- Zostałam zatrudniona jako doradca do spraw Unii Europejskiej. Potem zaczęłam zajmować się dziećmi. To się bardzo spodobało i zostałam zatrudniona jako instruktor plastyki. Zawsze miałam nagrody, a moja placówka była wzorcowa. Potem dostałam dyscyplinarkę. To dla mnie jest strasznie upokarzające, bo czuję się jak kryminalista – opowiada Magdalena Talmon, była pracownica świetlicy. Pani Magda przez 11 lat, pracowała jako plastyczka w gminnej świetlicy. Straciła pracę po tym, kiedy w sali, w której prowadziła zajęcia, doszło do katastrofy budowlanej. Na początku września, w świetlicy zerwał się sufit. - Całe szczęście, że zawalił się w nocy. Jak to zobaczyłam, to usiadłam i zaczęłam płakać, bo wyobraziłam sobie, że mogły zginąć dzieci – dodaje pani Magdalena. Katastrofa była efektem spartaczonych wcześniej prac remontowych. O usterkach i zagrożeniach pracownica świetlicy już wiele tygodni wcześniej informowała dyrekcję Centrum Kultury w Supraślu, której podlega placówka. - Ja zawsze wszystko wysyłam mailem do wszystkich osób z Centrum Kultury, wiedząc że może niekoniecznie odbierze to pan dyrektor, ale zawsze ktoś odbierze. Poza tym cały czas dzwoniłam do nich w tej sprawie. Nikt się jednak tą sytuacją nie niepokoił – kontynuuje opowieść nasza była pracownica świetlicy. Kilka dni po wypadku, na wniosek rodziców, na miejscu zjawili się pracownicy nadzoru budowlanego. Dopiero wtedy część pomieszczeń została wyłączona z użytku. - Jak zajechaliśmy i zobaczyliśmy, co się stało, byliśmy zszokowani. Od razu pomyśleliśmy, że ten nadzór jest potrzebny, by mógł stwierdzić, czy stan budynku w ogóle pozwala na jego użytkowanie. Mimo że ta podsufitka runęła, to w tych dniach pan dyrektor w ogóle się nie pojawił. Został wezwany przez nadzór budowlany jako strona przy kontroli – opowiada Katarzyna Todorczuk. Dyrektor placówki, który zarządza siedmioma gminnymi świetlicami, nie poczuwa się do odpowiedzialności. Za wypadek obwinia, natomiast swoich pracowników. - Kilkakrotnie byłem wcześniej w tym budynku. Nie widziałem tutaj nic niepokojącego. Gdyby tutaj się działy rzeczy niepokojące, to ani pani świetliczanka, ani instruktor nie powinni tutaj wprowadzać dzieci – mówi Adam Jakuć, dyrektor Centrum Kultury i Rekreacji w Supraślu. Kiedy o sprawie zrobiło się głośno, pracownica świetlicy została dyscyplinarnie zwolniona. - Dostałam dziwnego maila od pana dyrektora, że nie mogę się kontaktować z mediami. Ale na drugi dzień zrozumiałam, bo tego dnia ukazał się artykuł, z którego wynikało, że pan dyrektor nic nie wiedział i że jest strasznie zaskoczony, że ja dopuściłam do takiej sytuacji, że w ogóle dzieci wpuściłam – opowiada Magdalena Talmon. Szansą na zmianę decyzji o zwolnieniu, miało być podpisanie notatki służbowej, działającej na korzyść dyrektora. - Pan dyrektor grzecznie i sympatycznie poprosił mnie o napisanie notatki wybielającej. Punkt po punkcie on mi dyktował jak to ma wyglądać. Jak podpisałam, pan dyrektor skserował i od razu rozpoczęła się rozmowa o zmianie umowy, o podwyżce. Pan dyrektor był bardzo zdziwiony jak powiedziałam, że ani podwyżka, ani umowa zlecenie mnie nie interesują – mówi dalej pani Magdalena. Dyrektor placówki odpiera wszelkie zarzuty. Nadal obwinia swoją pracownicę o niekompetencję. - Nie może być tak, że pracownik będzie bezkarnie wylewał pomyje na mnie i będzie oskarżał mnie o rzeczy, których nigdy w życiu nie zrobiłem - mówi Adam Jakuć, dyrektor Centrum Kultury i Rekreacji w Supraślu. Sprawę zwolnienia i mobbingu psychicznego, pracownica skierowała do prokuratury. Zwolniona nauczycielka nie wróciła do pracy w świetlicy. Skoro lokalni urzędnicy nie potrafili zadbać o bezpieczeństwo dzieci, powinni teraz sprawić, aby osoba, która dostrzegła i zgłosiła zagrożenie jak najszybciej wróciła na poprzednie stanowisko.