- Przed g. 7 usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam. Moje pierwsze słowa to było: co się tutaj dzieje. Grupa antyterrorystyczna. Męża wtedy nie było, bo był w pracy. Panowie w kominiarkach. Ilu ich było? Nie wiem. Przed drzwiami się kłębili - opowiada Anna Wieliczko, celniczka. - Oni weszli z okrzykami jak w filmach, typowymi dla zatrzymań gangsterów. Rozbiegli się po mieszkaniu. W tym momencie obudziła się moja córka. Przybiegła do mnie, zasłoniła mnie swoim ciałem i krzyczała: nie zabijajcie mojej mamy. Panowie mierzyli do niej z broni i kazali kłaść się na ziemi. Męża przewrócili na ziemię, skuli go kajdankami i on tak przed dziećmi i przede mną leżał na podłodze. A oni ciągle się darli. Tak jak stałam, tak poszłam. W kajdankach, w asyście całej świty, która przyszła do mnie rano do domu - dodaje pani Dorota, celniczka. Poranna akcja policyjnych antyterrorystów miała miejsce pięć lat temu. Była wymierzona w trzy celniczki, które rosyjska przemytniczka Ludmiła S. oskarżyła o przyjmowanie łapówek na przejściu granicznym w Bezledach. Rosjanka i jej mąż mieli dawać łapówki w sumie 10 celnikom w zamian za przymykanie oczu na przemyt papierosów i alkoholu. - Zostałam oskarżona, że przyjęłam dwa razy po 15 dolarów od obywatelki pochodzenia rosyjskiego. Na mój temat było jedno zdanie. Najwidoczniej to jedno zdanie wystarczyło, aby wezwać oddział antyterrorystyczny – mówi Anna Wieliczko. Pani Anna i dwie pozostałe kobiety oskarżone przez Rosjankę trafiły do aresztu na trzy miesiące. W tym czasie nie mogły widywać nikogo, nawet najbliższej rodziny. Ich los podzieliło również trzech innych celników oskarżonych o korupcję przez przemytniczkę. - Zostałem oskarżony, że w 1998, 1999 roku przyjąłem od obywatelki Rosji i jej męża kilkadziesiąt razy korzyść majątkową w postaci 10 dolarów jednorazowo. Co najmniej 500 dolarów. W śledztwie to się nie potwierdziło. Okazało się, że mąż tej pani, w czasie kiedy mi wręczał korzyści majątkowe, odsiadywał czteroletni wyrok pozbawienia wolności w Rosji w więzieniu. Co za tym idzie, nie mógł przekraczać granicy wraz z żoną, a tym bardziej wręczać korzyści – wyjaśnia Zbigniew Bojarski, celnik. Nie przekonało to jednak prokuratury i sądu. Pan Zbyszek i dwóch kolejnych celników także musieli przez trzy miesiące oglądać świat zza krat. Znacznie więcej szczęścia miało pozostałych czterech celników z 10 wskazanych przez Ludmiłę S. Mimo że oni również byli pomówieni przez Rosjankę w ogóle nie usłyszeli prokuratorskich zarzutów. - Mam wrażenie, że te osoby zostały oskarżone przez przypadek – uważa Roman Owad, celnik. Ostatecznie trzech oskarżonych o korupcję celników zostało uniewinnionych od stawianych im zarzutów. Mniej szczęścia miały ich koleżanki. Sądzone w tym samym sądzie rejonowym w Bartoszycach, ale przez innego sędziego, zostały skazane na kilkanaście miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata. - Jest to oczywisty błąd sądu. Błąd, który miejmy nadzieję, będzie naprawiony w tym postępowaniu, które teraz się toczy – mówi sędzia Waldemar Pałka z Sądu Okręgowego w Olsztynie. Zgodnie z wyrokiem sądu apelacyjnego, rozprawa celniczek wróci teraz z powrotem do sądu rejonowego i rozpocznie się od nowa. Poza niezrozumieniem zeznań świadka sąd pierwszej instancji dopuścił się również innych błędów. Jednym z nich jest nieuwzględnienie faktu, że pani Anna najprawdopodobniej nigdy nie spotkała oskarżającej jej Rosjanki. Wynika tak z grafiku dyżurów celniczki i ewidencji przekroczeń granicy przez Ludmiłę S. z roku 1998. - Te dwie kobiety były na przejściu razem tylko jedne raz. I były w zupełnie innych miejscach. Rosjanka wyjeżdżając musiała się ustawić na pasach wyjazdowych. Tutaj innej możliwości nie ma – tłumaczy Ryszard Chudy, Izba Celna w Olsztynie. - Tego dnia Rosjanka wyjeżdżała z Polski. Natomiast ja pracowałam na kierunku wjazdowym do Polski – dodaje Anna Wieliczko. Dlaczego zatem Rosjanka oskarżyła panią Annę i pozostałych celników o korupcję? Hipotez może być wiele, na jedną z nich zwrócił uwagę rzecznik Urzędu Celnego. - Z naszych wieloletnich obserwacji wynika, że ok. 90 proc. wszystkich jadących to są przemytnicy. Celnicy sprawdzają każdy samochód, bo nie mają innego wyboru. Jeżeli celnik z pasa odpraw wszczynał 30 postępowań karnych w roku, to pani Anna miała ich ok. 70. Bez wątpienia była jednym z naszych najlepszych pracowników. Wiadomo, że nasi najlepsi ludzie zawsze pojawiają się na celowniku przemytników. Ich praca to są wymierne straty finansowe przemytników - tłumaczy Ryszard Chudy, Izba Celna w Olsztynie. Szokujące jest już to że sąd pierwszej instancji nie wziął pod uwagę malejącej wiarygodności oskarżającej celników Rosjanki. Jej zeznania zmieniały się z przesłuchania na przesłuchanie. - Na mój temat została przesłuchana trzy razy w ciągu dwóch miesięcy. I trzy razy zmieniała wersję wydarzeń – mówi pani Dorota. - Kiedy rozpoczął się proces, przysłała oświadczenie złożone przed notariuszem w Rosji. Powiedziała w nim, że zeznania są nieprawdziwe i złożone pod presją służb – dodaje pani Anna. - Sąd nie uznał tych odwołań, zeznań, zmiany zeznań. Wziął pod uwagę najgorszą dla oskarżonych wersję – mówi sędzia Waldemar Pałka. Dlaczego sędzia zignorował te wszystkie fakty i hipotezy i za wszelką cenę dążył do ukarania pomówionych celniczek? - Jest to zawsze przykra sytuacja, kiedy wyrok zostaje uchylony do ponownego rozpatrzenia. To nie jest sytuacja, z której mogę być zadowolony – mówi sędzia Krzysztof Bieńkowski z Sądu Rejonowego w Bartoszycach. Sprawa pani Anny toczy się już pięć lat. Zgodnie z wyrokiem Sądu Okręgowego, który uchylił wyrok skazujący dla trzech celniczek, Sąd Rejonowy został zobowiązany do kolejnego przesłuchania rosyjskiej przemytniczki. Nie będzie to jednak łatwe. Kobieta przebywa w Rosji. Sąd Rejonowy odroczył więc rozprawę bezterminowo a kobiety żyją z piętnem skorumpowanych urzędników państwowych.