Śmierć tuż przed 19 urodzinami
Jakub był jedynakiem. Chodził do szkoły o profilu komputerowym, chciał studiować informatykę. Jego pasją była muzyka. Pracował jako didżej. Chłopak został znaleziony martwy miesiąc swoimi przed 19-tymi urodzinami.
- Tego dnia Kuba przyjechał do domu bardzo zdenerwowany. Był z nim kolega Karol, który spędzał z nim cały ten dzień. Zapytałem czemu nie był w szkole. Nie odpowiedział. Powiedział tylko, że odwiezie Karola – wspomina Leszek Schimanda, ojciec.
Wieczorem, po kilku godzinach, zaniepokojeni rodzice usiłowali dodzwonić się do syna, jednak telefon nie odpowiadał. Pojechali do jego kolegi, Karola J., który nie wiedział, gdzie jest Kuba. Następne kroki skierowali na policję. Chcieli zgłosić zaginięcie syna.
- Policjant był bardzo zdenerwowany, palił jednego papierosa za drugim. Powiedział nam, że Kuba nie żyje – mówi Maria Schimanda matka.
- Momentalnie było po nas. Zemdleliśmy z żoną, ratowali nas. Potem już nie wiem, co się działo – dodaje pan Leszek.
Skandaliczny przebieg śledztwa
Zastanawiającym jest fakt, że po przyjeździe rodziców, policjanci wiedzieli już o śmierci Jakuba Schimandy. Z akt sprawy wynika, że ciało zostało znalezione dopiero późnym wieczorem, na miejscu wskazanym przez jego kolegę, Karola J.
Zachowanie policjantów na miejscu zdarzenia było jeszcze bardziej zdumiewające. Nie zrobili oględzin, nie zebrali śladów, nikt nie zabezpieczył rzekomej pętli wisielczej. Auto Jakuba, bez oględzin, oddali Karolowi J., czyli kluczowemu świadkowi, który jako ostatni widział Jakuba żywego. Nikt nie badał telefonu chłopaka, w którym jak się później okazało, ktoś wyczyścił historię połączeń i SMS-ów z tego dnia.
Na miejscu nie było prokuratora. Nikt nie przesłuchał świadków, którzy odnaleźli ciało, ani świadka, który jako ostatni widział Jakuba.
- Prokurator dyżurujący został powiadomiony o zdarzeniu. Sam podjął decyzję o tym, jakie czynności należy w tej sprawie wykonać. To, co zastano na miejscu zdarzenia i na co wskazywała opinia lekarza, nie sugerowały charakteru przestępczego zdarzenia – mówi Jarosław Kosiński, prokurator rejonowy w Golubiu-Dobrzyniu.
Ciało nie zostało poddane obowiązkowej sekcji zwłok, lecz trafiło wprost do zakładu pogrzebowego i na cmentarz.
- Od początku nie wierzyłam w to, że on się powiesił. Nie miał śladów, jakie ma osoba wisząca. Wyglądał, jakby zgon nastąpił na leżąco. Miał swobodne ręce, wyglądał jakby spał. Nie było śladów na całej szyi, tylko z boku przy tętnicach. Ślady wyglądały na zrobione drutem, czymś twardym, raczej nie sznurem – mówi Danuta Orzechowska z zakładu pogrzebowego, do którego trafiło ciało Kuby.
Samobójstwo prawdopodobną przyczyną zgonu
Lekarz, który przyjechał na miejsce, zobaczył ciało leżące na trawie. Stwierdził zgon i wypełnił kartę informacyjną. W aktach nie ma innych dokumentów medycznych lub opinii lekarskich. Napisał jedynie, że prawdopodobną przyczyną śmierci było samobójstwo przez powieszenie.
Naszemu reporterowi udało dotrzeć się do świadka, który następnego dnia po odnalezieniu Kuby, był razem z Karolem J. na miejscu zdarzenia.
- Pojechaliśmy tam. Wysiadł z samochodu, za chwilę przyszedł ze sznurkiem od snopowiązałki. Wszystkich zdziwiło, że od razu wiedział, gdzie tego szukać.
Co na to Karol J.? Jak zapamiętał ostatni dzień spędzony z Kubą przed jego śmiercią?
- Ojciec był bardzo zły na niego, że znów nie było go w szkole. Wygonił go z domu. Na miejscu na drugi dzień znalazłem przedłużacz, kabel. Nie chcę na ten temat mówić, do widzenia – powiedział naszemu reporterowi.
Zdaniem rodziców, śledztwo miało skandaliczny przebieg i nie odpowiedziało na kluczowe pytania. Po latach dotarcie do prawdy może być bardzo trudne, bo wielu dowodów już nie uda się przeprowadzić.
- Bardzo bym chciała, żeby się to wszystko już wyjaśniło. Żeby ktoś usiadł i mi opowiedział, jak to było. Żebym miała pewność, czy Kuba był sam, czy ktoś z nim był. Tego nie wiem do dziś – kończy pani Schimanda.
Na reportaż poświęcony tej sprawie zapraszam także jutro do „Superwizjera” w TVN24 o godzinie 20:00, a także w najbliższy wtorek na antenie TVN o 23:30.