Kawa ze znajomym zamieniła jej życie w koszmar. „Dwa miesiące od podpalenia i nic”

Samochód pani Agnieszki spłonął
Kawa ze znajomym zamieniła życie jej w koszmar

Spalony samochód, niepokojące wiadomości. Życie w permanentnym strachu. Czy uda się powstrzymać mężczyznę, który ma nękać panią Agnieszkę?

3 lutego w nocy panią Agnieszkę obudziły jakiś dźwięki. Po chwili zobaczyła płonące auto, które zaparkowała przed domem.

Spalony samochód

- Wiem, że to podpalenie, wiem kto to zrobił i głośno mówiłam o tym policji – zapewnia kobieta.

- Usłyszałam od policjantów, że oni na tę chwilę nie mogą stwierdzić, że to jest podpalenie. W dokumenty wpisali bodajże, że zajęła się instalacja. Powiedzieli, że jeżeli przyniosę im dowód, to wtedy zajmą się sprawą. I tak było – opowiada pani Agnieszka.

Policja miała nie zabezpieczyć nagrań z monitoringów. A zrobiła to sama poszkodowana.

- Wykonujemy wszystkie niezbędne czynności, celem wyjaśnienia tej sprawy – stwierdza st. asp. Sylwia Tyburska z Komendy Powiatowej w Żarach.

Zdaniem adwokata, z którym rozmawialiśmy, jest to przykład, kiedy pokrzywdzony zastępuje organy ścigania.

- To powinna była zrobić policja na podstawie jej zawiadomienia – podkreśla mec. Krzysztof Budnik.

Pani Agnieszka nie ma wątpliwości, kto podpalił jej samochód.

- Poznaję po kurtce, sposobie chodzenia. Po tym, jak mi wcześniej groził – przekonuje kobieta.

Kolega z pracy

- Agnieszka strasznie się boi, cały czas bierze tabletki uspokajające. A ma problemy z sercem i to jest bardzo niepokojące – mówi Monika, koleżanka pani Agnieszki.

Pani Agnieszka uważa, że za wszystkim stoi mężczyzna, z którym pracowała w Niemczech.

Wcześniej z kolegą z pracy spotkała się cztery razy. Później przez miesiąc tłumaczyła, że ich relacja powinna pozostać stricte koleżeńska.

- Po czwartym spotkaniu Agnieszka powiedziała mi, że coś jest z nim „nie halo”. Że musi się wycofać. Ale on nie odpuszczał – wspomina pani Monika.

- Ten człowiek jest nieobliczalny, gdyby to miało się skończyć tylko na samochodzie, to później by nie przyjeżdżał, nie strzelał, nie trąbił. On ciągle czegoś chce, chce zrobić komuś krzywdę – uważa siostra pani Agnieszki.

Życie pani Agnieszki i jej dzieci zmieniło się w koszmar. Ciągłe przejazdy pod domem, śledzenie, głuche telefony i nagrania z translatora o różnych porach dnia i nocy.

- Zajeżdżał mi drogę, robił manewry, na zasadzie, że chce we mnie uderzyć. Byłam przerażona – przyznaje kobieta.

- Prowadzę zeszyt, gdzie wszystko wpisuję. Kiedy dzwoni, co mówi, kiedy za mną jedzie, jakim samochodem, jakie wykonuje ruchy w moim kierunku – pokazuje pani Agnieszka. I dodaje: - Facet rozrabia i to intensywnie, bardzo mocno. Powinni chociaż postarać się, żeby go zatrzymać, przesłuchać, sprawdzić telefon. Ale taka rzecz nie została wykonana.

Co o sprawie mówi policja?

- Interwencje policji polegały na ustaleniu sprawcy i zatrzymaniu sprawcy. Podjęto szereg działań procesowych oraz pozaprocesowych celem rozwiązania tej sprawy – stwierdza st. asp. Sylwia Tyburska.

- Sprawca został złapany? – dopytywała reporterka Uwagi!

- Nie, sprawa dalej jest w toku – mówi st. asp. Sylwia Tyburska.

Pani Agnieszka po pożarze zawiadomiła policję o przestępstwie stalkingu, czyli nękania. Wskazała sprawcę - obywatela Niemiec. Sprawą zajęła się też prokuratura.

- Nie ma takich możliwości, że polska policja wjeżdża na teren Niemiec i z obywatelem Niemiec przeprowadza czynności – mówi Ewa Antonowicz z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.

Prokuratura w Żarach wystosowała Europejski Nakaz Dochodzeniowy.

W końcu pani Agnieszka sama zgłosiła też wszystko niemieckiej policji. Ta zapytana przez nas o sprawę ograniczyła się do oświadczenia. Zasłaniając się ochroną danych osobowych, potwierdziła, że mężczyzna jest jej znany.

Jak sprawę tłumaczy mężczyzna, którego podejrzewa pani Agnieszka?

Z nieoficjalnych źródeł dowiedzieliśmy się, że ów mężczyzna miał już trzy sprawy o stalking, dwie o uszkodzenie ciała. Dziewięć razy dopuścił się uszkodzenie mienia, złamał też przepis o posiadaniu amunicji i broni.

Pojechaliśmy do Niemiec, pod zakład pracy, by porozmawiać z mężczyzną. Nie ujawnialiśmy nikomu celu naszej wizyty ani nie wyjęliśmy kamery. Czekaliśmy jedynie aż mężczyzna skończy pracę, by z nim porozmawiać. Ku naszemu zaskoczeniu zawiadomił policję, że czuje się zagrożony.

Nasze próby poznania wersji drugiej strony spełzły na niczym. Mężczyzna uciekł.

- Jeżeli nasza policja jest bierna i nie jest w stanie udokumentować przykładów, nawet fizycznej obecności podejrzanego w Polsce w miejscu zamieszkania pokrzywdzonej, i nie przekazujemy tych materiałów, a jedynie prosimy o jakieś czynności sprawdzające, to policja niemiecka nie ma w ręku mocnych argumentów, żeby na poważnie podjąć to postępowanie – uważa adwokat Krzysztof Budnik.

Dlatego pani Agnieszka, nie widząc realnej pomocy, zwróciła się z prośbą o pomoc do naszej redakcji.

- To jest bezsilność na poczynania policji, która dwa miesiące od podpalenia go nie złapała. A on bezkarnie sobie chodzi. Normalnie uczęszcza do pracy, normalnie funkcjonuje, a ja i moja rodzina nie funkcjonujemy. Nie wiem, czy kiedykolwiek wrócimy do formy psychicznej sprzed tego wydarzenia – mówi kobieta.

podziel się:

Pozostałe wiadomości