Pięcioro nastolatków zginęło w wypadku. „Barierki mogły uratować im życie”

TVN UWAGA! 5009530
TVN UWAGA! 5009530
18-letni Dominik i Weronika, 19-letni Wojtek, 17-letni Jakub oraz 18-letnia Kornelia – wszyscy zginęli w wypadku na drodze z Ciborza. Samochód, którym jechali wypadł z drogi, uderzył w betonowy element mostu, po czym wpadł do rozlewiska rzeki.

Wieczór z przyjaciółmi

Auto, w którym zginęli nastolatkowie prowadziła 19-letnia Weronika. Dziewczyna miała prawo jazdy od dwóch miesięcy. Samochód pożyczyła od swojego chłopaka.

- Nie mam żalu do Weroniki, że jechała zbyt szybko. Natomiast czuję żal, że droga nie była przygotowana. Gdyby były tam barierki, być może mieliby szanse na przeżycie – mówi Kamil Nowaczyk, brat jednej z ofiar wypadku.

W miejscu, w którym doszło do wypadku nie było barier ochronnych. Okoliczności tragedii bada prokuratura.

- Byłem na miejscu wypadku o 6:25. Widziałem jak byli wyciągani i reanimowani przez policjantów i strażaków. Nie widziałem twarzy, bo mieli maski reanimacyjne, ale brata poznałem po kurtce. Dzień wcześniej byliśmy w Zielonej Górze i ją kupował. Także kupił sobie kurtkę na śmierć – opowiada Jordan Walkowiak, brat ofiary.

Trzech chłopaków, którzy zginęli w wypadku przyjaźniło się ze sobą. Mieszkali w sąsiadujących blokach. Brat 17-letniego Jakuba próbował odtworzyć noc wypadku, by ustalić, kiedy nastolatkowie mogli wpaść do jeziora.

- Moja mama dzwoniła o godz. 3 i jeszcze był sygnał w jego telefonie, o godz. 3:20 zasięgu już nie było. Mama jest na skraju wytrzymałości, bierze leki, chce być sama, ale nie może być sama. To był jej najmłodszy syn, oczko w głowie – wyznaje Adrian Gwoździński i dodaje: Wcześniej straciliśmy już dwóch braci. Jeden z nich zginął w wypadku samochodowym kilka lat temu. To będzie pogrzeb trzeciego syna naszej mamy.

Kolejny wypadek

Dwa miesiące temu, na tym samym odcinku drogi doszło do podobnego wypadku. Mężczyzna, który wiózł matkę do szpitala wypadł z drogi na zakręcie. Bariery energochłonne zatrzymały auto, ale zostały doszczętnie zniszczone.

- Jechałem ok. godziny dwunastej. Myślę, że minimalnie przekroczyłem prędkość, ale nieznacznie. Było ślisko, skręcając koła nie skręciły, wyjechałem wprost na bandę, uderzyłem, odbiłem się i skasowałem samochód – relacjonuje uczestnik wypadku.

Po tamtym zdarzeniu, zniszczonych barier nie naprawiono. Zerwane, leżały w wodzie. Zarządca drogi, czyli starostwo powiatowe w Świebodzinie wiedziało o wypadku. W miejsce barierek postawiono jedynie biało-czerwone płotki.

- Bariery energochłonne nie zabiły tych ludzi, choć mam wątpliwość odnośnie tego, czy nie nastąpiła opieszałość przy wymianie tych barierek. Nikt z moich ludzi nie siedział w tym aucie i nie podejmował decyzji, z jaką prędkością jechać. To wielka niesprawiedliwość, że dziś szuka się winnych wśród urzędników – mówi Zbigniew Szumski, Starosta Świebodziński.

Starosta broni się sugerując, że auto w chwili wypadku miało przekroczoną dozwoloną prędkość, ale nie ma to jednoznacznych dowodów.

- Pieniądze na pewno nie stanowiły problemu w tej sprawie. Dla mnie ta sytuacja jest niezrozumiała. Sam załatwiłbym sprawę barierek w trzy dni. Muszę wyjaśnić, czemu tyle to trwało. Ta sprawa zostanie wyjaśniona – dodaje Zbigniew Szumski.

Prokurator wyjaśni

Sprawę bada prokuratura. Według wstępnych ustaleń śledczych na drodze nie było śladów hamowania, a prędkość, z jakim jechał samochód oceni biegły.

- Udało się ustalić, w którym miejscu samochód wpadł do wody. Było to miejsce bez szyny energochłonnej. W chwili wypadku stały tam zabezpieczenia tymczasowe. Brak barierek mógł mieć wpływ na śmierć tej piątki osób, ten wątek jest badany – komentuje Zbigniew Fąfera z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze i dodaje: Rolą administratora drogi jest, żeby barierki ponownie zamontować, a potem dochodzić roszczeń. W tak drażliwym miejscu, nowe barierki powinny znaleźć się natychmiast. Działania prokuratora wyjaśnią, czy mamy do czynienia tylko z opieszałością urzędników, czy będziemy mówić o zarzutach karnych.

Rodzeństwo ofiar rozpoczęło własne śledztwo. Dokumentują wszystko, co z tym odcinkiem drogi dzieje się po wypadku.

- To nie jest normalne, że na niezabezpieczonym odcinku drogi ginie pięć osób. Nie odpuszczę tej sprawy. Przez czyjąś głupotę, czy zaniechanie zginęło tyle osób – mówi Jordan Walkowiak.

Sekcja zwłok wykazała, że wszystkie ofiary utonęły. Według patomorfologa najprawdopodobniej w chwili śmierci nastolatkowie byli nieprzytomni, nie cierpieli.

podziel się:

Pozostałe wiadomości