Quady pod Gubałówką. „Jest ich tyle, że jak jadą musimy uciekać”

TVN UWAGA! 5332449
TVN UWAGA! 350909
- Quady jeżdżą po wybudowanej za unijne pieniądze ścieżce rowerowej i rozjeżdżają nasze łąki i lasy - skarżą się mieszkańcy gminy Kościelisko. Jeśli problemu nie da się rozwiązać, zapowiadają protest.

Z wiodącej ze szczytu Gubałówki alei spacerowej można podziwiać panoramę Tatr otoczoną zielenią lasów i łąk. To jedno z najpiękniejszych miejsc w Polsce. Niestety, przed laty kilku przedsiębiorców założyło w tej okolicy dwie wypożyczalnie quadów. Początkowo mieszkańcy nie protestowali, lecz sytuacja szybko wymknęła się spod kontroli.

- Nie bardzo się tym interesowaliśmy, bo było tego niedużo, a teraz zaczęło się tak, że ludziom narobili mnóstwo szkód i zaczynają się wkurzać – tłumaczy Zofia Bukowska, mieszkanka Butorowego.

- Dorobił się 60 quadów, 60 skuterów. Naprawia je, myje, a nie ma zbiorników na olej czy wodę. Jeździ po naszych łąkach i lasach – mówi Elżbieta Gąsienica, mieszkanka Butorowego.

Ścieżka rowerowa

Dziś obie wypożyczalnie oferują zorganizowane przejażdżki quadami z przewodnikiem. Wytyczone przez właścicieli trasy prowadzą spragnionych motoryzacyjnych wrażeń turystów przez prywatne pola, łąki i lasy, a także przez chlubę gminy Kościelisko - przygotowaną za olbrzymie pieniądze, oznaczoną zakazem ruchu, rekreacyjną ścieżkę rowerową.

- I od godz. 9 rano do 1 w nocy jeździ 60 quadów w jedną i drugą stronę – wskazuje pani Elżbieta. I dodaje: - Nasza policja stwierdziła, że nie może uchwycić sprawcy, bo mają kaski. I mówią, że nie mają pieniędzy. Tłumaczą, że nie będą jeździć po lasach, bo nie mają czym – mówi pani Elżbieta.

- Mamy huk, szum, świecenie świateł po lasach. Płoszą zwierzęta. Przez cały dzień nawet swoich butelek po wódkach z Butorowego nie posprzątają – mówi pani Zofia.

Suchej nitki na quadowcach nie zostawiają też obrońcy przyrody.

- [Kiedy jadą quady – red.], w tym co jest najistotniejsze, czyli w symbiozie przyrodniczej, nagle zaczyna się trzęsienie ziemi. Małe zwierzęta, takie jak płazy i gady, nie dadzą sobie rady i od razu zostaną rozjechane. A większe zwierzęta, na przykład teraz w okresie lęgowym, po prostu uciekną. Mamy takie badania, z których wynika, że na przykład ptaki nie wracają już do swoich gniazd, lęgi zostają porzucone. To jest destrukcja, która trwa dużo później od samego przejazdu quada – mówi Radosław Ślusarczyk z Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot.

„Na prywatnym terenie nie mamy nic do powiedzenia”

Mieszkańcy od kilku lat mobilizują do walki z quadami instytucje odpowiedzialne za zachowanie porządku na drogach i w lasach. Skutków jednak nie widać.

- Działamy jako straż leśna na terenach Lasów Państwowych. Jeśli chodzi o lasy prywatne i wjazdy pojazdem silnikowym, to de facto nie mamy nic do powiedzenia. Należałoby zwrócić się do organów ścigania - policji, straży miejskiej, które mogą podejmować tego typu działania – mówi Józef Oskwarek z Nadleśnictwa w Nowym Targu.

Zakopiańska policja, której podlega teren, od 1 stycznia do dzisiaj, interweniowała cztery razy.

- Na przewodnika, który poprowadził grupę ścieżką rowerową nałożony został wysoki mandat karny – mówi Roman Wieczorek z Komendy Powiatowej Policji w Zakopanem.

- Na pewno ważne jest to, aby osoby, które widzą tego typu zdarzenia, od razu dzwoniły na numer alarmowy 112, a patrole, które są na Podhalu, będą reagowały w tamtym rejonie. Współpracujemy również ze strażą gminną w Kościelisku. Planujemy wspólne działania kontrolne w tamtym rejonie – dodaje Wieczorek.

