Zataczający się Jacek M. na oczach kamery wsiadł do samochodu i odjechał. Zanim powiadomiona przez reporterów policja zdążyła zatrzymać kierowcę, ten przejechał przez pół miasta. Podczas zatrzymania Jacek M. był agresywny. - Krzyczał do nas: „Gówno mi zrobicie. Mam patenty na was i na całą komendę stołeczną. Szybciej będziecie mnie przepraszać, nim dojedziemy na komisariat” – zeznali policjanci. Radca straszył też funkcjonariuszy utratą pracy i pozbawieniem życia. Jednego z nich pobił. Jacek M. odmówił poddania się badaniu alkomatem, został więc odwieziony do izby wytrzeźwień. Tam nie dopuścił do badania krwi twierdząc, iż cierpi na hemofilię. Choroba ta pozwala na pobranie krwi tylko w warunkach szpitalnych. Alkosensor wykrył jednak w wydychanym powietrzu 1,5 promila. Niespełna rok od wydarzenia, Jackowi M. przedstawiono akt oskarżenia. Dotyczy on m.in. jazdy po pijanemu, użycia gróźb karalnych i rękoczynów. Mimo oskarżeń nadal wykonuje swój zawód. Samorząd radców prawnych, chociaż wszczął postępowanie dyscyplinarne, podjęcie ostatecznej decyzji odłożył do czasu zebrania przez prokuraturę niezbitych dowodów. Ich zdaniem, nagranie telewizyjne jest niewystarczające. Argumentem ma tu być zeznanie Jacka M., który twierdzi, że jego zachowanie było spowodowane „szczególną reakcją na alkohol”, a nie pijaństwem.