W marcu ubiegłego roku w leśniczówce w Wielkopolsce zamordowano małżeństwo, a potem podpalono ich dom. Szybko wytypowano i zatrzymano dwóch podejrzanych. Jeden z nich zeznał, że był z nimi trzeci mężczyzna o pseudonimie „Siwy”. Policjanci z Piły wytypowali nienotowanego dotąd 33-letniego mechanika Mirosława Siwiaka. - Usłyszałam, że ktoś jest przy naszych drzwiach. Otworzyłam drzwi, wyszłam sprawdzić kto to. Zobaczyłam wiele osób w kominiarkach, z bronią. Kazano mi cofnąć się do kuchni. Nie było miło. Jedna pani powtarzała mi, że mam sobie włączyć telewizor, to będę wiedziała co się dzieje. Kiedy pytałam się, kiedy Mirka wypuszczą, to ta sama pani powtarzała, że może za 30 lat a może nigdy, że mam sobie ułożyć życie na nowo - wspomina Agnieszka Przewoźniak, narzeczona poszkodowanego. Zatrzymanie przez antyterrorystów i przesłuchania przez wielu policjantów to były najtrudniejsze chwile w życiu Mirosława Siwiaka. Według jego relacji nikt nie słuchał wyjaśnień, że w czasie, gdy popełniono zbrodnię w leśniczówce, on był w pracy. Mirosław Siwiak pamięta tylko, że policjantom zależało, by przyznał się do udziału w morderstwie. - Przesłuchanie wyglądało w ten sposób, że leżałem przez cały czas na podłodze, gdzieś pod ścianą. Nie kazano mi się patrzeć w żadną stronę, tylko odpowiadać. Od początku mówiłem, że nie wiem nawet o jakie morderstwo chodzi i nie mam nic z tym wspólnego. W tym czasie byłem w pracy, a po pracy byłem ze znajomymi. Prosiłem o pomoc policjantów, którzy mnie przesłuchiwali. Ci twierdzili, że są tu żeby mi pomóc i że mam się przyznać to dostanę 25 lat a nie dożywocie. Bili mnie na przemian przez głowę i z kolanka – opowiada Mirosław Siwiak. Kilka dni po zwolnieniu z policyjnego aresztu Mirosław Siwiak złożył zawiadomienie do prokuratury. Chciał ukarania winnych, którzy spowodowali, że po przesłuchaniach miał m.in. wstrząśnienie mózgu i pękniętą błonę bębenkową. - Był pobity i wycieńczony psychicznie. Wyglądał okropnie, miał zasinione oczy, czerwone uszy, nadgarstki, na plecach. Dzień później robiłam zdjęcia. Płakał jak dziecko -mówi Agnieszka Przewoźniak. - Mój klient trafił po tym zdarzeniu do lekarza psychiatry, który skierował go do zakładu zamkniętego i przez tydzień był poddany leczeniu z rozpoznaniem depresji i myśli samobójczych - dodaje Krzysztof Wyrwa, pełnomocnik Mirosława Siwiaka. Po trwającym ponad pół roku postępowaniu prokuratura umorzyła dochodzenie. - Prokuratura wezwała wszystkich policjantów, których nazwiska otrzymała, a którzy brali udział w zatrzymaniu a później w przesłuchania. Przesłuchała ich na jedną okoliczność – jak wyglądało przesłuchanie a w szczególności czy bili lub widzieli czy ktoś bił. Oczywiście powiedzieli, że nie bili i nie widzieli czy ktoś bił – mówi Krzysztof Wyrwa. - Materiał dowodowy zebrany w sprawie i ustalony na jego podstawie stan faktyczny nie dawał podstaw, żeby komukolwiek przedstawić zarzuty. Obrażenia ciała u pokrzywdzonego powstały, nie kwestionujemy opinii biegłego, ale nie jesteśmy w stanie ustalić osób, które za te obrażenia są odpowiedzialne – tłumaczy Magdalena Mazur - Prus, Prokuratura Okręgowa w Poznaniu. Mirosław Siwiak złożył do sądu zażalenie na decyzję prokuratury. Ma ogromne poczucie krzywdy i niesprawiedliwości. Od zatrzymania jego życie bardzo się zmieniło. Odwołał ślub, nie ma żadnych planów na przyszłość i przyznaje, że boi się policji. Jest pod opieką psychiatry i psychologa. Za poniesione obrażenia i straty moralne będzie domagał się odszkodowania. Pod koniec ubiegłego roku prokuratura całkowicie uniewinniła go od zarzutu udziału w morderstwie małżeństwa z leśniczówki. Proces prawdziwych sprawców wciąż trwa.