądu rodzinnego sprawę o demoralizację nieletnich. Trzy miesiące temu trafił też akt oskarżenia przeciwko nauczycielce chemii. Jednak wrócił on do prokuratury.
- Sąd uznał, że są istotne braki w tym postępowaniu, luki. Wskazał kierunki czynności, które powinniśmy przeprowadzić. Natomiast prokurator uznał, że nie są to istotne braki i mogą być uzupełnione w toku postępowania sądowego. W związku z tym, złożył zażalenie. Natomiast aktem oskarżenia zarzucono nauczycielce, że znęcała się psychicznie oraz naruszała nietykalność cielesną Dominika – dodaje Śmigielska-Kowalska.
Fala hejtu
Prokuratura wskazała dziewięciu nastolatków jako tych, którzy bezlitośnie dokuczali Dominikowi. Po śmierci chłopca przez sieć przeszła fala hejtu. Ktoś stworzył m.in. profil facebookowy, na którym cieszono się z jego samobójstwa.
- To postępowanie wciąż jest w toku. Prokurator, chcąc ustalić dane osób, które zakładały te strony, zwrócił się do Facebooka. Niestety Facebook odmówił tych informacji. Teraz w inny sposób próbujemy dotrzeć do osób, które miały coś wspólnego z hejtem – mówi rzecznik płockiej Prokuratury Okręgowej.
Skala hejtu po śmierci Dominika z Bieżunia pokazała jaką moc ma cyberprzestrzeń. Sprawa nabrała medialnego rozgłosu a nastolatek trafił na sztandary stowarzyszeń przeciwko homofobii. Na wniosek rzecznika praw dziecka kuratorium wszczęło kontrolę w szkole.
- Uczniowie wskazywali określone obszary i nauczycieli, co do których mają zastrzeżenia. Dlatego wystąpiliśmy do organu prowadzącego szkołę o dokonanie oceny ówczesnego dyrektora szkoły. Zaproponowana przez nas cząstkowa ocena była negatywna. Natomiast organ prowadzący zaproponował ocenę wyróżniającą – mówi Andrzej Kulmatycki, rzecznik prasowy Kuratorium Oświaty.
Burmistrz Bieżunia - Andrzej Szymański - pytany o ocenę wyróżniającą, odpowiada:
- Ja oceniając dyrektora nie oceniałem go pod względem zakresu nadzoru pedagogicznego, tylko z zakresu wykonywanych obowiązków administratora.
Czy dyrektor wiedział co się dzieje w szkole?
W ciągu dwóch lat mazowieckie kuratorium przeprowadziło cztery kontrole i po wszystkich wydawało zalecenia. Do dziś bulwersuje fakt, że zaraz po śmierci Dominika w sprawie bieżuńskiej szkoły pojawiały się kłamstwa i rozbieżności.
- Oczywiście tragedia niesamowita tylko dlaczego akurat wszystkiemu winna jest szkoła. Nie miałem sygnałów że jest przemoc w szkole. Z ewaluacyjnych raportów nie wynikała taka sytuacja – mówił wtedy w naszym reportażu burmistrz Bieżunia.
- To nie było kłamstwo – zapewnia dzisiaj i dodaje: - Nie było ocen negatywnych wtedy ze strony kuratorium.
Ówczesny dyrektor zrezygnował z funkcji. Nadal pracuje jednak w szkole, jako nauczyciel.
- Ci państwo pracują w zespole placówek oświatowych. Dyrektor zrezygnował z funkcji i jest nauczycielem. Nauczycielka chemii pracuje. Nie chcę stawać w roli sędziego - mówi Sławomir Kosin, Zespół Placówek Oświatowych W Bieżuniu.
Nauczycielka chemii, będąca zastępcą dyrektora, także przestała pełnić funkcję. Jednak zajęcia z młodzieżą prowadzi nadal. Rzecznik dyscyplinarny zajął się jej sprawą dopiero w tym roku, w czerwcu wszczął postępowanie i po kilku dniach je zawiesił.
Reporterka Uwagi! pytała, czy wpływ na tę decyzję mógł mieć fakt, że nauczycielka chemii to żona burmistrza?
- Nie miało to wpływu – powiedział Sławomir Kosin.
Burmistrz sprawy nie chciał komentować.
- Nie czuję się komfortowo, bo ta sprawa dotyka mnie też bezpośrednio – powiedział.
Nauczycielka chemii nie rozmawia z mediami, bo dla niej to też osobista tragedia. Sprawę wyjaśni sąd, który teraz rozpatruje odwołanie prokuratury, której zdaniem materiał dowodowy jest kompletny. Mama Dominika żyje nadzieją, że doczeka sprawiedliwości, bo życia syna nic nie wróci.