- Obserwujemy rowerzystów i atakujemy w najdogodniejszej chwili, kiedy jest sam i jedzie wolniej - opowiada nam młody mężczyzna, ubrany w charakterystyczne dresy. - Zarabiamy 200 zł, na czterech za jednego górala, to wypada po 50 złotych na łebka. Przy luksusowym zamówieniu, na supersprzęt do podziału mamy tysiąc złotych. Złodzieje coraz rzadziej działają w pojedynkę. Prawdziwą plagą stały się zorganizowane, działajace na zamówienie, złodziejskie szajki. Wiosna i lato, to ulubione pory rowerzystów. Niestety jest to także czas wzmożonej aktywności złodziei. Bywa, że jedynym sposobem, by uchronić rower przed kradzieżą, jest zablokowanie kół ciężkim, stalowym łańcuchem. Rowerzyści są napadani na ścieżkach rowerowych i w parkach. Złodzieje zrzucają ich z rowerów i biją, straszą nożem. Do kradzieży dochodzi nawet w biały dzień. - Moja koleżanka dostała bejsbolem w głowę, życie uratował jej kask, który zresztą pękł - opowiada jeden z rowerzystów. - Przytomność odzyskała w szpitalu, rower oczywiście ukradli. Policja radzi, by znakować rowery. Policyjne numery widoczne są tylko w ultrafioletowym świetle. Wówczas łatwiej je znaleźć. Trzeba jednak jak najwczesniej zgłosić kradzież. Dobrze też mieć ze sobą dowód zakupu. Niejeden rowerzysta rozpoznał kradziony sprzęt na licytacjach w internecie. Kuszące oferty, niskie ceny, wabią tak rowerzystów, jak i złodziei. Giełdy roją się od dostawców kradzionego sprzętu. Rowerowe gangi handlują co tydzień. Co tydzień w innym mieście. Reporterce UWAGI! szybko udało się znaleźć chętnego na hurtowy odbiór ”kradzionych” rowerów. Boss szajki od razu zaproponował jej stałą współpracę.