Monika C. mieszka w jednym z bloków w Nowym Dworze Mazowieckim. Pod koniec ubiegłego roku sprowadził się do niej Łukasz R. Na początku miał jedynie wynajmować pokój. Ale kobieta związała się z mężczyzną bliżej. Doszło nawet do zaręczyn. Jednak, jak mówią sąsiedzi, od początku był to niezwykle burzliwy związek.
- W tym domu notorycznie dochodziło do awantur. Do tego pijaństwo – wskazuje jedna z sąsiadek.
Ciąża i narodziny dziecka
Monika C. zaszła w ciążę. Jednak nic to nie zmieniło.
- Dalej chodziła pod sklep. Nawet nie ukrywała tego, że spożywa alkohol – podkreśla sąsiadka.
- Jak już naprawdę było słychać krzyki, to zamykali balkon i okna. Taki był z niego furiat – dodaje inna sąsiadka.
- On od zawsze miał coś z głową nie tak. Potrafił wyskoczyć z bronią. Potem okazało się, że to nie była prawdziwa broń. Normalnym człowiekiem to on nie był, zawsze zgrywał cwaniaka – słyszymy.
W lipcu urodził się Filipek, to też nie spowodowało zmiany zachowania partnerów, agresja wręcz narastała.
- Było słychać krzyki: ”Nie bij mnie, zostaw” – przywołuje jedna z sąsiadek.
- Ona od dwóch miesięcy chodziła w czapce, bo tak jej włosy powyrywał, że się wstydziła. Do tego, to dziecko non-stop płakało. Nawet jak przechodziła przez podwórko, to płakało. Ona krzyczała do niego: „Czego, k…, płaczesz. Zaraz ci dam do wypicia”. Normalnie przy ludziach – dodaje inna kobieta.
Monika C. miała nie karmić dziecka mlekiem.
- Rozcieńczała mu coś z wodą. Nie mieli pieniędzy na mleko. Wszystko szło na wódkę. Kilka dni temu widziałam, jak szli pijani. On prowadził wózek, ona szła. Dosłownie się zataczała. Żebym nie jechała samochodem z dziećmi, to bym się zatrzymała, zadzwoniła na policję i to zgłosiła – słyszymy.
Zarówno matka dziecka, jak i konkubent byli dobrze znani nowodworskiej prokuraturze i policji.
- Szczególnie mężczyzna, który był w przeszłości wielokrotnie karany za przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu, a także za przestępstwo rozboju – mówi Marcin Saduś z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
- Prowadzone były również postępowania dotyczące zdarzeń pomiędzy podejrzanym, a podejrzaną, mające również związek ze znęcaniem się. Niemniej, te zdarzenia miały miejsce w czasie, kiedy nie było na świecie Filipa – dodaje Saduś.
Z relacji sąsiadów wynika, że Łukasz R. miał założoną Niebieską Kartę.
- Ludzie z całego bloku, i nie tylko, zgłaszali, do jakich tam dochodzi sytuacji, ale nigdy nikt z opieki tam nie przyszedł, nie sprawdził. Opieka bardzo dobrze wiedziała, co się tam dzieje, ale nikt nie reagował – słyszymy od sąsiadek, które podkreślają: Tam nie było jednego, dwóch donosów. Tam w ciągu tygodnia było ich kilka. Oni żyli z pieniędzy z pomocy społecznej.
- My tak naprawdę zajęliśmy się rodziną pod koniec sierpnia tego roku – twierdzi Elżbieta Mikiel, dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej w Nowym Dworze Mazowieckim.
- Pani złożyła u nas wniosek o udzielenie pomocy finansowej. We wniosku określiła się jako samotna matka wychowująca dziecko. W trakcie wywiadu pracownik ustalił, że pani jeden z pokojów odstąpiła znajomemu, który jest osobą bezdomną, ale prowadzi osobne gospodarstwo domowe. Została udzielona pomoc finansowa i matka została objęta wsparciem asystenta rodziny.
Dyrektor Mikiel twierdzi, że pracownicy OPS nie zauważyli niczego niepokojącego.
