Odebrany matce 14-latek zginął w ośrodku wychowawczym. Co naprawdę się wydarzyło?

14-latek odebrany matce zaginął
14-latek zaginął w ośrodku wychowawczym
Oskar przebywał w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym w Lidzbarku Warmińskim. Pół roku temu wychowawca znalazł go z rozbitą głową na chodniku przed budynkiem ośrodka. Prokuratura wciąż wyjaśnia sprawę.

14-letni Oskar pochodził z Warszawy. Do Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Lidzbarku Warmińskim trafił we wrześniu 2021 roku. Nigdy nie uciekał z placówki. Nastolatek przebywał w ośrodku od roku, gdy w niedzielę w nocy wychowawca znalazł go z rozbitą głową.

- Miał rozległe obrażenia głowy m.in. stwierdzony obrzęk mózgu. Krwotoki śródmózgowe. Wykonana została skomplikowana operacja jeszcze w nocy, natychmiast po przetransportowaniu pacjenta – mówi Grzegorz Adamowicz, rzecznik Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala Dziecięcego w Olsztynie.

- Obrażenia były na tyle ciężkie, że mimo wysiłku podjętego przez naszych lekarzy, nie udało się uratować pacjenta – dodaje Adamowicz.

„Nie wierzę w wypadek”

Z relacji dyrektora placówki wynika, że Oskar uciekał z innymi wychowankami przez małe okienko w toalecie.

- Karkołomny wybór sposobu ucieczki, kiedy łatwiej zrobić to w czasie zajęć sportowych, wyjść, spacerów czy rajdów pieszych – mówi Jacek Krzywdziński, dyrektor MOW-u w Lidzbarku Warmińskim.

- Mam przeczucie, że on z tego okna nie wyskoczył, tylko musieli go na dole skopać. Przecież jakby wyskoczył z drugiego piętra, to miałby jakieś obrażenia. Miałby nogi połamane czy rękę. Nie wierzę w nieszczęśliwy wypadek – mówi Beata Kiełbowska, matka 14-latka.

Młodzieżowe Ośrodki Wychowawcze

Młodzieżowe Ośrodki Wychowawcze to placówki zamknięte. W MOW-ie w Lidzbarku Warmińskim uczy się i mieszka 60 chłopców w wieku od 10 do 18 lat. Trafiają tam nastolatkowie z upośledzeniem w stopniu lekkim, których sąd uznał za niedostosowanych społecznie.

- Uczniowie nie przemieszczają się u nas samodzielnie. Zawsze są pod opieką osoby dorosłej, wychowawcy albo nauczyciela – mówi, oprowadzając nas po placówce, Jacek Krzywdziński.

Nocą wychowanków pilnują trzej nauczyciele. Każdy ma zapewnić spokój na jednym piętrze zajmowanym przez około 20 podopiecznych. Jeden z dyżurujących opiekunów ma dostęp do monitoringu.

Czy jest film, który pokazuje z zewnątrz, jak wyglądała ucieczka, w której miał uczestniczyć Oskar?

- Widoczność jest słaba, ale można się domyślać, jak to wyglądało – mówi Jacek Krzywdziński. I relacjonuje: - Zeszło dwóch wychowanków, a Oskar schodził jako trzeci. Wychowawca natychmiast zauważył, że coś się dzieje. Najpierw skontrolował sypialnie, później wszedł do łazienki i zobaczył…

Prokuratura

Prokuratura sprawdza, czy nie doszło do nieumyślnego spowodowania śmierci Oskara i czy wychowawcy nie narazili chłopca na utratę życia. Od pół roku sprawa jednak stoi w miejscu.

- Nie udało się dotychczas przesłuchać dwóch pozostałych uczestników tejże ucieczki. Ich miejsce pobytu jest ustalane. Nie mamy też opinii biegłego, który wykonywał sekcję zwłok pokrzywdzonego – tłumaczy Daniel Brodowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.

- Czas trwania śledztwa jest też wynikiem tego, że wszystko sprawdzamy bardzo dokładnie. Nie tylko same okoliczności towarzyszące wypadkowi, ale również inne, które mogły mieć na niego wpływ – dodaje prokurator Brodowski.

