Dwóch bardzo groźnych przestępców nie przyjęto do ośrodka w Gostyninie. I wyszli na wolność

TVN UWAGA! 5191680
TVN UWAGA! 336219
Dwie osoby skierowane po odbyciu kar więzienia do zamkniętego ośrodka w Gostyninie nie zostały tam przyjęte z powodu braku miejsc. Jedną z nich jest mężczyzna skazany za dwa morderstwa, który zdaniem biegłych psychiatrów i psychologów, może znowu popełnić przestępstwo.

Dziennikarze rzadko są wpuszczani do ośrodka w Gostyninie. To zamknięta placówka lecznicza, gdzie trafiają osoby, które mimo odbycia kary więzienia, wciąż są zagrożeniem dla społeczeństwa.

- Dyrektorem tego ośrodka jestem od 2014 roku, czyli od jego powstania. Mamy tutaj około 60 miejsc, a pacjentów jest teraz 91. Dlatego nie możemy przyjmować kolejnych i zaczęliśmy odmawiać przyjęć – mówi dr n. med. Ryszard Wardeński, dyrektor KOZZD w Gostyninie.

Brak wolnych miejsc

21 stycznia z Zakładu Karnego w Goleniowie do ośrodka w Gostyninie przywieziony został Zbigniew M.

- Odmówiliśmy przyjęcia tego pacjenta, ponieważ nie mieliśmy wolnych miejsc. Informowałem Sąd Okręgowy w Szczecinie, że nie mam wolnych miejsc. Pracownicy służby więziennej ze Szczecina przyjechali do nas około godz. 17 i siedzieli do godz. 20. I wyjechali z powrotem do Szczecina. Nie mogliśmy go przyjąć, ponieważ nie ma dla niego przestrzeni życiowej – podkreśla dr n. med. Ryszard Wardeński.

Ośrodek siedem lat temu zaczynał swoją działalność z jednym pacjentem. Był nim pedofil Mariusz Trynkiewicz, skazany za morderstwo czterech chłopców. Potem zaczęli trafiać tam inni przestępcy z całej Polski.

- Na przykład jest taki pacjent, który dokonał zabójstwa kobiety poprzez odcięcie jej piersi i później rozcięcie jej powłok ciała od a do z. On ma iloraz inteligencji 120 – mówi dr n. med. Ryszard Wardeński.

W ośrodku jest m.in. wampir z Bytowa.

- Ogląda telewizję, czyta gazety i wychodzi na spacer. Pacjenci wywalczyli sobie i mają też dostęp do internetu. Co drugi kupuje sobie urządzenia elektroniczne. Przez cały czas mają telefony komórkowe – opowiada Wardeński.

Bezpieczeństwo

Podstawowym zadaniem ośrodka jest prowadzenie terapii umieszczonych tutaj osób. Ale w warunkach przepełnienia, praca psychologów z pacjentami staje się coraz trudniejsza.

- Jeżeli jest więcej pacjentów, niż ośrodek może pomieścić, to wiadomo, że wtedy bezpieczeństwo jest mniejsze. Mamy pilot, którego w razie czego możemy użyć. Jeżeli czujemy zagrożenie, trzeba nacisnąć przycisk – mówi Klaudia Prokopczuk, p.o. koordynator pracy psychologów KOZZD w Gostyninie. I dodaje: - Nasi pacjenci są bardzo trudnymi pacjentami. Jesteśmy z nimi na co dzień, nie tylko w salach, gabinetach, gdzie pracujemy, ale także na korytarzu, po którym się poruszamy razem. Jeżeli dochodzi do sytuacji, kiedy pojawia się agresja, to jesteśmy tak samo narażeni, jak i wszyscy pracownicy. Wielokrotnie byłam świadkiem spięć. Są też sytuacje, kiedy pojawia się fizyczna agresja, czy to w stosunku do pacjenta, czy do personelu.

Odszkodowania

Nie pozwolono nam wejść na oddziały, gdzie przebywają pacjenci. Ale udało nam się zdobyć filmy nagrane w salach, w których mieszkają, i porozmawiać z nimi przez telefon.

