Niewinna ofiara porachunków dorosłych

10-letnia Dominika zginęła w pożarze własnego domu. Jej rodzinie wcześniej wielokrotnie grożono podpaleniem. Zdaniem ojca dziewczynki policja i prokuratura nie bierze tego pod uwagę.

W październiku ubiegłego roku, w nocy, w pożarze własnego domu zginęła dziesięcioletnia Dominika Gabryel. Reszta jej pięcioosobowej rodziny ledwo uszła z życiem. Od tamtej pory rodzice Dominiki nie ustają w wysiłkach, by rozwikłać zagadkę jej śmierci i ukarać podpalacza - bo że padli ofiarą podpalenia, nie mają wątpliwości. Niestety są w tej walce osamotnieni, bo policja i prokuratura kompletnie nie radzą sobie ze śledztwem: gubią się w hipotezach i zaniedbują podstawowych czynności. Śledztwo trwa osiem miesięcy i jest w punkcie wyjścia. - Drugiego października 2006 roku, o trzeciej w nocy wybito szybę i wrzucono mi do domu jakąś łatwopalną substancję, która rozprzestrzeniła się natychmiast w gabinecie – mówi Tadeusz Gabryel, ojciec Dominiki. - Gdyby mąż spał tej nocy na górze, wtedy byłby pogrzeb całej naszej rodziny – dodaje Iwona Gabryel, matka Dominiki. To, że reszta rodziny ocalała pożarze, to cud. - Żona wyskoczyła z pierwszego piętra z naszą czteromiesięczną córką na rękach. Spadła plecami na podłoże, miała uszkodzenie kręgosłupa – wspomina Tadeusz Gabryel. - Ocknęłam się w szpitalu i zapytałam pielęgniarki, czy z dziećmi wszystko dobrze. Gdy spytałam o Dominikę, pokręciła przecząco głową – płacze Iwona Gabryel. Rodzice Dominiki są pewni, że zostali podpaleni. - My wiemy, kto to zrobił, nie mamy żadnych wątpliwości – mówią razem. – Dokładnie miesiąc wcześniej człowiek ten włamał nam się do domu i odgrażał się w sposób jednoznaczny. Prokuratura nie widzi związku pomiędzy tymi dwoma sprawami. To, co bardzo nas dziwi, to fakt, że świadkami gróźb karalnych, że nas spali, że zrobi nam dym, że nas pozabija i oprawi jak świnie są policjanci. I policja nie zastosowała w stosunku do tego człowieka żadnych środków zapobiegawczych. - Ktoś mnie w to wrabia i nie będę z nikim na ten temat rozmawiał – powiedział mówi Piotr Z., którego rodzina Gabryel oskarża o podpalenie. - Ten człowiek chciał po prostu zabić mnie i moją żonę – mówi pan Gabryel. – Gdyby chodziło mu o jakiekolwiek rozliczenia między mną a nim, to pewnie zginąłbym gdzieś na ulicy i byłoby po sprawie. Ponieważ moja żona jest udziałowcem w spółce, w której ten człowiek zdefraudował ponad milion złotych – postanowił nas zabić wszystkich. - Z tego, co wiem jego alibi nie zostało w ogóle sprawdzone – mówi Michał Rapacki, prywatny detektyw. – Policja nie wykonała czynności, które pozwoliłyby na uwiarygodnienie tego człowieka. Powiedział, że był wtedy w domu i nigdzie nie wychodził i tylko na podstawie jego słowa zwolniono go do domu. - Ten człowiek jest znany w środowisku przestępczym – mówi Maciej Pawlikowski, dziennikarz Dziennika Bałtyckiego. – Funkcjonuje pod pseudonimem „Pietia”. Policja twierdzi, że sprawdza wszystkie informacje. Jednak, zdaniem Michała Rapackiego, policja do tej pory nie dokonała rozpoznania operacyjnego i nie rozmawiała o pożarze z sąsiadami. Do tej pory w charakterze świadka przesłuchano jedną osobę, która na dodatek pożaru nie widziała. Do czasu realizacji naszego reportażu rodzice Dominiki nie mieli dostępu do akt. Prokurator prowadząca sprawę tłumaczyła matce Dominiki, że najpierw ona musi zapoznać się ze sprawą, a potem dopiero będą mogli mieć do niej wgląd rodzice dziewczynki. Chciałoby się wierzyć, że śledczy robią, co mogą, by ukarać winowajcę. Ale trudno dać prokuraturze wiarę, gdy słyszy się o aktach, które raz są, a raz ich nie ma, czy o brakujących okładkach lub o innych ”trudnościach”. Prokuratura ma obowiązek udostępnić państwu Gabryelom dokumenty na temat śmierci ich córki. Dopiero po naszej interwencji niemożliwe stało się możliwe: akta znalazły się i nie ma przeszkód, by państwo Gabryelowie mogli się z nimi zapoznać.

podziel się:

Pozostałe wiadomości