- Jeździłem rowerem po polu taty. Wtedy zawołał mnie ten chłopak – opowiada Mateusz. Dziecko bez obaw podeszło do nieznajomego. Razem weszli do opuszczonej piekarni. Chłopiec jeszcze teraz ma mocno opuchniętą buzię, co utrudnia mu mówienie. Ale to, co wydarzyło się tragicznej soboty pamięta ze szczegółami. Napastnik bił go i kopał bez litości. Matka chłopca zaczęła się niepokoić jego długą nieobecnością. Na poszukiwanie syna wyruszył ojciec. Znalazł go na drodze prowadzącej do ich miejscowości. Nieznajomy twierdził, że spotkał pobitego chłopca i chciał bezpiecznie odprowadzić go do domu. Po drodze chłopiec opowiedział tacie, co robił z nim spotkany przed chwilą mężczyzna. Ojciec zostawił syna pod opieką rodziny, a sam poszedł po swojego kuzyna. Razem rzucili się w pościg za pedofilem. Udało im się go złapać. Wezwali policję. Ta pojawiła się prawie natychmiast. W obliczu zeznań zmaltretowanego dziecka sprawca przyznał się do tego, że zgwałcił chłopca. Na pytanie, dlaczego to zrobił, potrafił tylko odpowiedzieć: – Tak mi jakoś do głowy przyszło. Napastnikiem okazał się dwudziestoletni mężczyzna, karany już wcześniej za kradzieże i włamania. Jak sam twierdzi, gdy spotkał Matusza szedł właśnie do swojej dziewczyny. Żałuje tego, co się stało: – Chciałem przeprosić jego rodziców, że ich synowi wyrządziłem taką krzywdę. Mateusz powoli odzyskuje spokój. Ale przed całą rodziną jeszcze bardzo daleka droga. Rodzice są tego świadomi. – Piętno zostanie mu do końca życia. Nigdy się z tego nie wyleczy. Gwałcicielowi grozi do dziesięciu lat więzienia. Gdy wyjdzie na wolność, Mateusz będzie dorosłym mężczyzną i nie pozwoli się już skrzywdzić. Ale czy inne małe dzieci będą wtedy bezpieczne? Tragiczne statystyki raczej przerażają niż dają nadzieję.