Gdzie byli wcześniej opiekunowie Oskara, dlaczego nie wychwycili wcześniej, że coś się dzieje? Minął jakiś czas zanim chłopcy wydostali się przez okno.

- Na razie nie znajduję uchybień nocnego wychowawcy, które by powodowały, że muszę wszczynać jakieś działania – mówi Jacek Krzywdziński.

„Oskar chorował”

Pani Beata od czterech lat ma partnera. Wcześniej sama wychowywała Oskara oraz córkę - młodszą od chłopca o rok. Kobieta jest chora na epilepsję i jest upośledzona w stopniu lekkim. Z tego powodu nie może pracować w wyuczonym zawodzie krawcowej. Jako matka ma ograniczone prawa rodzicielskie, bo sąd uznał, że jest niewydolna wychowawczo i przyznał kuratora.

- Oskar był dzieckiem bardzo chorym. Stwierdzili u niego ADHD, miał nerwicę. W szkole miał złą opinię. Miewał dni dobre, ale jak zdenerwował go jakiś kolega, to bywał wulgarny. Krzywdy nikomu by nie zrobił, bo miałam nad nim cały czas kontrolę. Cały czas chodziłam z nim do lekarza – opowiada matka 14-latka.

W piątej klasie Oskara przeniesiono do szkoły specjalnej. W nowym miejscu chłopiec początkowo radził sobie dobrze, ale wciąż był agresywny i wulgarny. Kurator, widząc bezradność matki wobec zachowań syna, skierował sprawę do sądu o demoralizację.

- Sąd zdecydował się wszcząć sprawę o demoralizację, gdzie jako przejawy tej demoralizacji wskazano nierealizowanie obowiązku szkolnego – mówi sędzia Wioletta Iwańczuk, rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie. I dodaje: - Agresywne zachowania, głównie chodziło o agresję słowną, to były podstawy do tego, że sąd umieścił chłopca w ośrodku wychowawczym.

Przemoc?

- Jak trafił tam, to po tygodniu były alarmy, że go biją. Wysłał mi zdjęcie siniaków na ręku i przy oku – mówi matka 14-latka.

Pani Beata próbowała zmienić ośrodek w Lidzbarku Warmińskim na inną placówkę - położoną bliżej stolicy, tak by mogła odwiedzać syna i bezpośrednio kontaktować się z wychowawcami. Jej prośby nie zostały jednak uwzględnione.

- Dyrektor ani wychowawca nie chcieli na ten temat ze mną rozmawiać – mówi kobieta.

Z informacji policji w Lidzbarku Warmińskim wynika, że nie ma roku bez kliku interwencji z powodu bójek wychowanków.

O przemocy wśród nastolatków z ośrodka opowiedział nam dorosły już wychowanek, który opuścił tę placówkę. Jego zdaniem, w lidzbarskim MOW-ie jest coś na wzór fali.

- Czasami tak było, ale ja byłem z tych silniejszych. Dwóch chłopaków pobiłem, jeden miał chyba złamany przeze mnie nos, a drugi limo. Namawiali mnie, ale jakbym tego nie zrobił to sam bym dostał – tłumaczy.

Zapytaliśmy dyrektora placówki, czy rzeczywiście ze strony wychowanków jest coś takiego jak kontrolne pobicie nowego wychowanka, by sprawdzić, czy poskarży się wychowawcom.

- Nie potwierdzam takiego procederu, żeby to była zasada, że jak przyjeżdża wychowanek, to musi się bić albo jest bity – twierdzi Jacek Krzywdziński.

Po realizacji reportażu dostaliśmy informację, że udało się odnaleźć nastolatków, którzy uciekli w nocy, gdy zginął Oskar. Jest szansa, że ich wyjaśnienia pomogą ustalić, co się wtedy stało.

W sypialniach w ośrodku zainstalowano czujniki ruchu, które mają zaalarmować opiekunów, jeśli wychowankowie będą próbowali uciekać.

podziel się:

Pozostałe wiadomości