16-letnia dziś Patrycja wie, że jej rodzice od dziewięciu lat są w zakładzie karnym. Wie też, dlaczego tam się znajdują. - No bo składaliśmy fałszywe zeznania - mówi.
"Przeżyłem piekło"
Patrycja wraz z trojgiem rodzeństwa mieszka w domu Gabrieli i Adama Kamińskich.
Ona oraz bliźnięta, Ola i Olek, są dziećmi adopcyjnymi. W ramach rodziny zastępczej dołączył do nich również starszy brat Adam. Wcześniej, w latach 2007-2012, gdy dzieci mieszkały w rodzinie zastępczej małżeństwa N. pod Rybnikiem, przeżywać miały tam koszmar.
- To były takie kary, że nie dostawaliśmy kolacji albo obiadu. Cały czas głodni chodziliśmy - mówi jeden z chłopców. - Byliśmy bici. Brała nas za włosy i uderzała o poręcz albo o ścianę - wspomina drugi. - Uśmiechnęłam się, pani Agnieszka to zobaczyła, podeszła do mnie i mi przecięła rękę nożem - opowiada dziewczyna. - Niekiedy po szkole byliśmy zamykani w klatce dla psa - dodaje jej siostra. Wszystkie dzieci twierdzą, że bały się Agnieszki N., matki zastępczej. - Nie ukrywajmy, przeżyłem piekło tam i nie chcę do tego wrócić - mówi jeden z chłopców.
W sądzie toczy się proces małżeństwa N., które prowadziło rodzinę zastępczą. Oboje zostali oskarżeni o psychiczne i fizyczne znęcanie się nad dziećmi.
- Pani w sposób bardzo dziwny tłumaczyła się, że dziećmi można manipulować, że nagrody w formie McDonalda to są takie rzeczy, za które dzieci wszystko powiedzą. Była zbulwersowana, jak dzieci mogą donosić na własnych rodziców - relacjonuje Gabriela Kamińska, matka adopcyjna dzieci. Agnieszka N. miała też twierdzić, że w następnej kolejności dzieci oskarżą panią Gabrielę i pana Adama. - Sugerowała mi, że dzieci to są takie osoby, które wymyślają i wszystkich po kolei do wiezienia pakują - wspomina pani Gabriela.
"To jest wiersz, nie zeznania"
Po tym wydarzeniu pani Gabriela postanowiła poznać akta sprawy karnej rodziców biologicznych. Oboje odsiadują wyrok za molestowanie seksualne swoich dzieci.
- Poszłam z nastawieniem, że zobaczę drastyczne rzeczy - opowiada i dodaje, że w aktach znalazła album rodzinny. - Dostałam gęsiej skóry, jak to zobaczyłam. Widziałam dzieci, które się przytulają do rodziców, które się uśmiechają, które są wtulone w ojca, wtulone w matkę - mówi pani Gabriela.
Wspomina, że z akt wynikało, iż rodzice biologiczni zostali skazani na podstawie zeznań dzieci i Agnieszki N. - Zeznawała, że dzieci były ustawiane i każdy po kolei musiał brać do ust. Że matka wykonywała zdjęcia dzieciom nago, że te zdjęcia były rozpowszechniane - wylicza pani Gabriela.
A pan Adam wspomina, że w aktach zadziwił go zapis zeznań dzieci. - Zeznają tymi samymi słowami. Nie trzeba być biegłym, wystarczy mieć dwójkę dzieci w domu. Jak się ich człowiek spyta o jakiekolwiek zdarzenie na podwórku czy w szkole, to obydwoje będą mówili o tym samym zdarzeniu, ale kompletnie innymi słowami. Nigdy nie jest tak, że dzieci powtarzają dokładnie te same słowa. To jest wiersz, a nie zeznania - tłumaczy.
Zwraca też uwagę na zeznania Patrycji, która twierdziła, że dochodziło do stosunków między nią a ojcem. - Po czym jest badanie dwóch biegłych ginekologów, którzy stwierdzają, że nic nie jest naruszone - mówi pan Adam.
Groźby, kary i nagrody
Pani Gabriela, gdy przeczytała akta, postanowiła porozmawiać z dziećmi. Zapytała, czy wiedzą, za co w więzieniu siedzą ich biologiczni rodzice. - Mówię: "To ja nazwę to po imieniu: za molestowanie seksualne was". Pamiętam, że Ola się odezwała i powiedziała: "Mamo, my tak musieliśmy mówić, bo tak nam pani Agnieszka kazała. A jak tego nie robiliśmy, to dostawaliśmy lanie, byliśmy karani" - relacjonuje swoją rozmowę z dziećmi.
