O tym, że jej córka została napadnięta na klatce schodowej, matka dziewczynki dowiedziała się od niej samej. Dziecko zrelacjonowało wszystko, gdy tylko weszło do domu. - Wzięłam telefon i zadzwoniłam na policję. Jeszcze spojrzałam w okno i zauważyłam uciekającego mężczyznę - wspomina kobieta.
To nie był zwykły napad
Zaraz po tym telefonie dowiedziała się, że nie chodziło o zwykły napad. - Córka do mnie mówi: "Mamo, ale ten pan mnie dotykał". "Łapał mnie" - pokazała miejsce krocza - "tutaj, całował po ustach, po policzku i trzymał mnie bardzo mocno, że nie mogłam uciec", mówi, "wyrywałam się, ale on mnie tak trzymał, że nie dałam rady" - relacjonuje matka. - "Mamo, ja bym krzyczała, ale ja byłam tak przerażona, że się bałam" - wspomina słowa córki.
Następnego dnia po zdarzeniu policja zatrzymała podejrzanego, 42-letniego mieszkańca Żagania Jana B. Jak dowiedzieli się śledczy, mężczyzna szedł za 8-letnią dziewczynką, a gdy weszła na klatkę schodową, wszedł za nią. Przytrzymując ją, faktycznie - tak, jak opowiadała o tym dziewczynka - całował po ustach, policzkach i dotykał krocza. Dziecku całe szczęście po kilku chwilach udało się uciec.
Mężczyzna trafił do aresztu, a prokuratura oskarżyła go o "doprowadzenie małoletniej do innej czynności seksualnej". Zespół biegłych, którzy badali mężczyznę stwierdził, że chociaż Jan B. miał ograniczoną zdolność pokierowania swoim czynem, to jednak był poczytalny. Uznali również, że mężczyzna, pozostając na wolności, stanowi zagrożenie dla dzieci, dlatego musi pozostać w areszcie i podjąć leczenie w ośrodku terapii dla pedofilów. Sąd Rejonowego w Żaganiu skazał mężczyznę na dwa lata więzienia. Od wyroku odwołał się obrońca.
Zmiana kwalifikacji i zwolnienie
Sprawą zajął się Sąd Okręgowy, który postanowił osądzić mężczyznę na podstawie innego paragrafu niż chciała tego prokuratura. Zmieniona została kwalifikacja popełnionego czynu, za popełnienie którego grozi już nie dwa, ale 12 lat pozbawienia wolności. To znaczy, że za to, co zrobił 8-letniej dziewczynce, mężczyzna powinien odpowiadać jak za zbrodnię. A że sądem właściwym do sądzenia zbrodni nie jest sąd rejonowy, ale okręgowy, sprawa musiała rozpocząć się od nowa. Mimo to jednak, sąd okręgowy w tej sytuacji nie mógł orzec tak wysokiej kary, jak przewidują przepisy. Powód? Apelację w sprawie wniósł obrońca Jana B., a nie oskarżyciel. To zaś skutkuje tym, że wyrok po apelacji nie może być dla oskarżonego gorszy niż za pierwszym razem.
Następną decyzją sądu okręgowego było zwolnienie mężczyzny z aresztu. Sąd wypuścił mężczyznę, bo stwierdził, że nie będzie mataczył, ma jednak zakaz zbliżania się do dziewczynki. Zdaniem biegłych terapia w areszcie przebiegała prawidłowo i uznali że dalsze leczenie może odbywać się na wolności. Zgodni byli co do tego, że terapia musi być kontynuowana. - Sąd może stosować tymczasowe aresztowanie tylko jeśli zachodzą przesłanki tego najsurowszego środka zapobiegawczego - tłumaczy Diana Książek-Pęciak z Sądu Okręgowego w Zielonej Górze. - Tymczasowe aresztowanie nie może być już wykonywaniem kary - zaznacza.
"Przeprosin nie przyjmę"
- Mój klient od początku się przyznał do zarzucanych mu czynów, wielokrotnie wyrażał szczerą skruchę, wielokrotnie przepraszał i matkę, i samą dziewczynkę na sali sądowej - wspomina adwokat oskarżonego Monika Kantorska. - Nie przyjęłam tych przeprosin i nigdy nie przyjmę. I nie wybaczę temu człowiekowi, co zrobił mojemu dziecku - mówi jednak matka dziewczynki.
- Byłam pewna, że ten człowiek nie wyjdzie. To dla mnie było naprawdę dziwne, że go wypuścili. Obawa, niepokój, lęk - mówi matka dziecka. - Bałam się, że jak wyjdę z córką, gdzieś go spotkam na mieście, czy w sklepie i jak moja córka zobaczy tego człowieka, jak ona zareaguje - przyznaje i dodaje, że jej dziecko nie wie, że mężczyzna jest na wolności.
- Jeżeli ponownie miałoby dojść do takiego zdarzenia z udziałem tego właśnie skazanego, wszyscy będziemy sobie mogli powiedzieć, że coś zostało zrobione za mało - ocenia Zbigniew Fąfera z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Prokuratura złożyła zażalenie na zwolnienie z tymczasowego aresztu, a także apelację od decyzji sądu co paradoksalnie oznacza, że mężczyzna jeszcze przez kilka miesięcy - do uprawomocnienia się wyroku - pozostanie na wolności. W tej chwili przebywa u siostry, która zobowiązała się że będzie pilnowała brata, by regularnie przyjmował leki i brał udział w terapii.