- Potrafimy zrozumieć, że kierowca spowodował wypadek. Ale tego, że uciekli z miejsca zdarzenia?! To jest morderstwo! – mówi ojciec Anity, Piotr Stręciwilk. Jego 19-letnia córka była piękną, młodą kobietą. Na zdjęciach wzrok przykuwają wyjątkowo duże oczy. - Kiedy zobaczyliśmy ją w karetce, to w tych oczach było jeszcze widać życie! Ona miała jeszcze otwarte oczy! - rozpacza pan Piotr. A mama dziewczyny Edyta Stręciwilk płacze: - Ślicznie wyglądała. Jakby spała.
Pani Edyta przez godzinę klęczała na asfalcie obok zwłok córki.
Koledzy Anity
Wcześniej, kiedy do wypadku w Jarocinie przyjechali policjanci, zastali płonący samochód, a obok w lesie nieprzytomną dziewczynę, która - pomimo reanimacji - zmarła. Godzinę później policjanci zatrzymali obu 18-latków, którzy jechali samochodem z Anitą. - Mieli około promila alkoholu. Przyznali, że wcześniej cała trójka piła - mówi Anna Kowalik z komendy powiatowej policji w Nisku. Podczas zatrzymania kierowca był bardzo zdenerwowany. - Ale reakcja pasażera była nie do końca normalna. W czasie rozmowy z policjantami uśmiechał się - mówi Kowalik.
Nastolatkowie to koledzy Anity. Patryk M., który kierował samochodem, pochodzi z wioski odległej zaledwie o kilka kilometrów od miejsca wypadku. Był bliskim sąsiadem dziewczyny. Drugi podejrzany - pasażer Błażej S. - wpaść miał na pomysł zniszczenia pojazdu i podpalić zapalniczką wlot baku paliwa. - Kierowca twierdzi, że nie uczestniczył w podpaleniu samochodu i nie zwrócił na to uwagi. Drugi z podejrzanych nie składał wyjaśnień - mówi Bożena Okleja z prokuratury rejonowej w Nisku.
- Motywu możemy się tylko domyślać. Być może mieli nadzieję, że dzięki temu nie będzie możliwości ustalenia osób uczestniczących w zdarzeniu - przypuszcza. Dlaczego mężczyźni nie wezwali do Anity pogotowia? - Podejrzany twierdzi, że koleżanka nie żyła, nie oddychała, nie wyczuł u niej pulsu i w związku z tym nieuzasadnione było udzielanie jej jakiejkolwiek pomocy. Twierdzi jednak, że prosili kogoś o wezwanie pogotowia - mówi nam prokurator.
"Jak szła, to było widać, że idzie życie"
Anita miała 19 lat, chodziła do 3 klasy technikum ekonomicznego w Janowie Lubelskim. Była pogodną i bardzo lubianą dziewczyną. - Zawsze wesoła, uśmiechnięta, radosna. Nie było dla niej rzeczy niemożliwych. Jak szła, to było widać, że idzie życie - mówi jej ciotka, Magdalena Jaśkowska. - Miała 19 lat! Żeby matka jej suknie kupowała do trumny?! To nie tak powinno być! - płacze kobieta.
Wyniki sekcji zwłok wskazują, że dziewczyna zginęła w skutek urazów wielonarządowych. Nie wiadomo jednak jeszcze, kiedy zmarła i czy można było ją uratować, gdyby pogotowie zostało wezwane zaraz po wypadku.
"Działał w stresie"
Patryk M., kierowca, był już notowany za kradzieże, miał wyrok w zawieszeniu i był pod nadzorem kuratora. Z kolei Błażej S., pasażer, nie miał do tej pory problemów z prawem. Rodziny podejrzanych nastolatków nie zgodziły się z nami porozmawiać. W imieniu krewnych Błażeja S. głos zabiera jego obrońca. - Czy zapytał pan swojego klienta, dlaczego wtedy odjechał i nie wezwał pogotowia? - pytamy.
- Działał w stresie, był w olbrzymim szoku, kiedy okazało się, że jego koleżanka nie żyje. Bez wątpienia to spowodowało nieracjonalność działania. To nie jest osoba zdeprawowana, wyzuta z ludzkich uczuć! Kiedy miałem z nim kontakt, stan jego stresu i bólu był tak daleki, że w sposób nie do końca precyzyjny był w stanie wytłumaczyć swoje postępowanie - mówi Janusz Fortuna.
Ojciec Anity komentuje takie tłumaczenia krótko: - Nie jesteśmy w stanie im wybaczyć - mówi Piotr Stręciwilk.
Patrykowi M. za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym, kierowanie autem po alkoholu, ucieczkę z miejsca wypadku i nieudzielenie pomocy grozi do 12 lat więzienia. Z kolei Błażej S. usłyszał zarzuty nieudzielenia pomocy i utrudnianie postępowania poprzez zacieranie śladów, co jest zagrożone karą 5 lat pozbawienia wolności. Obaj najbliższe trzy miesiące spędzą w areszcie.