Sprawę molestowania seksualnego przez rodziców biologicznych miała wykryć w 2008 roku Agnieszka N. Zeznania składały dzieci, które miały wtedy od 4 do 7 lat.
- Jak mieliśmy iść tam na jakieś przesłuchanie czy coś, to ona nam mówiła, co mamy powtarzać, że ci rodzice nas bili, że niby nas molestowali - mówi teraz 13-letnia Ola.
- Nie wiedziałam, o co tak naprawdę była ta sprawa - twierdzi jej brat, 13-letni Olek. - Pani Agnieszka nam mówiła, że mamy po prostu tak mówić. To była sytuacja, gdzie byliśmy głodzeni, ona nam powiedziała, że po tym, jak tak powiemy, zabierze nas do McDonalda - opisuje.
- Pamiętam tylko, że byliśmy bici, i to tak naprawdę - mówi 17-letni Adam i przyznaje, że bardzo bał się kobiety. - Moje rodzeństwo też się bało. Byliśmy bezsilni - dodaje.
- Pani Agnieszka powiedziała, że to byli źli ludzie, że zrobili nam bardzo wielką krzywdę, mówiła, że robili nam zdjęcia, że przebywaliśmy z różnymi mężczyznami, którzy nas krzywdzili, że wsadzali nam palce w różne części ciała - wylicza Patrycja. Przyznaje, że kobieta "nakręcała wszystko" tak, żeby dziecko uwierzyło w te wydarzenia. - Ja z takim niedowierzaniem tego słuchałam, bo wiedziałam, że coś takiego się nie zdarzyło w mojej biologicznej rodzinie - mówi dziewczynka. Jak twierdzi, pamięta, że w domu był alkohol, kłótnie, przyjazd policji, ale pewna jest, że molestowania nie było. Dodaje, że na pewno nie wyparła takich wydarzeń z pamięci. - Jestem pewna, że nie dochodziło do takiego czegoś - mówi.
O całej sprawie chcieliśmy porozmawiać z kobietą, która prowadziła rodzinę zastępczą. Nie chciała spotkać się przed kamerą.
"Nie było tego. To jest jakiś horror"
Gdy dowiedziała się o fałszywych zeznaniach, a także po przeczytaniu akt, pani Gabriela zdecydowała się wysłać list do więzienia, w którym przebywają biologiczni rodzice dzieci. - Napisałam, że adoptowałam ich dzieci, i że podejrzewamy, że nie doszło w ogóle do przestępstwa na tle seksualnym - opowiada. Niedługo potem razem z mężem odwiedziła w areszcie biologicznego ojca dzieci.
- Pan płakał, łkał wręcz. Powiedział, że modlił się każdego dnia, żeby ktoś przeczytał te akta - wspomina pani Gabriela. Dodaje, że mężczyzna zapytał, czy zdają sobie sprawę z tego, co w więzieniu dzieje się ludźmi, którzy skazani są za tego typu przestępstwa. - Powiedzieliśmy z mężem, że tak, że wiemy - mówi.
Rodzice biologiczni zostali prawomocnie skazani na 12 lat więzienia. Tego, że dzieci nie miały z ich strony odpowiedniej opieki, nie ukrywa ich babcia ze strony ojca. Ale zaprzecza, by dzieci miały być molestowane seksualnie.
- Może mi pani ręce poobcinać w tej chwili. Obydwie. Nie było tego. To jest jakiś horror - twierdzi kobieta. - Już nie wiem, gdzie, z kim rozmawiać, żeby to się wyjaśniło. Żeby ktoś zauważył, że tego nie ma, nie było - mówi o rzekomym molestowaniu.
O swoich ustaleniach rodzice adopcyjni poinformowali prokuraturę. Wiarygodność tego, co mówią dziś dzieci, sprawdziła biegła psycholog, która specjalizuje się w sprawach związanych z molestowaniem seksualnym nieletnich.
- W rodzinie zastępczej rzeczywiście dochodziło do tej przemocy. Dzieci były bite, zastraszane. Natomiast nie powiedziały nic o tym, żeby w rodzinie biologicznej dochodziło do przemocy seksualnej - mówi Katarzyna Kiwer.
Dodaje, że dzieci odtwarzają wspomnienia, ale nie pojawia się w nich nic związanego z molestowaniem.
