Prokurator Andrzej Ołdakowski przedstawił policjantom kierującym akcją zarzuty. - Oskarżam Grażynę Biskupską o to, że pełniąc funkcję naczelnika wydziału do walki z terrorem kryminalnym w Komendzie Stołecznej Policji, przygotowując omawianą operację nie zapewniła zabezpieczenia medycznego w początkowej fazie operacji. A w szczególności zbyt późno i nieprecyzyjnie powiadomiła dyżurnego policji o miejscu operacji, a następnie nie sprawdziła jak polecenie zostało wykonane. - Oskarżam Jana P. o to, że pełniąc funkcję pierwszego zastępcy Komendanta Stołecznego wydał polecenia rozpoczęcia operacji policyjnej w sytuacji oczywistego braku zaplanowanego należytego przygotowania, braku jasnej hierarchii dowodzenia operacją - Wobec Kuby Jałoszyńskiego – pełniącego funkcję zastępcy dyrektora Centralnego Biura Śledczego KMSP i jednocześnie dowódcy zebranego pododdziału antyterrorystycznego niezasadnie odstąpił od użycia w szturmie zespołu obserwacyjno – strzeleckiego. Nie uwzględnił posiadanej wiedzy o determinacji wyjątkowo niebezpiecznych podejrzanych oraz będących w ich posiadaniu broni i granatów. Nie potrafił w jakikolwiek sposób wpłynąć na uporządkowanie panującego chaosu i przystąpienie do racjonalnego działania. Obrońcy oskarżonych nie zgadzają się z przedstawionymi zarzutami. - Moim zdaniem sprawa powinna być umorzona w prokuraturze okręgowej w Ostrołęce, mówi Piotr Drewiński, obrońca Jana P. - Twierdzę, że jest brak podstaw do skierowania oskarżenia. Uważam, że w stosunku do mojego klienta jest bezpodstawny. - Mój klient z racji obowiązujących przepisów nie powinien odpowiadać za przygotowanie i przeprowadzenie tej akcji twierdzi Ryszard Kuciński, obrońcaKuby Jałoszyńskiego. - Był tam tylko i wyłącznie z tego powodu, że chciał zobaczyć jak w sytuacjach ekstremalnych radzą sobie jego dawni podwładni, ludzie, których przeszkolił. Uważa, że ta akcja była przeprowadzona adekwatnie do wiedzy i środków, jakimi dysponowali funkcjonariusze policji. Nie można przewidzieć bomby. Gdyby ktokolwiek podejrzewał, że tam jest przygotowany ładunek wybuchowy, to nikt by tam nie wchodził. Zarzut, że nie było tam strzelców jest zarzutem chybionym. Na teren akcji, w momencie, gdy wprowadzono tam ogień, przyjechał snajper. Oddał jedne niecelny strzał i stwierdził, że jego obecność tam jest całkowicie zbędna. A wcześniej użycie snajperów było błędne czy bezzasadne, bo snajper nie może strzelać do osoby, która sama nie używa broni. Trzeci z obrońców nie chce wypowiadać się na temat sprawy. - Sprawa wpłynęła do sądu, i sąd to rozstrzygnie, moje prywatne zdanie jest nieistotne – mówi Jacek Gutkowski, obrońca Grażyny Biskupskiej. - My zawsze byliśmy tą stroną, która zaskakiwała – komentuje Dariusz Kucharski, policjant, który z powodu odniesionych ran, nie mógł wrócić do służby. - Pierwszy raz w życiu było inaczej. Nikt się nie spodziewał, że w momencie, kiedy zajmiemy dogodną pozycję do ataku nastąpi detonacja ładunku wybuchowego. Karetki nie mogły podjechać. Nie ma innej możliwości, żeby karetki stały w bezpiecznym miejscu. Dopiero ludzie muszą dociągnąć do tych karetek rannych. Dzień wcześniej też ten budynek obserwowali nasi strzelcy wyborowi, którzy przygotowywali się do szturmu. Trudno cos powiedzieć na temat tego budynku, ponieważ nie ma okien z tej strony. Nie widać krat w oknach, które były ciężkie do pokonania. Dlatego taktyka polegała na tym, żeby sforsować te drzwi. Takie mieliśmy pierwsze wrażenie, że czekali na nas. A jak było naprawdę, to trudno mi powiedzieć. Uczucie tego, że ktoś nas zdradził jest do tej pory. Byli bardzo dobrze przygotowani. Matki zabitych antyterrorystów nie potrafią pogodzić się z tragedią. - Był w Kosowi. Tam była wojna, ale tam nie zginął. A w spokojnym kraju zginął i to jest najgorsze – mówi Anna Marciniak, matka jednego z zabitych policjantów.