- Zachowywał się nieprzyzwoicie wobec wszystkich dziewcząt. Nie miało znaczenia ile maja lat.- To nie było normalne, żeby molestować swoje córki. Bo ja mówiłam do niego ”tato”. - Tata zmarł, mama zaczęła pić i razem z siostrą trafiłyśmy do tej rodziny. Ja miałamwtedy 14 lat, siostra 12. I byłam świadkiem takich różnych podtekstów, że klepnął w tyłek czy coś i mówił: ale ci dupica urosła. Dziewczyny mi opowiadały, że jak zostały same z nim w domu, to przychodził do ich pokoju. Siadał koło nich, po brzuchu je obmacywał, coś takiego. Każdy starał się unikać całych tych sytuacji, żeby zostać sam na sam z wujkiem. Ten wujek to 53-letni Dariusz M., były dyrektor rodzinnego domu dziecka w Pile. Od czerwca siedzi w areszcie, podejrzany o molestowanie swoich wychowanek. Dom dziecka prowadził z żoną przez 15 lat i zawsze cieszył się nieposzlakowaną opinią. Molestowane nastolatki zostały przesłuchane w obecności psychologa, który uznał, że dziewczyny nie kłamią. W ciągu następnych dni do prokuratury zgłosiły się kolejne ofiary Dariusza M., byłe wychowanki domu dziecka. Dziś są już dorosłymi kobietami. - Zeznania wszystkich kobiet składają się na logiczną całość - mówi Maria Wierzejewska-Raczyńska Prokuratura Rejonowa w Pile. Zanim molestowane przez dyrektora nastolatki zgłosiły to na policji, opowiedziały o tym fakcie szefowej Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Pile. Dyrektorka urzędu, Anna Szarzyńska, odpowiedzialna za rodzinne domu dziecka, nie uwierzyła dziewczętom - i w ich obecności wezwała do siebie Dariusza M. Doszło wówczas do zaskakującej konfrontacji. -Nie zostałyśmy uprzejmie potraktowane. Były pretensje czy wiemy z czym to się wiąże i czy wiemy jakie są tego konsekwencje. Pani dyrektor zaprosiła go do siebie i kazała nam otwarcie przy nim powiedzieć, jakie zarzuty wobec niego składamy - opowiada jedna z kobiet. Przez kilka dni nasza ekipa próbowała się umówić na spotkanie z dyrektor Szarzyńską. Ale urzędniczka unikała naszego dziennikarza. Jej podwładni na zmianę twierdzili, że pani dyrektor albo jest zajęta, albo jest w terenie, albo po prostu odmawia spotkania. Kontrolę w rodzinnym domu dziecka, oprócz urzędników z Piły, przeprowadzili także pracownicy urzędu wojewódzkiego w Poznaniu. Jej wyniki są tajne. Wiadomo jednak, że w ich raporcie jest mowa m.in. używaniu kar cielesnych wobec wychowanków domu dziecka. Wyniki obu kontroli zna ministerstwo pracy i polityki społecznej. - My nie jesteśmy w stanie postawić w każdej placówce urzędnika aby pilnował tego, co tam się dzieje. Myślę, że to nie system zawiódł, a człowiek - mówi Janusz Sejmej z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Prokuratura przesłuchała już wszystkich podopiecznych, którzy przez 15 lat mieszkali w domu dziecka prowadzonym przez Dariusza M. Były dyrektor w czasie śledztwa utrzymywał, że nigdy żadnej swojej wychowanki nie molestował. Podejrzanemu grozi kara 12 lat więzienia.