Wszystko zaczęło się od wywiadu, którego udzielił Grzegorz Lato. Według niego jeden z polskich piłkarzy przyjął od Argentyńczyków 18 tys. dolarów jako dodatkową motywację przed meczem z Włochami – gdyby Włochy przegrały, Argentyna musiałaby zakończyć swój udział w Mundialu. Dziennikarze argentyńskiej gazety ”Ole” poszli tropem tego wywiadu i ustalili, że piłkarzem tym był… Robert Gadocha. - Jeżeli ktoś rzeczywiście wziął pieniądze, a ktoś o tym wiedział i nic nie mówił, to jest to sk…. – mówi zdenerwowany Jan Tomaszewski, ówczesny bramkarz naszej drużyny. - Najlepiej, żeby to była nieprawda – dodaje Andrzej Szarmach. – Ale nawet jeśliby to była prawda, to mam żal do Grzegorza, że nie wyjaśnił tego wcześniej. - Ktoś powiedział, że Gadocha wziął pieniądze za ten mecz, można więc pomyśleć, że ktoś inny wziął za inny mecz – mówi Jacek Gmoch, asystent trenera Kazimierza Górskiego. – Trzeba ją do końca wyjaśnić, a powinien to zrobić ten, kto to zaczął. Również inni uczestnicy tamtych wydarzeń są oburzeni, zarówno faktem, że ktoś mógł wziąć, ale też tym, że Grzegorz Lato wiedział o tym i dopiero teraz zdecydował się ujawnić prawdę. Sam Lato (obecnie senator RP) wydaje się zdziwiony wszystkimi pretensjami i zamieszaniem, które wywołał. – To dziennikarze zrobili sensację – twierdzi. – Ja powiedziałem to tylko jako ciekawostkę. Robert Gadocha, podejrzany o przyjęcie pieniędzy, przebywa obecnie w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście informacje o tym, co się dzieje w kraju docierają do niego. Wie już o skandalu, który określił jako paranoję. Obiecał, że wszystko wyjaśni po powrocie. Czy mu się to uda? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że ”Orły Górskiego” już nie są tak nieskalane jak jeszcze niedawno. - To skaza, pęknięcie mitu – mówi Jan Tomaszewski. I chyba ma rację.