Podejrzenia rodziców

- Na początku nie mogłam w to uwierzyć. Córka opowiadała, że pan brał kilkoro dzieci do łazienki. Wyjmował swojego siusiaka i sikał – mówi matka dziewczynki uczęszczającej do Przedszkola Samorządowego nr 36 w Białymstoku. Czy w placówce doszło do molestowania dzieci?

- Początkowo ignorowałam dziwne zachowanie córki. Opowiadała o panu, a przecież w przedszkolu są same nauczycielki. Któregoś dnia po córkę poszła do przedszkola niania. Dziecka nigdzie nie było. Znalazła ją na górze, samą w kącie, zasikaną i z kupą w majtkach – dodaje matka. Dyrektorka przedszkola zaprzecza tym doniesieniom. Twierdzi, że dziewczynka nie była sama. Chwilę przed przyjściem niani miała przestraszyć się burzy. Mimo to matka o swoich wątpliwościach zawiadomiła policję. - W maju matka poinformowała o molestowaniu jej córki w przedszkolu. Policjanci podjęli czynności i przesłuchali szereg świadków: dyrekcję, pracowników, rodziców. Konsekwencją tego było zatrzymanie jednego z pracowników przedszkola – wyjaśnia sierż. Marta Rodzik z Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku. Pracownik przedszkola to mężczyzna, który jest zatrudniony w placówce od 16 lat. Prokuratura prowadzi przeciw niemu śledztwo. Przedstawiono mu też zarzuty. - Jest to zarzut doprowadzenia do innej czynności seksualnej z udziałem dzieci. Wiadomo, że ten mężczyzna pomagał opiekować się dziećmi – dodaje Marta Rodzik. Dyrektorka placówki stanowczo zaprzecza, aby mężczyzna miał kontakt z dziećmi. - Ten pan się nie zajmował dziećmi. Nie jest prawdą, że był z dziećmi sam. Od tego są nauczycielki – zapewnia Ewa Gutowska, dyrektorka przedszkola. Po zwolnieniu z aresztu, dyrektorka pozwoliła mężczyźnie wrócić do pracy. - Znam go długo i ufam mu. Jest to człowiek bardzo silnie związany z przedszkolem ponieważ nie ma własnej rodziny. Przeprowadziłam rozmowę w trakcie której przysięgał, że nie zrobił tego – twierdzi Gutowska. Zgodnie z kodeksem pracy dyrektorka nie mogła zwolnić dozorcy, przeciwko któremu prokuratura prowadzi śledztwo, ale mogła go wysłać na urlop. Nie zrobiła tego. Przesunęła jedynie jego czas pracy z godzin porannych na popołudniowe. Na urlop skierowano mężczyznę dopiero miesiąc później. - Najważniejsze jest dobro dzieci – mówi Jadwiga Mariola Szczypiń, Podlaski Kurator Oświaty.

podziel się:

Pozostałe wiadomości