Wszystko wydarzyło się 16 września w podprzemyskim Zadąbrowiu podczas lekcji wychowania fizycznego. Ponieważ na placu szkolnym trwał remont, wychowawczyni zabrała drugoklasistów na sąsiadujące ze szkołą boisko gminne. Tam doszło do wypadku. Jak twierdzą świadkowie nauczycielka podczas lekcji czytała i rozmawiała przez telefon i nie wiedziała, że dziecko uderzyła bramka. - Nic nie wskazywało na to, że dziecku coś się stało - Małgorzata Celarek, dyrektor Szkoły Podstawowej w Zadąbrowiu tłumaczy, czemu nie zawiadomiła pogotowia ratunkowego. – Był w kontakcie z nami, nie skarżył się na nic. O tym, że był uraz głowy dowiedzieliśmy się później od rodziców, nauczycielka tego nie wiedziała. Matka zawiozła Wiktora do szpitala w Przemyślu. Okazało się, że wypadek mógł być tragiczny w skutkach. 8-latek miał krwawienie podpajęczynówkowe i złamaną kość potyliczną. Wymiotował, bo doszło do wstrząśnienia mózgu. Niezbędny był transport helikopterem do szpitala w Rzeszowie. Od wypadku minęły prawie dwa miesiące. Tymczasem niebezpieczna bramka nadal stoi na boisku. Nie spełnia żadnych kryteriów bezpieczeństwa. Takich niebezpiecznych bramek na innych boiskach gminy Orły jest więcej. Stare, przerdzewiałe, spawane, łączone wystającymi śrubami czy chwiejące się stwarzają zagrożenie dla każdego, kto z nich korzysta. - To boisko Ludowego Zespołu Sportowego – mówi Bogusław Słabicki, wójt gminy Orły. – Wiem, że gdyby to ustawić hierarchicznie, to ja za to odpowiadam. Zleciłem zabezpieczenie i nie wiem, dlaczego tego nie zrobiono. Dyrektorka szkoły o ciężkim wypadku Wiktora, mimo obowiązku ustawowego, nie powiadomiła prokuratury. Organy ścigania i kuratorium poinformowali o sprawie rodzice chłopca. Mimo to wójt gminy Orły, który także może otrzymać zarzuty niedopełnienia obowiązków, broni postawy dyrektorki. Jednak po rozmowie przed kamerą, fatalne bramki zostały usunięte. Ale nazajutrz ekipa UWAGI! znalazła je niedaleko w trawie. Wójt tym razem obiecał, że osobiście dopilnuje, by bramki zniknęły na dobre. Wiktor na boisku będzie się mógł bawić nie wcześniej niż za pół roku. Jednak lekarze nie dają gwarancji, że chłopiec całkowicie wróci do zdrowia. Jest ryzyko, że nawet za kilka lat może zachorować na padaczkę. - Ma objawy neurologiczne – mówi Janina Siemaszkiewicz, matka Wiktora. – Siedzi, za chwilę robi się blady, bardzo szybko się męczy, non stop kręci mu się w głowie. To nie jest to dziecko, które było kiedyś. Chodzę z nim do szkoły, bo jak mu się zrobi słabo, to kto mnie zawiadomi? Nie wierzę, że zrobią to panie ze szkoły. Po naszej wizycie wójt gminy Orły zarządził kontrolę pozostałych gminnych boisk. Kuratorium oświaty bada, czy nauczycielka mogła zabrać dzieci poza teren szkoły i czy upewniła się, że jest to dla dzieci bezpieczne. Zarówno wychowawczyni Wiktora jak i dyrektorce szkoły prawdopodobnie zostanie postawiony zarzut nieudzielenia pomocy chłopcu. Matka Wiktora zastanawia się nad przeniesieniem chłopca do innej szkoły.