- Są kłótnie, są scysje. Mieszka po ośmiu pacjentów w jednym pokoju. Przypada mniej więcej 1,8 metra powierzchni na jednego pacjenta. Jest jeden oddział, na którym są cztery mniejsze sale i jest się po trzy osoby w pokoju, średnio przypada tam około 1 metr na pacjenta – słyszymy.

- Nasi pacjenci przez cały czas piszą skargi do sądu i żądają odszkodowania. Większość z nich je dostaje za tragiczne warunki pobytu w naszym ośrodku – wskazuje dyrektor placówki i podkreśla, że to odszkodowania z pieniędzy podatników.

Sprawdziliśmy w Sądzie Okręgowym w Płocku wysokość odszkodowań. Część wyroków jeszcze się nie uprawomocniła, ale w sumie dotyczą kwoty 88 tysięcy złotych.

- Jest takie zagęszczenie w naszym ośrodku, że coś nieprawdopodobnego. Nie możemy przyjąć żadnego nowego pacjenta, nie mamy przestrzeni życiowej – powtarza dr n. med. Ryszard Wardeński.

Gdzie są nieprzyjęci mężczyźni?

Sprawdziliśmy, co się stało z dwoma mężczyznami, którzy nie zostali przyjęci do ośrodka w Gostyninie. Pierwszy z nich został z powrotem odwieziony do Zakładu Karnego w Goleniowie.

- Sąd okręgowy wydał postanowienie o umieszczeniu tymczasowym, w trybie zabezpieczenia tego pana, w ośrodku w Gostyninie. To orzeczenie nie zostało wykonane, w konsekwencji okres kary upłynął i w tej chwili ten pan jest na wolności. Od 21 stycznia tego roku – przyznaje Tomasz Szaj, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Szczecinie. I dodaje: - Ostatnią karę, którą ten mężczyzna odbywał - 10 lat pozbawienia wolności, to była kara za przestępstwo zgwałcenia oraz znęcania się. Łącznie ten pan spędził w więzieniu blisko 40 lat.

Według naszych informacji, mężczyzna jest bezdomny i po wyjściu na wolność miał pojechać do Szczecina.

Rzeczniczka szczecińskiej policji zapytana o ewentualny monitoring tego człowieka, odpisała tylko, że sprawa dotyczy niejawnych działań policji.

- Tak naprawdę, jeżeli ktoś wyszedł z więzienia i jest bezdomny, to może być wszędzie, wśród nas. Nie jesteśmy chyba w stanie, jako państwo, jako policja, do końca monitorować takie osoby. Ktoś taki może wyjechać, przemieszczać się swobodnie – mówi Dariusz Korganowski z biura detektywistycznego "Top Detektyw".

Drugi mężczyzna, który nie został przyjęty do ośrodka w Gostyninie został odwieziony do Zakładu Karnego w Iławie, gdzie odbywał karę 25 lat więzienia za podwójne morderstwo. Tam został wypuszczony na wolność i od ponad miesiąca ma przebywać na terenie Koszalina.

- Sąd Okręgowy w Elblągu, który orzekał w pierwszej instancji o umieszczeniu Henryka W. w ośrodku w Gostyninie, swoje rozstrzygnięcie oparł na opiniach biegłych psychiatrów i biegłego psychologa. Biegli stwierdzili w tych opiniach, że Henryk W. jest osobą z zaburzoną osobowością, że zachodzi u niego bardzo wysokie prawdopodobieństwo, jak napisali biegli w opinii: „graniczące z pewnością", popełnienia czynu zabronionego z użyciem przemocy. Przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności seksualnej – mówi Roman Kowalkowski, rzecznik Sądu Apelacyjnego w Gdańsku.

Przyjechaliśmy do małej miejscowości w województwie pomorskim, gdzie mężczyzna nieprzyjęty do ośrodka w Gostyninie, dokonał dwóch morderstw.