- W mieszkaniu zawsze był porządek, dziecko było zabezpieczone. Mama zawsze była trzeźwa. Nigdy nie zgłaszała problemu z lokatorem. Teraz okazuje się, że to był partner.
„Nie wierzę w to, że on to zrobił”
Rozmawialiśmy z krewną Łukasza R., która mówi, że wiedziała o problemach jego i jego partnerki.
- Nie wierzę w to, że on to zrobił, nie mogę w to uwierzyć i wiem, że kiedyś prawda wyjdzie na jaw. Jedyny jego błąd jest taki, że nie powinien tam przebywać. Ona chodziła do sklepu i sama kupowała. Alkohol robi swoje. On miał wybór, mógł odejść od niej i nie patrzeć na to.
Jak to możliwe, że pracownicy pomocy społecznej nie zauważyli, że Monika C. jest w związku z Łukaszem R.?
- Jeżeli klientka twierdzi, że jest samotną matką, a tylko wynajmuje pokój, to przepraszam, ale nie mamy kamer w mieszkaniu – nie jesteśmy z tymi ludźmi, żeby naocznie można było coś zaobserwować. Wierzymy na słowo – twierdzi Elżbieta Mikiel.
A jak ośrodek tłumaczy informacje o zgłaszanym pijaństwie i awanturach, o których mówią sąsiedzi pary?
- Nikt z sąsiadów nie zgłaszał, że jest taka sytuacja. Nie mieliśmy żadnego zgłoszenia – podkreśla Mikiel.
Tymczasem krewna Łukasza R. zdecydowanie podważa wersję przedstawioną przez Ośrodek Pomocy Społecznej. Twierdzi, że nie jest możliwe, żeby pracownicy tej instytucji nie wiedzieli, co naprawdę dzieje się w domu Moniki C.
- Akurat wtedy, kiedy miała przyjść do nich, była trzeźwa. Przecież opieka zawsze mówi, kiedy ma przyjść. Zresztą, jak nie mogli się z nią skontaktować, kontaktowali się ze mną, jako z najbliższą osobą. Ja też ją informowałam, że ma przyjść opieka społeczna, bo się nie może dodzwonić. Ale bardzo często nie otwierała drzwi. Przecież mają to wpisane w papierach. W ogóle się zastanawiałam, czemu ją ze szpitala wypuścili z dzieckiem. W papierach jest napisane: „Dziecko alkoholiczki, z syndromem alkoholika”.
Poprzednie dziecko
Sytuacja jest tym bardziej dziwna, że kobieta miała już jedno dziecko, które po jej problemach z alkoholem, trafiło do rodziny zastępczej.
- Kuratora ta pani miała dużo wcześniej, kiedy wychowywała sama, jedno, starsze dziecko, które zostało umieszczone w rodzinie zastępczej, spokrewnionej, u dziadków – przyznaje Mikiel.
- Ani Sąd Rejonowy w Legionowie, ani Sąd Rejonowy w Nowym Dworze Mazowieckim nie posiadały informacji o tym, że Monika C. urodziła kolejne dziecko. Wydaje się, że w tego typu sytuacji uzasadnionym byłoby przekazanie informacji, że mamy kolejną ciążę i kolejne dziecko. Tak, aby to dziecko ewentualnie otoczyć opieką – uważa Marcin Kołakowski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego Warszawa-Praga.
- Zawiniła jedynie opieka, nie zrobili kompletnie nic. To dziecko prawdopodobnie od urodzenia było maltretowane – przekonuje sąsiadka pary.
- Zarówno kobieta, jak i mężczyzna podczas przesłuchania w nowodworskiej prokuraturze nie przyznali się do popełniania zarzucanych im czynów. Składali wyjaśnienia, w których przedstawiali swoją wersję przebiegu tego zdarzenia. Niemniej, nie pokrywa się ona z ustaleniami śledczych, wynikającymi z innych dowodów – mówi Marcin Saduś.
Czy matka mogła nie wiedzieć, co dzieje się z dzieckiem przez ostatnie trzy miesiące?
- W naszej ocenie jest to niemożliwe – podkreśla Saduś.