- Co to za lekcja?
- Ch… go wie.
- Niech pani mnie nie wkur…
Takie wulgarne słowa padały podczas lekcji matematyki w siódmej klasie szkoły podstawowej w małej miejscowości pod Malborkiem. Całe zdarzenie było transmitowane przez uczniów w sieci.
Licytacja na odwagę
Nagranie z lekcji, które krąży w internecie, pokazaliśmy psycholog zajmującej się problematyką dziecięcą.
- Widzimy tutaj m.in. licytowanie się na odwagę. Kto bardziej zademonstruje, że normy typu - nie przeklinaj, ma w głębokim poszanowaniu – mówi Aleksandra Piotrowska.
W nagraniu słychać też m.in.:
- Gramy w ch…?
- No.
- Ch…
- Ci w d…
Po czym wybucha salwa śmiechu.
- Ewidentnie mamy do czynienia z młodziutkimi ludźmi, którzy mają świadomość, że są bohaterami filmu, który będzie oglądany przez innych. Spojrzenia tych dzieci, ton ich głosu sugerują, że mają tego pełną świadomość i kreują się na takich bohaterów, którzy ich zdaniem mogą zyskać największy poklask – mówi psycholog. I dodaje: - Widać też, że śledzą relacje tych, którzy je oglądają. Wykonują też wyzwania, które im stawiają.
- Mamy też dziewczynkę, bohaterkę z drugiej ławki, która chyba sobie nie uświadamia, że właśnie popełniła zabroniony czyn. Nie wolno upubliczniać cudzych danych osobowych, a ona z dumą podaje imię i nazwisko nauczycielki – zwraca uwagę Aleksandra Piotrowska.
Nauczycielka prowadząca lekcję nie jest widoczna na filmiku, ale w tle słychać jej głos.
- Nie podawajcie mojego nazwiska - apeluje do uczniów.
- Chyba panią s… pieką – poda wulgarna odpowiedź ze strony jednego z nastolatków.
Później młodzież przekonuje nauczycielkę, że ktoś pozwalał na używanie telefonów na lekcji.
- Co to w ogóle za dyskusja, że inna nauczycielka pozwalała czy nie korzystać z telefonów? Nawet w statucie szkoły mają określone, że nie wolno robić tego na lekcji. Mamy niepokojący sygnał, że statut statutem, a zachowania dzieci sobie – zwraca uwagę Piotrowska.
Organem prowadzącym szkołę, w której teraz doszło do szokujących zachowań nastolatków, są władze gminy. Wójt, po objerzeniu nagrania, był przede wszystkim zaskoczony obecnością telefonów podczas lekcji.
- Lekcja jest lekcją i telefony powinny zostać w szafkach, tak by można było je odebrać po lekcji – mówi Jan Michalski.
Co na to wszystko dyrekcja szkoły? I dlaczego uczniowie mają na lekcji telefony komórkowe?
- Jest to złamanie regulaminu i naszych postanowień statutowych – mówi Patryk Dobrzyński, dyrektor placówki. I opowiada o zdarzeniu: - W szkole pojawiła się policja, która wyjaśniała sprawę z rodzicami i z nami. Rozmawiała też z psychologiem i pedagogiem szkolnym.
Znieważenie funkcjonariusza publicznego
- Policjanci przyjęli od nauczycielki zawiadomienie o znieważeniu funkcjonariusza publicznego, zabezpieczyli również jeden z telefonów nieletnich osób. Sporządzona została dokumentacja i wraz z nagraniem przekazana do sądu rodzinnego – mówi Sylwia Kowalewska z Komendy Powiatowej Policji w Malborku.
- Dojdzie jeszcze używanie wulgaryzmów w miejscu publicznym, bo wpuszczenie do internetu kwalifikowane jest jak w miejscu publicznym. Ponadto wnioskowaliśmy do sądu o rozpatrzenie sprawy pod kątem demoralizacji tych osób – dodaje policjantka.
Według policji, w szkole do tej pory nie były podejmowane jakiekolwiek interwencje, a czwórka uczniów występujących na filmiku nigdy nie weszła w konflikt z prawem.
- Osoby najbardziej zaangażowane w to, co się wydarzyło, otrzymały pisemną naganę dyrektora – mówi Patryk Dobrzyński.
Jak sprawę wyjaśniali sami uczniowie?
- Nie byli w stanie nam tego wytłumaczyć. Nie wiedzieli, do jakich konsekwencji może ich to doprowadzić. Widzieliśmy wybuch emocji i płacz na końcu nosa – opowiada dyrektor szkoły.
A jak na wydarzenia zareagowali rodzice uczniów?
- Myślę, że rodzice nie byli mniej zaskoczeni niż my – przywołuje Dobrzyński.
Poczucie bezkarności?
Nauczycielka, która prowadziła lekcję transmitowaną w internecie, uczy w tej szkole dopiero od 3 tygodni. Po zdarzeniu otrzymała od szkoły pomoc psychologiczną.
- Daleka jestem od sądzenia, że oto mamy jedną nauczycielkę na tysiące, która nie potrafiła sobie poradzić z klasą. Sądzę, że te dzieci przez wiele lat musiały doświadczać poczucia bezkarności i tego, że wielu nauczycieli czuje obawę przed takimi zachowaniami – mówi Aleksandra Piotrowska.
- To jest klasa, która sprawiała problemy wychowawcze – przyznaje dyrektor szkoły. I dodaje: – Ściśle z nią współpracowaliśmy, organizowaliśmy różnego rodzaju warsztaty i programy. Natomiast problemy, które pojawiały się w tej klasie, nigdy nie były aż tak rażące.
Może szkoła była zbyt pobłażliwa?
- Nie sądzimy tak. Uważamy, że zasady, które były wprowadzone w szkole były jasne i często przypominane. Myślę, że chwila wpłynęła na to, że uczniowie zrobili to, co zrobili. To nie było przez nich przemyślane – mówi dyrektor Dobrzyński.
Największym wyzwaniem stojącym teraz przed dyrekcją szkoły jest zaplanowanie działań, które zapobiegną podobnym zdarzeniom w przyszłości.
- Dyrektor jest młody. Jest od 1 września, czyli pół roku. Ale bardzo wysoko go oceniam i myślę, że poradzi sobie z tą sytuacją – ocenia wójt.
- W wychowaniu potrzebna jest mrówcza, codzienna praca, trwająca latami, a nie zorganizowanie im godzinnego spotkania z psychologiem albo cyklu trzech. Świetnie, że to jest, ale nie łudźmy się, że zdarzenia o akcyjnym charakterze ukształtują system wartości – mówi Aleksandra Piotrowska i podkreśla, że dobrze powinna się układać współpraca między nauczycielami i rodzicami. – Nie zapominajmy też, że w tej trudnej rzeczywistości potrzebne jest wsparcie nauczycieli.
Autor: Uwaga! TVN