- Koszykówka jest pasją, sposobem na życie. Uwielbiam to robić - mówi 17-letni Michał. Jak jednak twierdzi, w swojej drużynie nie czuje się dobrze. - Chciałbym wrócić do chłopaków, ale nie w tym samym składzie - przyznaje.
"Mam potwierdzenie na to, jakie ma ślady"
Michał regularne treningi zaczął sześć lat temu. Podczas wakacji wyjechał na obóz sportowy z drużyną, jednak po kilku dniach chciał wrócić. Kiedy rodzice Michała przyjechali do niego, chłopak miał być w bardzo złym stanie psychicznym.
- Syn skarżył się, rozpłakał się. Po raz pierwszy widziałam mojego syna w takiej sytuacji. Powiedział, że był bity, znęcali się nad nim - wspomina matka Michała i dodaje, że wykonana została obdukcja lekarska. - Mam potwierdzenie na to, jakie ma ślady - mówi matka chłopaka.
Lekarz stwierdził u Michała liczne otarcia i krwiaki na nogach oraz ramionach. Chłopak miał też obrażenia twarzy. Według lekarza, który sporządzał obdukcje te obrażenia mogły powstać w wyniku pobicia rękami, nogami lub tępym przedmiotem.
- Chłopaki bili mnie, wymachiwali nożami, grozili też, że zabiją mnie, przykładali nóż do gardła, czy robili ruch, jakby chcieli mnie w plecy dźgnąć - wymienia Michał.
Jak mówi, w drużynie prześladowany był od lat, a swoją niechęć do niego okazywały zwłaszcza niektóre osoby.
- Starałem się zżyć z nimi, ale niestety się nie udało - mówi chłopak i wymienia jednego z zawodników, z którym miał największe problemy. - Znaliśmy się od małego, chodziliśmy razem do przedszkola... ciężko mi to wytłumaczyć - przyznaje.
Zdaniem rodziców Michała, to właśnie ten chłopak wpływa negatywnie na innych zawodników. Namawiając ich do agresywnych zachowań.
- Mamy zdjęcia z grupy przedszkolnej, jak oni mieli 3-4 lata, byli razem w przedszkolu, trzymają się za ręce. Sądziliśmy, że będzie to przyjaźń na całe życie - mówi matka Michała.
"O żadnym nożu nie wiem"
Chłopak, którego wymienia Michał, twierdzi, że nie wie, o co chodzi.
- Ja naprawdę, z ręką na sercu, nic nie zrobiłem Michałowi, ja o żadnym nożu nie wiem. Ja nie wiem, czemu on to wymyśla - mówi w rozmowie z dziennikarzem UWAGI!. - Jestem uczciwym człowiekiem - deklaruje. Twierdzi, że przez lata znajomości z Michałem zdarzały się przepychanki na boisku czy wyzwiska, ale były to jednorazowe sytuacje i wydarzyły się dawno temu. - Ostatnimi czasy w ogóle nie zawadzaliśmy sobie. Było bezkonfliktowo, więc naprawdę nie wiem, o co chodzi - mówi.
Trener drużyny powiedział nam, że nikt z zawodników nie potwierdza wersji Michała i czeka na wyniki postępowania policji.
Łukasz Jakubczyk, trener klubu Rosa Sport Radom, przyznaje, że słyszał o nożu, ale trzymać go miał "drugi uczestnik". - W tej chwili nie potrafię powiedzieć, kto był winny. Z tego co wiem, to druga strona również uczestniczyła w tych zajściach. Poznałem stanowisko grupy, chciałem poznać stanowisko Michała, niestety nie było takiej możliwości - wyjaśnia i dodaje, że w drużynie konfliktu nie ma. - Jest konflikt między dwoma zawodnikami. To się zdarza. To jest grupa 20 zawodników, gdzie ze sobą rywalizują o miejsce w składzie. Michał starał się wejść do dwunastki, więc ja nie wiem, kto tu jest agresorem w tym całym zajściu - mówi.
Tymczasem matka chłopaka nie zamierza odpuszczać. - Sześć lat jesteśmy cicho. To już jest za dużo. Mój syn przez tyle lat cierpiał, ja nie mogę jako matka sobie na to pozwolić - mówi kobieta.
- Ja się domagam, żeby Michał został w tym klubie, bo jemu naprawdę na to zależy. Domagam się, żeby agresorów zabrać z drużyny, żeby mój syn mógł trenować - dodaje.
"Trudno tę sytuację wyjaśnić"
Zdaniem rodziców Michał,a trener nie potrafi sobie poradzić z tym konfliktem. Jak przyznaje psycholog sportu, to właśnie rolą trenera jest panowanie nad takimi sporami w drużynie.
- To jest jakieś wołanie o pomoc, jakiś sposób zwracania na siebie uwagi jednej i drugiej osoby - mówi dr Dariusz Parzelski, certyfikowany psycholog sportu PTP z Uniwersytetu SWPS. Według niego sprawą powinni zająć się i ją wyjaśnić dorośli. - Na tym etapie być może możliwa jest mediacja między stronami - uważa.
Chcemy dowiedzieć się, jakie kroki w tej sprawie podejmą władze klubu. - Jest to niepokojące, ale mam kłopot, bo rodzic nie odbiera telefonu, nie chce rozmawiać z trenerem. Zawodnik też od obozu się nie pojawia. Trudno tę sytuację wyjaśnić - rozkłada ręce Robert Bartkiewicz, prezes klubu Rosa Sport Radom.
Kontakt skonfliktowanymi stronami zostaje nawiązany dopiero dzięki interwencji UWAGI!. - Bardzo chciałbym z państwem porozmawiać. Nie mam żadnych informacji, chciałbym uzyskać opinię i całą relację o tej sytuacji od państwa - mówi Robert Bartkiewicz do matki Michała, gdy udaje nam się zainicjować rozmowę.