Pani Bożena ma 40 lat, pani Ewa – blisko 60, pani Joanna ponad 60 lat. Mieszkają w jednym bloku w Katowicach. Od kilkunastu miesięcy oprócz sąsiedztwa łączy je wspólna udręka. - Dwa lata temu zaczęły dziać się dziwne historie – opowiada pani Bożena. – Najpierw były nieczystości zrzucane z góry klatki schodowej – z drugiego, trzeciego piętra. - Potem, przed poprzednimi świętami Bożego Narodzenia dostałyśmy życzenia od jednego z lokatorów – kontynuuje pani Ewa. – Przepraszał za to, co się stało, pisał, że jest chory. Myślałyśmy, że to się skończyło. Minął tydzień – i zaczęły się telefony. Panie odbierały po kilkanaście telefonów dziennie. Dzwonili mężczyźni, którzy chcieli z nimi prowadzić erotyczne – delikatnie mówiąc – pogawędki. Byli zdziwieni niechęcią do rozmowy, bo numery telefonów znaleźli na erotycznych czatach. Niezależnie od telefonów, kobiety, przede wszystkim pani Ewa, dostawały erotyczne listy, znajdowały na schodach klatki schodowej karteczki o dziwnej treści. - Wychodzę rano do pracy, i widzę, że cała klatka zasłana białymi karteczkami – mówi pani Ewa. – Na nich imiona wszystkich moich koleżanek z tego domu i różne niecenzuralne wyrazy. Pani Ewa zaprosiła w końcu do siebie mężczyznę, którego nazwisko widnieje na wszystkich listach. Ten stanowczo zaprzeczył, jakoby to on był ich autorem. Zastanawiał się, komu mogło zależeć na skompromitowaniu go i przy okazji skrzywdzeniu pani Ewy. Nie potrafił nikogo takiego znaleźć w swej pamięci. - To może być ktoś, kogo nigdy o podobne rzeczy nie podejrzewalibyśmy – mówi Andrzej Sękowski, psycholog i seksuolog. – To osoba o skłonnościach dewiacyjnych. Te kartki z imieniem i nazwą organu płciowego to symboliczny gwałt. Taki człowiek inaczej nie potrafi. Trzeba mu pomóc. Pomocy potrzebują też udręczone i wystraszone kobiety. Pani Ewa usiłowała zainteresować sprawą policję. Dowiedziała się jednak, że policja nic nie może zrobić. - Gdyby pani grozili, ma pani prawo zgłosić to na prokuraturę – powiedział w telefonicznej rozmowie policjant. – Nikt nie da pani policjanta, aby panią pilnował. Takie podejście funkcjonariusza za rażąco błędne uznał komendant miejski policji w Katowicach nadkomisarz Adam Momot. Zapewnił, że zajmie się wyjaśnieniem postępowania swojego podwładnego. Tymczasem wobec braku zainteresowania policji, trzy panie zgłosiły trzy tygodnie temu sprawę prokuraturze. Prokuratura uznała, że sprawa jest raczej prosta i ustalenie sprawcy nękania trzech sąsiadek nie powinno zająć wiele czasu. Grozi mu kara grzywny, a nawet pozbawienia wolności.