Wiesław Mosiołek, mgr zootechniki i od 37 lat technik weterynaryjny we wsi koło Grudziądza. W lecznicy, która jak każda taka placówka utrzymuje się z wezwań do chorych zwierząt, zleceń od powiatowego lekarza weterynarii: wydawania świadectw zdrowia zwierząt, monitorowania chorób zakaźnych, nadzoru na ubojem. Od powiatowego lekarza zależy, kto zlecenia dostanie. - Czasami się zastanawiałem, dlaczego ktoś dostaje zlecenia. Z czasem miałem okazję się dowiedzieć, bo dotknęło to również i mnie. Lekarz, który był w naszej spółce, dostawał te zlecenia, ale oświadczył nam, że powiatowy z nim rozmawiał i ma naciski, ale jeśli będziemy łożyć konkretną kwotę, chodziło wtedy o 500 złotych, to będziemy to badanie mieli. Powiatowy powiedział: na moim stanowisku pensja jest licha, trzeba być świnią i się ludźmi nie przejmować. Wstydzę się, ale się zgodziliśmy, inaczej nie mielibyśmy zlecenia. Z indywidualnych zleceń utrzymujemy się po kasztach – mówi Wiesław Mosiołek, technik weterynarz. Wiesław Mosiołek jest w swych oskarżeniach osamotniony. Lekarze z okolicznych miejscowości jednogłośnie zaprzeczają, by zetknęli się z łapownictwem powiatowego inspektora. - Tak, dostaję zlecenia, umowa jest podpisywana na początku stycznia. Nie żądał ode mnie pieniędzy. Nic mi na ten temat nie wiadomo – mówi Leszek Dubowski, lekarz weterynarii - Nie daję łapówek, nie słyszałam też, żeby ktoś to robił - dodaje Joanna Pluta-Albanowska, lekarz weterynarii. - Za dany miesiąc jechał lekarz do powiatowego z rozliczeniem i ten haracz odpalał. U nas była spółka. Zeszyt kasowy. Pieniądze musiały być w dzienniku zapisywane, żeby stan kasy grał. I te 500 złotych było wpisane a przy nim myślnik i powiat. Pierwsza łapówa poszła w 2003 roku. Był spokój. Wszystko było dobrze do czasu Wielkanocy. Lekarz nasz był u powiatowego, wrócił do lecznicy i powiedział, że życzy sobie 1000 miesięcznie. Powiedziałem, że na taką kwotę się nie godzimy – wspomina Wiesław Mosiołek, technik weterynarz. Nie minął tydzień, a weterynarz - wspólnik Wiesława Mosiołka, trafił do szpitala, z powodu ciężkiej choroby. Kilka dni później zmarł, ale wcześniej Wiesław Mosiołek licząc na to, że jego wspólnik dojdzie do siebie, pojechał do powiatowego inspektora, by ten pomógł mu na czas choroby kolegi znaleźć zastępstwo w lecznicy. Rozmowa zeszła jednak na inne tory. - Przyjął mnie bardzo ozięble, wręcz niegrzecznie. Przerywał mi, że on musi zgłosić do nadzoru farmaceutycznego i do Izby Lekarsko – Weterynaryjnej fakt, że w Świeciu działa weterynaria bez lekarza. Po tym zorientowałem się, że wie, że się nie zgadzamy na podwyższenie łapówki. Zdenerwowałem się. Powiedziałem mu, że doniosę do organów ścigania – mówi Wiesław Mosiołek, technik weterynarz. Lecznica zatrudniła doświadczonego lekarza weterynarii, ale mimo to nie dostała już ani jednego zlecenia z powiatu. Protesty nic nie dały. - Po śmierci kolegi wystąpiłem do powiatowego, bo zabrał wszystkie zlecenia. Wystąpiłem z pismem, żeby te rzeczy, co miał kolega, żeby przyznał spółce ponownie. Powiedział, że nie wyraża zgody. Ponieważ nic nam nie dał, napisałem do Wojewódzkiego Lekarza zażalenie. Ten nam odpisał, że nie ma nic do tego – mówi Aleksander Wiecki, lekarz weterynarii. Interwencja wójta Świecia - także weterynarza z wieloletnim stażem - u powiatowego inspektora nic nie dała. - Jest to niezdrowa sytuacja, bo ze sprawą chociażby świadectw dla zwierząt to muszą jechać do sąsiedniej gminy. Mimo że tu jest lekarz. Rozmawiałem z powiatowym, powiedział, że on odpowiada za zlecone prace i on decyduje, komu będzie wyznaczać – mówi Ireneusz Maj, wójt gminy Świecie nad Osą. Powiatowy lekarz weterynarii rozmawiał przed kamerą z naszym reporterem, ale później zakazał publikowania rozmowy. Publikujemy jej skrócony zapis. - Nie biorę łapówek. Nigdy tego nie proponowałem. Czytałem to doniesienie. Podejrzewam, że jest to element chęci odegrania się. Powiatowy lekarz bierze pełną odpowiedzialność za wykonywanie czynności przez lekarza, któremu coś zleca. Kieruję się kryterium kompetencji. Dokonałem wyborów takich a nie innych lekarzy, ja za to odpowiadam. Nic więcej nie mogę powiedzieć. Nie muszę udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Udało nam się dodzwonić do Dyrektora Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii, który, choć od kilku dni nieobecny w Bydgoszczy, słyszał już o naszej wizycie i rozmowach z miejscowymi lekarzami. Powiedział, że nie zawiesił powiatowego inspektora, bo ten zapewnił go, że jest niewinny, a braku zleceń dla lecznicy w Świeciu nad Osą nie łączy z zarzutami wobec powiatowego inspektora. Toruńska prokuratura uznała, że w sprawie doniesienia Wiesława Mosiołka zachodzi uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa i rozpoczęła śledztwo w tej sprawie. Zabezpieczono też zeszyt, w którym co miesiąc notowano kwoty łapówek.