- Muchy wracają z gnojowiska. Pod wieczór będzie już ciemno od nich, nie będzie możliwości wejścia do budynku. Nie ma też mowy o otwieraniu okien – mówi Tomasz Piwowarczyk, mieszkaniec Konar. Podkrakowska miejscowość Konary. Wiele osób przeprowadziło się tu uciekając od zgiełku wielkiego miasta. Pobliska spółdzielnia hodująca świnie sprawia problemy od ponad 20 lat, jednak kilka lat temu kłopot się nasilił. Wyrzucany na pola obornik powoduje plagę much, z którą nie chce mieć do czynienia żaden urząd, mimo że zdesperowani mieszkańcy bezustannie powiadamiają władze o swojej sytuacji. - Było wiele pism, teraz dodatkowo maile. I za każdym razem jest wzorcowa tuczarnia, można ją reklamować w Unii Europejskiej, bo jest tak pięknie i bezproblemowo. A fakty są faktami, mamy dowody przecież. W godzinach nocnych wozem konnym wywozi się odchody ze świniarni – opowiada Tomasz Piwowarczyk, mieszkaniec Konar. Kamera UWAGI! zarejestrowała, gdy konny wóz wywozi odchody. - Wiozę na pryzmę obornik, tam gdzie mamy zbiornik – stwierdził mężczyzna. Tym razem, gdy tylko woźnica nas zobaczył, wywiózł obornik w specjalne obudowane betonem miejsce. Tam powinien być składowany. Jest tam jednak prawie pusto. - Pytaliśmy do ilu dni ten obornik powinien być przeorany, według prawa unijnego. Najpóźniej trzy, cztery dni. A to leży tutaj na polu już około miesiąca – mówi Barbara Szczurek, mieszkanka Konar. Jak się okazuje, spółdzielnia wywozi na pole nie tylko obornik. Również padłe zwierzęta. Jak twierdzą mieszkańcy – nie po raz pierwszy. - Jest problem, bo my nie mamy w kompetencjach utrzymania porządku i czystości w gminie. Jeżeli jest taka sytuacja, że to nie jest przeorane, to znaczy, że nie ma porządku na terenie gminy, to wójt powinien wyciągać konsekwencje – twierdzi Kazimierz Żak, powiatowy lekarz weterynarii w Krakowie. Mieszkańcy – oczywiście – niejednokrotnie interweniowali już w urzędzie gminy. Bezskutecznie. - Piszemy pisma do instytucji kontrolnych. Te instytucje prowadzą różnego typu kontrole i stwierdzają, że wszystko prowadzone jest tam z obowiązującymi przepisami – tłumaczy Krzysztof Musiał, wójt gminy Mogilany Ekipa UWAGI! również poinformowała o sprawie powiatowy inspektorat weterynarii. Po kilku godzinach od telefonu przyjechała kontrola. - Dzisiaj nie będziemy problemu rozwiązywać, bo jest po g. 15. Nie oczekujecie ode mnie czegoś, co nie należy do moich kompetencji. Nie oczekujecie od nas rozwiązania spraw, które są od wójta – uznał Kazimierz Żak, powiatowy lekarz weterynarii w Krakowie. Wójt – jak już wiemy – nie, inspekcja weterynarii – nie, może sanepid? - Zagrożenie, jakie stwarzają muchy, zależy od wielkości populacji otoczenia. Jeśli populacja jest duża, to jest większe prawdopodobieństwo przenoszenia chorób. Jeśli chodzi o działalność w miejscowości Konary, to powiadomiliśmy stosowne organy czyli Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska , który zgodnie z ustawą o nawozach odpowiada za ewentualną gospodarkę odpadami czy też nawozami – wyjaśnia Adam Jędrzejczyk, dyrektor SANEPID w Krakowie . - Teren jest terenem rolniczym, działalność jest rolnicza. To nie jest prawda, że inspekcja nic nie robi. My też chcemy ten problem rozwiązać, tylko są pewne granice działania. My tu jeździmy bez przerwy i bez przerwy doglądamy tego terenu – mówi Wiesław Pławecki, Inspekcja Ochrony Środowiska w Krakowie. Po kilku próbach reporterom UWAGI! udało się porozmawiać z prezesem spółdzielni hodującej świnie. - Jeżeli chodzi o muchy, to muchy są wszędzie - stwierdził prezes spółdzielni. Prezes spółdzielni obiecał, że będzie rozmawiał z mieszkańcami Konar i wysłucha ich argumentów, jednak potem – nie odbierał już telefonu. Mieszkańcy Konar z utęsknieniem czekają na zimę. Wiosną czeka ich kolejna plaga much.