Polska jednorękich bandytów

TVN UWAGA! 3627168
TVN UWAGA! 135400
Automaty do gry. Wielki biznes, małe wygrane. Przez kilka miesięcy reporterzy UWAGI! przyglądali się, jak wygląda rynek tak zwanych jednorękich bandytów.

Hazard, z jakim związane są automaty to maszynka do robienia pieniędzy. Specjaliści jednak biją na alarm twierdząc, że wraz z lawinowym rozwojem rynku lawinowo rośnie liczba uzależnionych od gry. W ciągu ostatnich lat liczba automatów o tzw. niskich wygranych rośnie w zastraszającym tempie. W zeszłym roku było ich już 38 tysięcy. Można je zobaczyć nie tylko w kasynach lub wyspecjalizowanych salonach gier, ale także choćby w sklepie gminnej spółdzielni czy na stacji benzynowej na odludziu. Automaty do gry to olbrzymie pieniądze. Dwa lata temu Polacy wrzucili do jednorękich bandytów pięć miliardów złotych. W zeszłym roku dwa razy więcej. Ponieważ grając na automatach łatwo można wygrać niewielkie pieniądze, rośnie liczba hazardzistów. - To już epidemia – mówi dr Lubomira Szawdyn, terapeuta uzależnień. – Zgłaszają się rodzice dzieci w wieku szkolnym i mówią, że jest dramat, bo dziecko zrobiło 50 tysięcy złotych długu. Grają emeryci, którzy zaczęli niewinnie, a teraz potracili mieszkania i większość ma wyroki sądowe za kradzieże, defraudacje. Wprowadzona przez rząd Jerzego Buzka ustawa, regulująca hazard w Polsce była bardzo restrykcyjna. Gry hazardowe było obłożone bardzo wysokimi podatkami. Wstawianie automatów do innych miejsc niż kasyna i salony gier było nielegalne. Przeciwko takim przepisom protestowali posłowie lewicy i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Przewodniczący klubu SLD Jerzy Jaskiernia przekonywał posłów do liberalizacji ustawy. W 2003 r. za rządów Leszka Millera w atmosferze politycznej awantury i oskarżeń o korupcję przepisy zostały zmienione. Dzięki temu automaty do gier można było postawić wszędzie. Jednoręcy bandyci obłożeni zostali niskimi podatkami. To politycy lewicy stworzyli prężnie rozwijający się rynek. - Przed uchwaleniem ustawy nie było w Polsce branży, specjalizującej się w automatach o niskich wygranych – mówi Dominik Michael z Izby Gospodarczej Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych. – Przychody na papierach w Ministerstwie Finansów są imponujące, ale to się nie przekłada na rentowność w tej branży - jest w granicach czterech procent. Automat zaczyna zarabiać po półtora roku. Działamy na rynku przez pięć lat i zarabiamy, ale to nie jest kokosowy interes. Oficjalnie przedstawiciele branży mówią o kłopotach z prowadzeniem interesu i niewielkich zyskach. Pomimo tych rzekomych trudności coraz więcej osób decyduje się na wstawianie do swoich lokali automatów. Automaty wstawia wyspecjalizowana firma ponosząc wszystkie koszty związane z ich funkcjonowaniem. Właściciel baru zapewnia jedynie pomieszczenie i dostęp do prądu. Reporter UWAGI! podając się za właściciela baru, spotkał się z przedstawicielem takiej firmy i dowiedział, że jego jedynym zadaniem jest podłączyć automat do prądu i dzwonić, gdyby się zepsuł. Za wszystko dostanie 40 procent z zysków. Automaty wstawiane do barów są kontrolowane w instytutach badawczych, np. w Katedrze Technologii Maszyn w Politechnice Łódzkiej. Okazuje się, że w pełni losowa maszyna jest tak zaprogramowana, aby zapewnić właścicielowi pewny 20 procentowy dochód. Dwa lata temu tak ustawione maszyny przyniosły branży jeden miliard 300 milionów złotych. Właściciele warzywniaków i kawiarni to w tym interesie płotki.

podziel się:

Pozostałe wiadomości