Obnażał się przed dziećmi

Zdaniem sąsiadów, Marek M. to wzorowy mąż i ojciec. Społecznik zawsze chętny do pomocy. A jednak mężczyzna okazał się pedofilem produkującym filmy z pornografią dziecięcą.

- Ta sprawa miała swój początek w roku 2003. Na serwerach w Szwecji pojawiły się zdjęcia pedofilskie, które trafiły do Interpolu. Nie było wiadomo skąd one pochodzą, aż do momentu, kiedy w Kanadzie zatrzymano pedofila. W jego mieszkaniu zabezpieczono kasety, w których także były materiały pornograficzne z udziałem nieletnich. Kanadyjczycy nie wiedzieli skąd te rzeczy pochodzą, gdyż była wykasowana ścieżka dźwiękowa. Przesłali je do Interpolu. Materiały trafiły do specjalnej bazy. Porównano zdjęcia z filmami i okazało się, że są robione przez jednego człowieka. Nie było jednak wiadomo, z jakiego państwa one pochodzą. Dopiero polski policjant zauważy na nagraniu w jednym miejscu oryginalny głos sprawcy. Okazało się, że to mowa w języku polskim – mówi podinsp. Mariusz Sokołowski, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji. Policjanci z wydziału śledczego przez kilka miesięcy pracowali nad rozwikłaniem tej sprawy. Wielokrotnie przeglądali kasety przysłane przez Interpol. Chcieli znaleźć chociaż mały punkt zaczepienia, by śledztwo mogło ruszyć z miejsca. - Elementem charakterystycznym filmów była plastykowa zjeżdżalnia znanej firmy. Ustaliliśmy ile było ich sprowadzonych do Polski. Policjanci sprawdzili wszystkie place zabaw i w końcu natrafili na tę jedną, która pasowała do filmu – dodaje Sokołowski. Marek M. mieszkał na jednym z Warszawskich osiedli. Cieszył się bardzo dobrą opinią. Angażował się w życie osiedla, pomagał w budowie boiska, malował ławki i opiekował się zielenią. Znały go prawie wszystkie dzieci z którymi chętnie spędzał każdą wolną chwilę. Organizował wspólne gry i zabawy na osiedlu. - Z informacji, które wcześniej zbieraliśmy na temat tego człowieka, nic nie wskazywało, że ma tego rodzaju skłonności. Miał rodzinę, dzieci i dobrą opinię. Myślę, że i jego rodzina była zaskoczona, że został zatrzymany do takiej sprawy. Ale dowody są niepowtarzalne – przyznaje rzecznik. Mężczyzna zazwyczaj wyszukiwał dzieci z rodzin biednych i patologicznych. - Starał się wzbudzić w nich zaufanie, dawał im cukierki i lizaki. Później zabierał do piwnic, klatek schodowych, w krzaki. Tam obnażał się i w pewien sposób wykorzystywał dzieci. Nie widział w tym nic złego. Mówił, że to rzecz, która może się zdarzyć każdemu – mówi Sokołowski.

podziel się:

Pozostałe wiadomości