- Na Facebooku pojawiło się zdjęcie z dramatycznym opisem o suni z rozerwaną szczęką od petardy. Była tam informacja, że ktoś podobno wsadził temu psu petardę w pysk. Podjęliśmy decyzję o natychmiastowej interwencji - mówi Mirosław Gadomski z fundacji Zielony Pies. Jak wspomina, na miejscu zastał starszą kobietę, która szamotała się z dwoma psami - jedna sunia miała "rozpruty" brzuch, a obok szła sunia z rozerwanym pyskiem. - Ropiejące, śmierdzące, pies chwiał się na łapach - opowiada Mirosław Gadomski i dodaje: - Zabezpieczyliśmy te zwierzęta i poprosiliśmy policję o wsparcie tych działań. Jeżeli te psy tak wyglądają, to co się dzieje na tej posesji?
Jak twierdzi, policja na miejsce przyjechała, ale niedługo potem radiowóz odjechał bez podjęcia jakichkolwiek działań. - W żaden sposób nie chcieli wesprzeć naszych działań - mówi Mirosław Gadomski.
"Mówi, że nie zabroni im miłości"
Na posesji mieszkają dwie rodziny oraz 70-letnia kobieta. Wszyscy są spokrewnieni ze sobą. Od dwudziestu lat rodziny są skłócone ze starszą kobietą zajmującą piętro domu. Twierdzą, że jest ona uciążliwa dla innych mieszkańców.
- Pani na pierwszym piętrze przetrzymuje około 20-25 psów, które się cały czas mnożą - mówi Mariola Brzózka-Zabłocka, bratanica właścicielki psów. Jak twierdzi, zwierzęta są zaniedbane, nieszczepione i często głodne. - Mówi że rozmnaża te psy, bo nie zabroni im miłości między sobą, dlatego te psy się rozmnażają - mówi Beniamin Zabłocki, mąż pani Marioli.
Kobieta od lat zbiera różne przedmioty i przyprowadza bezpańskie psy. - Udało mi się tam wejść na górę. Zobaczyłem pełno różnych skrzynek, śmieci, bałagan, korytarze porobione tylko żeby przedostać się z pomieszczenia do pomieszczenia. Warunki są tragiczne, odchody leżą wszędzie - mówi pan Beniamin. A jego żona wspomina, że interweniować w sprawie próbowali przez 20 lat. - Było spotkanie u burmistrza. Mamy sobie radzić we własnym zakresie, tylko pytanie, jak - wspomina pani Mariola.
Zadziałał #tematdlauwagi
Zapytaliśmy policję, dlaczego funkcjonariusze nie pomogli fundacji odebrać kobiecie psów. Policjanci odmówili wystąpienia przed kamerą. W wysłanym do redakcji mailu przyznali, że już sześciokrotnie interweniowali w przypadkach pogryzienia przez psy. Jednak uważają, że tym razem brak było podstaw do odbierania zwierząt, bo nic nie zagrażało ich życiu i zdrowiu.
- Całe szczęście, że istnieją social media, że byliśmy w stanie nagłośnić tę sprawę - mówi Mirosław Gadomski. - Ogromnym plusem było to, że ludzie, którzy nas czytali, oznakowali #tematdlauwagi. To zadziałało jak magiczna pałeczka. Nagle urzędnicy zaczęli działać. Udało się wywrzeć presję, i to potężną, na lokalnych władzach - twierdzi. Według niego "inaczej te władze by się nie ruszyły".
Burmistrz Mszczonowa wydał postanowienie o odebraniu psów, trafiły one do schroniska, a ich właścicielka przebywa w szpitalu psychiatrycznym. W chwili interwencji nie mogła pogodzić się z utratą zwierząt. - Niech pan się spyta, czy któregoś biłam. To są moi przyjaciele. Ja je przygarnęłam, nikt ich nie chciał. Dlaczego mi zabieracie moją miłość? - krzyczała z radiowozu kobieta.
Jak pomóc?
Dlaczego jednak pomoc przyszła tak późno? - Za utrzymanie czystości i porządku w gminie Mszczonów odpowiada burmistrz Mszczonowa. To są jego zadania własne i on miał możliwości prawne, żeby uregulować całą tę sytuację - mówi Monika Pałyszka, zastępca powiatowego lekarza weterynarii w Żyrardowie.
Pytanie o zwlekanie z interwencją zadaliśmy więc burmistrzowi. Czy nie można było odebrać ich wcześniej? - Tutaj nie jestem stroną. Stroną jest rodzina, która powinna złożyć wniosek do sądu i zmusić tę panią do leczenia - uważa Józef Kurek, burmistrz Mszczonowa. - Żeby konflikt rozwiązać, musi być dobra wola i współpraca stron, które chcą współpracować - mówi burmistrz. - My jesteśmy gotowi tej pani pomóc, ale ta pani odmawia jakiejkolwiek pomocy - twierdzi. Jak obiecuje, jeżeli tylko po wyjściu ze szpitala kobieta będzie chciała przyjąć pomoc urzędników, taką pomoc na pewno otrzyma.
I chociaż kobieta nie była pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, to także kierowniczka ośrodka zadeklarowała pomoc. - Na pewno pójdziemy do niej i będziemy rozmawiać. Jeżeli skorzysta, to pomożemy ze wszystkim, z czym jesteśmy w stanie - mówi Barbara Ciszewska. - Nawet jesteśmy w stanie wyremontować jej to mieszkanie - mówi.
- Psy są bardzo istotne, my stajemy w obronie psów, ale tu jest też człowiek - zwraca uwagę Mirosław Gadomski. Jak mówi, jego organizacja uruchomiła już kontakty i zorganizowała pomoc psychologiczną dla sąsiadów kobiety, deklaruje też pomoc po jej powrocie do domu.