- Mąż zabił swoją żonę. Poćwiartował ją i wrzucił do worka. Chciał ją spalić. Zabił też kochankę. Akurat ją zakopał w lesie – usłyszeliśmy od jednego z mieszkańców.

- To było podwójne morderstwo, a w zasadzie potrójne, bo dziewczyna była w ciąży – dodaje inna osoba.

Udało nam się ustalić, że 45-letni wówczas kierowca autobusu poćwiartował swoją żonę. Szczątki matki, ukryte w kurniku, odkrył ich syn. Podczas przesłuchań mężczyzna przyznał się do drugiego zabójstwa, innej kobiety, która miała być jego byłą kochanką, jej ciało zakopał w lesie, a miejsce ukrycia zwłok wskazał policji podczas wizji lokalnej. 25 lat temu dziennikarze pisali o podejrzeniu trzeciego morderstwa - 16-letniej dziewczyny, ale tego mu nie udowodniono. Kto zabił nastolatkę, której zwłoki znaleziono w lesie, tego nie wyjaśniono do dziś.

Ministerstwo

Co dalej z ludźmi, którzy w opinii sądów są groźni dla społeczeństwa, ale zamiast trafić do ośrodka w Gostyninie, przebywają na wolności? O to zapytaliśmy w Ministerstwie Sprawiedliwości.

- Pamiętajmy o tym, że to Ministerstwo Zdrowia zarządza placówką w Gostyninie. To właśnie minister zdrowia, przez swoich wykwalifikowanych pracowników, sprawuje nadzór nad tą placówką. Dyrektor takiego ośrodka nie może odmówić przyjęcia osoby niebezpiecznej, którą kieruje tam sąd. Taka sytuacja, która się wydarzyła, nie powinna mieć miejsca – mówi Agnieszka Borowska, rzeczniczka prasowa Ministerstwa Sprawiedliwości. I dodaje: - Dlatego prokuratura wszczęła dwa postępowania, które mają wyjaśnić, kto zawinił i wyjaśnić, jakie błędy popełniono. O odpowiedzialności zdecyduje prokurator, jeśli zdecyduje się na stawianie zarzutów, i sąd, który będzie taką sprawę badał.

Dyrektor ośrodka w Gostyninie twierdzi, że Ministerstwo Zdrowia od dawna miało pełną wiedzę o przepełnieniu i groźbie wstrzymania przyjęć.

Dr Ryszard Wardeński tłumaczy, że zdał sobie sprawę, że za chwilę nie będzie miał miejsc już 2-3 lata temu.

- Przez cały czas, non-stop informujemy Ministerstwo Zdrowia o naszej sytuacji w ośrodku. I prosimy o pieniądze na budowanie nowego ośrodka. To pozostaje bez odpowiedzi.

Ile pism zostało skierowanych do ministerstwa?

- Nie chcę wymyślać, ale chyba około 80.

Szczegółowe pytania o całą sprawę przesłaliśmy do Ministerstwa Zdrowia. Jednak mimo naszych wielu próśb, rzecznik prasowy nie znalazł czasu, aby porozmawiać z nami przed kamerą. Dostaliśmy tylko odpowiedź przesłaną mailem, w której napisano między innymi, że gotowy jest projekt rozbudowy ośrodka. Natomiast do czasu zakończenia budowy jest przygotowywany ośrodek dodatkowy poza Gostyninem.

- W czasie mojej pracy zawodowej nigdy nie byłem w takiej sytuacji, wszystko jest wywrócone do góry nogami. Co jakiś czas zdarzają się sytuacje trudne i na szczęście udaje się nam do tej pory rozwiązywać, ale przez cały czas jest taka możliwość będzie bunt. Takie jest ryzyko – mówi dyrektor Wardeński.

Ośrodek w Gostyninie po naszej w interwencji w Ministerstwie Zdrowia przyjął jednak jednego z dwóch byłych więźniów. Drugi wciąż jest na wolności.

podziel się:

Pozostałe wiadomości