Pani Barbara była świadkiem sporu rodziców i krzyków dziecka. To, co zobaczyła spowodowało, że nie może się otrząsnąć.
- Mama chwyciła go [dziecko – red.] za koszulkę i wrzuciła do samochodu jak worek ziemniaków. Tata zdążył otworzyć drzwi, chłopiec wyskoczył. Chłopiec płakał, mówił: „Kocham cię, tatusiu”. Ewidentnie był za ojcem, a po interwencji policji wrócił z powrotem do mieszkania mamy – mówi Barbara Jędo. I zaznacza: - Mam 43 lata i nigdy nie słyszałam takiego krzyku. To dziecko krzyczało: „Ratujcie mnie”. Powiedziało: „Ona będzie mnie biła”. Krzyczał na cały swój dziecięcy głos, żeby go ratować. Mały człowiek woła o pomoc, a dorosły nie może mu pomóc.
Konflikt i dzieci
Dziecko, o którym opowiada kobieta, to 9-letni Paweł. Syn pani Joanny i pana Grzegorza. Ich małżeństwo rozpadło się jakiś czas temu. Oboje mają swoją wersję wydarzeń i przypisują winę drugiej stronie. Mężczyzna zgodził się na rozmowę przed kamerą, kobieta nie.
- Myślę, że byliśmy dobrą rodziną. Mamy troje dzieci, więc wiadomo, że było uczucie. Ale sąd robi tak, jak chce żona i dlatego dzieci cierpią – uważa pan Grzegorz.
- Jak się Aśka wyprowadzała - Pawełek nie chciał z nią iść, trzymał się kurczowo Grześka. Ona go [pana Grzegorza – red.] zaś, okładała pięściami po plecach. Dostał raz z liścia w twarz. Starsze dzieci ją trzymały: „Mamo, nie. Uspokój się”. To nie pomagało nic. Została wezwana policja. Pawełek został z Grześkiem. Potem, za jakiś rok, było, że też chciała go zabrać, że ma nakaz sądowy – opowiada pan Bogdan, sąsiad.
Paweł pozostawał z ojcem, a dwoje pozostałych dzieci zabrała matka.
- Jak oni się wyprowadzili i rozmawiałam z Pawełkiem, gadałam mu: „Pawełku, przecież mama cię kocha i tęskni za tobą”. On mi powiedział: „Wiesz ciociu, jak ich biła? Magdę i Bartosza. Mnie też” – przywołuje siostra pana Grzegorza.
- Dla mnie to jest zwyrodnialec – mówi o pani Joannie szwagier pana Grzegorza. I dodaje: - Rozmawialiśmy z taką panią, która dwa lata mieszka, a mówi, że nie widziała dzieci na placu zabaw. Dwa lata. Tylko klatka, samochód i dzieci jak żołnierze za nią.
- Grzegorz zadzwonił do mnie, żebym przyszła, bo Asia miała się pojawić po dziecko. Przyjechałam. Chłopak powiedział do taty: „Weź mnie na ręce”. Zaczął krzyczeć. Powiedziałam do niej: „Asiu, proszę cię, pogadaj z nim grzecznie, może go urobisz i pójdzie z tobą. Nie rób tego z nerwami”. A ona odpowiada: „Nie ma, k…, takiej opcji. Ma iść i koniec” – opowiada krewna.
- Paweł na widok matki bardzo panicznie krzyczy, mówi, że go biła. Wymiotuje, skarżył się na ból w klatce piersiowej. Po tej interwencji Paweł trafił do szpitala, ponieważ sąsiedzi wezwali pogotowie, widząc, jaki jest stan dziecka – mówi druga siostra pana Grzegorza.
20 postępowań
Od siedmiu lat padają wzajemne oskarżenia, a prokuratura prowadzi 20 postępowań. Dwa lata temu sąd zdecydował, że oboje małżonkowie są winni rozpadu ich związku. Wówczas sąd orzekł, że dzieci mają być z matką.
- Sąd opiera się na opiniach biegłych, którzy stwierdzili, że w tej chwili matka daje większe gwarancje normalnego funkcjonowania tych dzieci, razem w rodzinie - mówi Jan Klocek, rzecznik Sądu Okręgowego w Kielcach.
Po licznych próbach wyegzekwowania wyroku - matka odzyskała chłopca.
Dziecko miało zostać odebrane ze szkoły. Dyrektora placówki zapytaliśmy, czy prawdziwe są informacje, że dziecko zostało zabrane ze szkoły bez butów, że trzymało się wieszaka?
- To są relacje osób, które tam były. Nie wiem, na ile one są prawdopodobne. Trudno mi się do tego ustosunkować – ocenia Tadeusz Opala z Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Rytwianach.
A co z zapisem monitoringu?
- U nas sprzęt jest jak najtańszy, nie wszystko kamery obejmują. I trudno to odczytać – przekonuje Opala.
Udało się nam porozmawiać z pełnomocnikiem pani Joanny.
- Ta sprawa pokazuje, jak to państwo nie funkcjonuje. W normalnym kraju nie jest możliwe to, żeby było prawomocne postanowienie sądu, a człowiek wychodzi z założenia, że wie lepiej niż biegli i sąd. Wszyscy się mylą? Tylko on wie, jak jest? – mówi Jacek Kluźniak.
- Nie chcę oceniać, gdzie temu dziecku jest lepiej. Ale myślę, że jeśli dziecko ma dwójkę rodzeństwa, to nie powinno być od nich odizolowane – dodaje Kluźniak.
- Matka dwa lata nie widziała dziecka. Nie przytuliła. Czy to pani rozumie? Pani jest matką? Jak jest troje dzieci, to sobie jedno dziecko upodobać? Jedno dziecko zabrać? Tego nie interesuje tych dwoje starszych. To jest ojciec? – pyta matka pani Joanny.
- Wszystkie dzieci kocham, a najbardziej wiadomo które – stwierdza pan Grzegorz.
Dlaczego mężczyzna nie walczy o pozostałą dwójkę?
- Dzieci taką drogę wybrały. Powiedziały, że chcą iść z mamą i z nią mieszkać. Nie będę do sądu składał papierów o utrudnianie kontaktu, żeby nie jeździć tam z kuratorem, policją, żeby tych dzieci już nie stresować. Dzieci wystarczająco wycierpiały się ze strony mamy, tego, co im robi – tłumaczy mężczyzna.
A dlaczego toczy się walka o Pawła?
- Dlatego, że syn chce być ze mną – kwituje.