Podróż do końca życia

Wychował się w rodzinie alkoholików, staczał się, trafił do więzienia. Pewnego razu powiedział sobie – stop. Zapakował plecak i wyruszył w podróż.

- Mama ciągle była pod wpływem alkoholu – mówi Mariusz Kurc. – Już o szóstej rano, nietrzeźwa po nocy, biegła do sklepu. Całymi dniami i nocami nie szło się z nią porozumieć. Mariusz Kurc, 33 lata, dorastał w domu na jednym ze szczecińskich osiedli. Matka była stewardessą na statkach, ojciec – marynarzem. Ojciec odszedł z domu i założył drugą rodzinę, gdy Mariusz miał sześć lat. - Był miłym, sympatycznym chłopcem – mówi sąsiad. – Widać było, że mimo, że z matką był problem, on sobie jakoś poradzi. Kiedy tu mieszkał, to się jakoś trzymało kupy. Pozbawiony opieki matki Mariusz również w szkole był traktowany jak ktoś gorszy, źle się uczył, powtarzał klasę. - Nie miał się gdzie podziać, był samotny – mówi ksiądz Juliusz Szyszko, przyjaciel Mariusza. – W święta często przychodził do mnie. Był niczyj, nie miał domu. Po skończeniu szkoły podstawowej i zawodówki Mariusz szukał pracy. W końcu zaczął przemycać papierosy do Niemiec. Został schwytany za zachodnią granicą i trafił do więzienia. - Poznałem, jak to jest, kiedy się siedzi i nie można wyjść – mówi Mariusz Kurc. – Uczucie bezsilności – jedno z najgorszych uczuć – to się właśnie w więzieniu czuło. Gdy wyszedł z więzienia, przestał przemycać. Bardzo długo nie mógł znaleźć stałej pracy. Nie chciał wracać do domu, wyjeżdżał coraz dalej od Szczecina i Polski. Przełom w jego życiu nastąpił, gdy zdał sobie sprawę, że w samotnej podróży czuje się najlepiej, że to właśnie jest jego sposób na życie. - Idea podróży Mariusza to nie jest zwiedzanie, tylko walka o przetrwanie – mówi Krzysztof Łyszczyk, przyjaciel Mariusza. – Musi sam zmagać się z przeciwnościami, musi walczyć o życie. Mariusz Kurc zwiedził już 73 kraje Azji, Afryki, Europy i Australię. Zawsze podróżuje sam, zabiera tylko śpiwór i kilkadziesiąt dolarów. Je i mieszka u napotkanych po drodze ludzi. Zawsze ma przy sobie kamerę filmową. - Zobaczył autentyczną biedę – mówi Cezary Figurski, przyjaciel Mariusza. – Podświadomie czuł się biednym, osamotnionym człowiekiem. Mógł zacząć pić, zintegrować się ze środowiskiem, z którego wyszedł i stać się bardzo groźnym bandytą. I odrzucił to kompletnie, zanegował alkohol i uciekł od tego. Filmy z podróży, które z początku robił dla siebie, okazały się tak dobre, że postanowił się z nich utrzymywać. Od kilku lat pokazuje je w domach dziecka, poprawczakach i więzieniach w całej Polsce. Opowiada o swoich podróżach ludziom pochodzącym z takiego samego środowiska, w jakim sam dorastał. - Nie udowadniam sobie, że potrafię stanąć przed ludźmi i coś do nich mówić – mówi Mariusz Kurc. – To udowodniłem już dawno. W tym momencie czuję, że robię to, co powinienem, jestem na swoim miejscu, a im to jest potrzebne. W kolejną podróż Mariusz wybiera się znowu do Azji. Nie wie jeszcze, dokąd dokładnie pojedzie, ani ile czasu tam spędzi. Mówi, że nie ma marzeń, tylko cele. Najważniejsze są dwa – pomóc matce rzucić picie. I podróżować do końca życia.

podziel się:

Pozostałe wiadomości