Podejrzana kiełbasa z dzika

Kilkudziesięciu mieszkańców Obornik zaraziło się włośnicą. Mięso, które wywołało u nich tę groźną chorobę pasożytniczą, pochodziło z osiedlowego sklepu.

Do szpitali trafiło prawie 140 osób. Włośnicę stwierdzono u co najmniej 40 osób. Chorzy mówią, że wszystko przez kiełbasę z dzika, którą kupili w sklepach firmowych zakładów mięsnych z Połajewa. - Była bardzo dobra w smaku. Świeżutka, przyprawiona – wspomina chora Alina Kluczyńska. Pojawiły się jednak pierwsze objawy choroby, które początkowo przypominały grypę. - Wytrzeszcz oczu, spuchnięta cała twarz, gorączka, poty. Człowiek był taki słaby, że wstawał i się przewracał. Lekarze twierdzili, że to jest grypa – mówi Alina Kluczyńska. Jednak to, co na początku wydawało się grypą, okazało się zakażeniem pasożytem - włośniem, który niszczy mięśnie człowieka. Lekarze potwierdzają, że chorzy najprawdopodobniej zarazili się jedząc surową kiełbasę z dzika. - Jest to choroba nabywana przez spożywanie surowego lub pół surowego mięsa z niepewnego źródła, mięsa które zawiera larwy włośni. W przypadkach bardzo ciężkich jest to choroba śmiertelna –wyjaśnia Piotr Grelewski z Katedry i Zakładu immunologii Klinicznej Akademii Medycznej w Poznaniu. Chorzy twierdzą, że zatruli się surową kiełbasą z dzika, którą kupili w sklepach firmowych zakładów mięsnych z Połajewa koło Poznania. Część zakażonych osób już złożyła doniesienie do prokuratury przeciwko właścicielowi zakładu. Prokuratura prowadzi w tej sprawie postępowanie w dwóch powiatach. Rodzice właściciela firmy zaprzeczają, że zakład przerabiał mięso z dzika. Mimo to myśliwy, który upolował dzika twierdzi, że oddał mięso właśnie do zakładu w Połajewie. On również zatruł się włośnicą. - Miałem dzika, dałem go do zbadania i do przerobu. W zamian dostałem kiełbasę. Przerabiałem go w zakładzie w Połajewie – mówi Marian Głowacki, myśliwy zakażony włośnicą. Jednak, jak twierdzi Inspekcja Weterynaryjna, dzik nie był badany. - Przeglądaliśmy książki badań na włośnicę i nie stwierdziliśmy jego nazwiska - mówi inspektor z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynaryjnego w Czarnkowie. Właściciel zakładu w Połajewie również polował na dziki. Prokuratura będzie więc musiała wyjaśnić czy w sklepie sprzedawano mięso z więcej niż jednego dzika, do którego przyznaje się Marian Głowacki. Zakażeni włośnicą zapowiadają, że będą domagali się odszkodowania od właściciela zakładu. Tym bardziej, że następstwa tej choroby mogą odczuwać do końca życia.

podziel się:

Pozostałe wiadomości