Oblali benzyną i podpalili strażaka

TVN UWAGA! 4645430
TVN UWAGA! 265336
27-letni strażak z Wielączy został oblany benzyną i podpalony. Sprawcami było dwóch jego kolegów strażaków. Powodem miała być zazdrość...

Wszystko działo się bardzo szybko

Jedynym świadkiem tragicznego zdarzenia był ojciec 27-latka. Obaj sprawcy często bywali gośćmi w domu poszkodowanego.

- Przyszło dwóch kolegów syna, jeden z nich podszedł, przywitał się mówiąc, że przyjechali spotkać się z Damianem – relacjonuje Andrzej Hałasa, ojciec poszkodowanego.

Kiedy Damian wyszedł z domu, sprawy potoczyły się bardzo szybko.

- Wyszedłem się z nimi przywitać. Pierwszy był Kamil, Adam siedział w samochodzie. Jak podszedłem, otworzył drzwi, wyciągnął wiaderko z benzyną i mnie oblał. Po chwili poczułem, że cały się palę – wspomina poszkodowany.

Widok płonącego syna był dla pana Andrzeja szokiem.

- Damian zaczął zrywać z siebie koszulkę, rzucił się na ziemię i zaczął czołgać. Potem ściągał buty i skarpety. Już wtedy dzwoniłem po karetkę, a on pobiegł do łazienki i polewał się zimną wodą – dodaje ojciec ofiary.

- Zacząłem pojmować co się dzieje, jak byłem w łazience. Czekałem tylko na karetkę. Ta skóra się na mnie gotowała. Zapach palonej skóry i włosów to coś okropnego – wspomina Damian Hałasa.

Powodem zazdrość?

Sprawca podpalenia, Adam G., razem z żoną Katarzyną mieszkają w sąsiedniej miejscowości. To wiadomości wysyłane przez kobietę do kolegów męża były prawdopodobnie powodem tragicznych wydarzeń.

- Żona Adama, który mnie podpalił, wypisywała wiadomości do naszego wspólnego znajomego – Karola. On ją zablokował, żeby nie pisała do niego więcej. Zaczęła pisać do mnie, żebym przekazywał Karolowi wiadomości od niej – mówi ofiara podpalenia.

- Adam miał do mnie pretensje, że nie powiedziałem mu o tym, że jego żona szuka kontaktu z Karolem. Powiedział, że obaj jesteśmy dla niego skreśleni – dodaje pan Damian.

Historię o wiadomościach pisanych przez żonę Adama G. potwierdza pan Karol.

- Pisała do mnie wiadomości, zaproszenia do spotkań. Początkowo utrzymywała, że to pomyłka. Po kilku takich wiadomościach, gdy widziałem, w którą stronę to zmierza zablokowałem te wiadomości. Na żadną z nich nie odpowiedziałem – tłumaczy pan Karol.

Drugi ze sprawców, to Kamil S, także strażak ochotnik. Mieszkał kilka domów dalej.

- Przed całym zdarzeniem, od kilku tygodni nie mieszkaliśmy już razem – mówi naszej reporterce pani Katarzyna, żona Kamila S. - Rozmawiałam z nim telefonicznie. Twierdzi, że jest niewinny, że pojechał tam tylko dlatego, żeby zawieźć na miejsce Adama. To, że nie ruszył z pomocą płonącemu Damianowi tłumaczył tym, że go wmurowało, nie umiał zareagować.

Dlaczego Kamil S. uczestniczył w podpaleniu? Zdaniem poszkodowanego, on też korespondował z żoną Adama G.

- Kilka dni temu z Kamilem piliśmy wódkę i zaczął się chwalić nową koleżanką. Pokazał mi jej zdjęcia i na jednym rozpoznałem żonę Adama. Możliwe, że bał się, że mu to przekażę – dodaje pan Damian.

Żona Adama G. jest zszokowana zachowaniem męża i jego kolegi.

- Nie wiem o tej sprawie wiele. Zrobiło się wielkie zamieszanie. Do wszystkiego się mężowi przyznałam. My się tu wszyscy znamy, oni współpracują z mężem. Mąż jest w bardzo złym stanie, mówi, że pamięta z tego dnia, że wychodził z domu. Mówił, że nie chciał go zabić. Wyszedł z domu i powiedział, że zaraz wróci.

To cud, że żyje

Pan Damian ma poparzone 30 procent ciała, czeka go przeszczep skóry. Uratowało go prawdopodobnie to, że od wielu lat działa w ochotniczej straży pożarnej. To dzięki wyszkoleniu wiedział jak się zachować, by ugasić ogień.

- To była chwila, w ogóle nie wiedziałem, co się dzieje. Dobrze, że nie straciłem zimnej krwi, bo jakbym spanikował, to bym się spalił żywcem – mówi Damian Hałasa.

Obaj sprawcy usłyszeli zarzut usiłowania zabójstwa, grozi im dożywotnia kara pozbawienia wolności. Pomimo tak ciężkich zarzutów, Sąd Rejonowy w Zamościu, po dwóch dobach wypuścił z aresztu jednego ze sprawców. Kamil S. nie jest objęty dozorem policji, nie ma także zakazu zbliżania się do ofiary i jego rodziny.

- Sąd nie widział dowodów, z których wynikało, że drugi sprawca znał zamiary podpalającego. On jedynie miał podwieźć podejrzanego i wywołać ofiarę go z domu. Swoją ucieczkę tłumaczył szokiem. Wobec drugiego ze sprawcy sąd nie zastosował żadnego środka zapobiegawczego – mówi Krzysztof Tracz z Sądu Rejonowego w Zamościu

Z taką decyzją sądu nie zgadza się poszkodowany pan Damian.

- Nawet na naszych kursach uczą nas, że nieudzielenie pierwszej pomocy poszkodowanemu grozi odpowiedzialnością karną. To gdzie ta odpowiedzialność? Mam pełną świadomość, że jakbym nie był strażakiem, to pewnie by mnie tu nie było.

podziel się:

Pozostałe wiadomości