Mieszkańcy przedstawiają sprawę w nieco innym świetle.

- Straż gminna powiedziała, że nie bardzo wie, co z tym zrobić, a policja się tym nie interesuje. Każą dzwonić. A zanim ludzie zadzwonią, to już quadów nie ma – mówi pani Zofia.

Wobec braku zdecydowanej reakcji organów ścigania, mieszkańcy starają się na własną rękę walczyć z motoryzacyjną plagą. Stawiają na swoich działkach płoty, drewniane zapory i kamienie, ale i to zdaje się na nic.

Aby sprawdzić, czy przewodnicy nielegalnie prowadzą quadowe wycieczki po prywatnych lasach i łąkach, nasz reporter przyłączył się do jednej z ekip, udając turystę.

- Na GPS-ie widać, że to nasz teren– mówi pani Zofia.

- Oni prowadzą działalność niezgodną z literą prawa, ponieważ nie mają żadnych uzgodnionych i udokumentowanych tras, po którym mogliby poruszać się legalnie – mówi Władysław Długosz, radny gminy Kościelisko. I dodaje: - Urząd gminy działa bez żadnego skutku.

Wójt

Miejscowi radni, ale też mieszkańcy, największe pretensje mają do gminnych władz, które ich zdaniem nie walczą z quadami z pełną determinacją.

- Jak w zeszłym roku byliśmy na zebraniu w gminie w Kościeliskach, to usłyszeliśmy, że musimy zrobić to w swoim zakresie. A my powiedzieliśmy: „Panie komendancie, pogrodziliśmy to płotami, to je nam poprzewracali. Jak pójdę z flintą i będę do nich strzelać, to pójdę siedzieć, jak wezmę ciupagę i pójdę z ciupagą i zatrzymam ich w drodze, w moim lesie, to też pójdę siedzieć”. Tłumaczyli, że nic nie da rady zrobić – przywołuje pani Zofia.

Co na to wójt gminy Kościelisko?

- To złożony problem. Ludziom, który korzystają z tego typu atrakcji, zależy na zabawie. Trzeba na to patrzeć w szerszym aspekcie – stwierdza Roman Krupa. I dodaje: - Choć prowadzący te firmy nie ma racji, kiedy twierdzi, że ze swoimi ludźmi czy klientami może dojeżdżać do swojej działki, która jest gdzieś w środku. Ale potrzebny był pewien proces sądowy do tego, żeby tę grzywnę obronić. Czas na dalsze działania. Spotykałem się z komendantem policji w Zakopanem i mają pojawić się dodatkowe posiłki.

Wypożyczalnie

Próbowaliśmy skontaktować się z właścicielami obydwu wypożyczalni. Jeden z nich zgodził się na spotkanie przed kamerą.

- Temat dałem naszym prawnikom i to oni muszą mi powiedzieć, w jakim zakresie mam z wami rozmawiać – oświadczył telefonicznie przed spotkaniem.

Reporter tłumaczył, że chodzi o jeżdżenie w miejscach, gdzie są zakazy wjazdu i po prywatnych terenach.

- [Okolice Gubałówki – red.] to takie miejsce jak wszędzie w naszym kraju. Miejsce, jak każda łąka, każdy las, każda droga dojazdowa – mówi mężczyzna. Po czym stwierdził, że spotkanie przed kamerą będzie stronnicze i się rozłączył.

- I dalej nic się nie da zrobić. U nas w Polsce jest tak, że jak jest jakiś problem, to nic się nie da zrobić – mówi pani Zofia.

- Państwo polskie kompletnie nie chce sobie z tym problemem poradzić, bo gdyby chciało, to mogłoby zakończyć to w trzy miesiące. Nie znam ani jednego przypadku, w którym skończyłoby się coś poważnymi konsekwencjami dla kierowcy quada – mówi Ślusarczyk.

Ostatecznie właściciel wypożyczalni nie wystąpił przed kamerą i wysłał do nas swojego prawnika. Ten stwierdził, że firma działa zgodnie z prawem i powtórzył wersję, że przejażdżki quadami to jedynie dojazd do kupionych przez nich działek. Mieszkańcy okolic zapowiadają, że będą protestować na ulicach, jeśli wójt nie dotrzyma słowa i nie będzie skutecznie walczył z quadowym biznesem.

podziel się:

Pozostałe wiadomości