Paleontolog-amator
Bartosz Glinka od czasu śmierci swoich rodziców samotnie zajmuje mieszkanie komunalne w Gdyni. Ma 40 lat i od dzieciństwa zmaga się z zespołem Aspergera. To utrudnia mu funkcjonowanie w społeczeństwie i podjęcie pracy.
Jedynym światem, w którym mężczyzna dobrze się czuje, jest paleontologia i zbieranie okazów.
- W domu mam ponad sto tysięcy skamieniałości. Najstarsze okazy mają około 500 milionów lat - mówi Bartosz Glinka, pokazując reporterce starannie ułożoną kolekcję, która znajduje się niemal w każdym pomieszczeniu jego mieszkania.
- W liceum miałem najprawdopodobniej najwyższą średnią w klasie, ale mimo to nie podszedłem do matury ze względów zdrowotnych. Stres związany z egzaminem był dla mnie nie do przeskoczenia - opowiada mężczyzna.
Pan Bartosz przyznaje, że ma problem w kontaktach międzyludzkich.
- Mam nawet problem z zadzwonieniem i umówieniem wizyty lekarskiej, czy pójściem do urzędu. Zawsze pomagał mi w tym tata. Ciężko jest mi nawet wysłać maila do osoby, której nie znam. W przypadku zespołu Aspergera nawet najmniejsza zmiana w życiu to ogromny stres - tłumaczy mężczyzna.
Trudna sytuacja materialna
Niedawno lekarze zdiagnozowali u pana Bartosza wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Choroba jest przewlekła i wymaga leczenia. Jedynym źródłem dochodu mężczyzny są zasiłki z ośrodka pomocy społecznej.
- Zasiłek pielęgnacyjny wynosi 215 złotych, a zasiłek stały 548 złotych, po opłaceniu rachunków zostawało mi około 160 złotych miesięcznie na jedzenie. Teraz nie starcza mi już nawet na opłaty, a muszę jeszcze wykupić leki - mówi pan Bartosz.
Internetowa zbiórka
Kiedy wydawało się, że sytuacja finansowa pana Bartosza nie może być już gorsza, pod koniec zeszłego roku niespodziewanie mężczyzna został poinformowany o podwyżce czynszu. Koszt wzrósł o ponad 120 procent.
Wtedy z propozycją pomocy wyszedł student geologii, który jako dziecko poznał pana Bartosza na pikniku naukowym. Student zaproponował, aby utworzyć w internecie zbiórkę.
- Bartek zadzwonił do mnie i powiedział, że jego sytuacja się pogorszyła. Zbiórkę wymyślił mój wykładowca - opowiada Szymon Swebocki.
Zanim pan Bartosz zgodził się na utworzenie zrzutki, chciał upewnić się, że nie złamie w ten sposób przepisów.
- Pani z MOPS-u powiedziała, że nie ma problemu, bo darowizna nie wlicza się do dochodu. Dodała, że jakaś inna osoba, która jest ich podopiecznym, też prowadzi zbiórkę i nie ma problemu – przywołuje Glinka.
- Kolejnego dnia po założeniu zbiórki spojrzałem na stronę i zobaczyłem, że jest już 900 złotych. Byłem w szoku, aż mi łzy poleciały. Nawet teraz, jak o tym mówię, to się wzruszam - wspomina mężczyzna.
Cofnięte świadczenia?
Wpłaty darczyńców przekroczyły kwotę 17 tysięcy złotych, ale radość pana Bartosza nie trwała długo.
- Otrzymałem telefon od pani z MOPS-u, że z powodu zbiórki prawdopodobnie będę miał odebrane zasiłek stały i ubezpieczenie zdrowotne. Poinformowano mnie, że okazało się, że w przypadku MOPS-u i zasiłku stałego, darowizna jednak się liczy - opowiada pan Bartosz.
- Bartek został wprowadzony w błąd, bo pani z MOPS-u, która się nim opiekuje, na początku powiedziała, że możemy zrobić zbiórkę, a później okazało się, że jednak nie - mówi Szymon Swebocki i dodaje: - Chcieliśmy pomóc Bartkowi i nie spodziewałem się, że tak to się przeciwko niemu obróci.
Zdziwiony postępowaniem urzędników jest również profesor z Polskiej Akademii Nauk, który poznał pana Bartosza i oglądał jego kolekcję skamieniałości.
- Z tego co wiem, to ta zrzutka była przeznaczona na to, aby pan Bartosz mógł się utrzymać i w spokoju kontynuować swoje hobby. Dla mnie to jest sytuacja niezrozumiała, wymagająca jakiejś korekty - mówi prof. dr hab. Marcin Machalski z Instytutu Paleobiologii PAN.
Z powodu zbiórki MOPS wszczął postępowanie ws. pana Bartosza.
- Otrzymałem SMS-a od pani z MOPS-u o treści: „Zasiłek będzie wstrzymany do października” - przywołuje Bartosz Glinka i dodaje: - Dowiedziałem się też, że ona myślała, że zbiorę mniej. Byłem zaskoczony, bo wcześniej nic takiego nie mówiła.
- Nie wiem, co będzie teraz. To mnie wypala od środka, chce mi się płakać - przyznaje mężczyzna.
„To jest niedopuszczalne”
Zgodnie z Ustawą o pomocy społecznej, aby nie stracić świadczeń, pan Bartosz mógł zebrać kwotę nieprzekraczającą 3,5 tysiąca złotych.
O tym, że pracownik MOPS-u miał obowiązek go o tym poinformować, jest przekonana prezes stowarzyszenia „Damy radę”.
- Nie mam słów, to chodzi o człowieka chorego, zależnego od systemów pomocowych państwa. Pan Bartosz jest pozbawiony w tej chwili świadczenia i opieki zdrowotnej. Przecież nie mówimy tu o przypadku, że pan zbierał pieniądze, żeby pojechać na wycieczkę na Karaiby, tylko na spłacenie swoich zobowiązań - mówi Beata Mirska-Piworowicz, prezes stowarzyszenia „Damy radę”.
- To jest ewidentny błąd pracownika socjalnego, który nie poinformował tego człowieka o stanie faktycznym, pomimo że takie pytanie padło. To jest niedopuszczalne – podkreśla Mirska-Piworowicz.
O sprawie pana Bartosza udało nam się porozmawiać z rzecznikiem gdyńskiego MOPS-u.
- Chciałbym powiedzieć, że to zaświadczenie nie zostało cofnięte i od grudnia wiele osób pracuje nad tym, aby te świadczenia nie zostały panu Bartoszowi cofnięte - zapewnia Cezary Horewicz. I dodaje: - Jest duża szansa na to, że albo ten zasiłek w ogóle nie zostanie wstrzymany, albo zasiłek zostanie wstrzymany na miesiąc, a ubezpieczenie zdrowotne nie wygaśnie.
- Chciałabym, żeby to wszystko dobrze się skończyło. Żeby się okazało, że to był tylko zły sen - kwituje pan Bartosz.
Interwencja naszej reporterki okazała się skuteczna, zgodnie deklaracją rzecznika MOPS-u, panu Bartoszowi zachowano świadczenia.