Według niej do przesłuchań sprzed lat dzieci nie były prawidłowo przygotowane. - Psycholog nie rozpoznał ich aktualnej życiowej sytuacji, tego jak funkcjonują, jakie mają problemy - mówi i dodaje: - Z tego, co mówią dzieci, wynika że w trakcie przesłuchania zadawano im pytania sugerujące.
Katarzyna Kiwer potwierdza też, że dzieci mówiły o instrukcjach co do treści zeznań, a także o karach i nagrodach za to, że powiedziały to, co miały powiedzieć. - Mówiły też, że były nawet przygotowane do psychologicznych testów projekcyjnych. Czyli jak będą rysować rysunek drzewa, to mają go narysować w taki sposób, który może świadczyć o tym, że były ofiarami przemocy seksualnej - mówi i wymienia przykład: dziupla w narysowanym drzewie może świadczyć o tym, że dziecko było molestowane.
"To wszystko mnie przeraża"
Długo staraliśmy się o możliwość rozmowy z rodzicami biologicznymi dzieci, którzy od dziewięciu lat przebywają w więzieniu. Nigdy nie przyznali się do winy. Potwierdzili to w rozmowie z dziennikarką UWAGI!.
- Ja nie umiem codziennie żyć, myśleć o tym, że molestowałem dzieci, jak tego nie zrobiłem, a mówią mi, że zrobiłem - mówi ojciec dzieci. Dodaje, że wielokrotnie prosił o badanie wariografem. Bezskutecznie. - Ten stres, to napięcie... To wszystko mnie przeraża - przyznaje mężczyzna.
A matka dzieci przyznaje, że od 11 lat nie ma kontaktu z dziećmi. - Ja byłam nieporadnym rodzicem, kłóciliśmy się, szarpaliśmy się, biliśmy się. Dzieci były tego świadkiem. Nie były bite, czy popychane, czy odrzucane. Absolutnie nie - mówi ze smutkiem kobieta i dodaje, że była w szoku, gdy została oskarżona o molestowanie seksualne swoich dzieci. - Nie mogłam pojąć, o co w tym wszystkim chodzi. Nie mogłam uwierzyć, że dzieci o czymś takim mówią - twierdzi. Miała nadzieję, że wszystko wyjaśni się w procesie, przy którym pracować będą fachowcy. - Że ktoś coś zauważy, że to jest nie tak. Przecież tam przewinęło się tylu świadków na mojej sprawie i nikt nie potwierdził, że takie rzeczy się u nas działy - wspomina.
Straciła nadzieję, gdy usłyszała wyrok. Wtedy pomyślała, że się powiesi. - Bo pomyślałam, że to jest koniec. Że już mi nikt nie uwierzy, że nikt nie będzie dociekał, czy ja jestem winna, czy nie - mówi.
Dodaje, że nie ma za złe swoim dzieciom, że zeznawały na jej niekorzyść i cieszy się, że powiedziały teraz, że molestowania nie było. - Cieszę się, że one wiedzą - twierdzi.
"Chodzi o dobro dzieci"
Prokuratura Okręgowa w Gliwicach sprawdza, czy matka zastępcza wywierała wpływ na zeznania Patrycji, Oli, Olka i Adama, stosując przemoc lub groźby. Z kolei Prokuratura Krajowa wciąż analizuje akta sprawy karnej rodziców biologicznych.
Wniosek o sporządzenie kasacji na korzyść biologicznych rodziców wnieśli do Prokuratury Krajowej rodzice adopcyjni dzieci. - Obecnie trwa analiza tego postępowania. Sprawa jest wielowątkowa, skomplikowana, dosyć zawiła prawniczo - mówi Ewa Bialik, rzeczniczka Prokuratury Krajowej.
Zwraca uwagę na fakt, że prokurator krajowy może wywieść kasację jedynie w momencie, kiedy w aktach sprawy stwierdzi bezwzględną przyczynę odwoławczą. - Nie każde uchybienie procesowe daje podstawę do wywiedzenia kasacji - zaznacza.
Sprawę rodziców biologicznych dobrze zna posłanka Barbara Chrobak. Jej zdaniem prokuratura powinna podjąć zdecydowane działania.
- Dla mnie ta sprawa nie mieści się w głowie - mówi. - Dlaczego wtedy uwierzono dzieciom, a dzisiaj nie wierzy się dzieciom? - pyta. Ma nadzieję, że zostanie zawieszona kara, którą odbywają rodzice w więzieniu, a także wniesiona będzie kasacja. - Żeby skrócić tę traumę dzieciom. Bo tutaj przede wszystkim chodzi o dobro dzieci - tłumaczy.